Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Gdy patrzy pan dziś na klimat wokół reprezentacji, to co pan myśli?
Jerzy Brzęczek, były selekcjoner reprezentacji Polski: Nie jest to najlepszy czas dla federacji i drużyny, ale tak jak zawsze: decydujące będą wyniki. Nie oznacza to jednak, że teraz będzie z górki, bo wrześniowe mecze eliminacji Euro 2024 będą bardzo trudne.
W PZPN afera goni aferę.
Mogę to porównać do swojego czasu w reprezentacji. Prezes Boniek był wyczulony pod względem porządku i organizacji, dbał o szczegóły. Za mojej kadencji na mecze lataliśmy zazwyczaj tylko ekipą stricte reprezentacyjną. Czasem zdarzało się, że z meczów wracali z nami sponsorzy kadry, ale nie mieliśmy sytuacji, żeby coś złego działo się na pokładzie samolotu. Wiadomo, po porażce zawsze są emocje i nerwy, dlatego coś może się wymknąć spod kontroli. Poza tym - jak się wygrywa, to nikt nie patrzy na to, co się dzieje dookoła. Po porażkach wyciąga się najmniejsze szczegóły. Tak to funkcjonuje.
ZOBACZ WIDEO: Sensacyjny transfer Zielińskiego? Dziennikarze wskazali możliwy powód
Obecny prezes PZPN Cezary Kulesza, po aferze z zabraniem na pokład skazanego za korupcję Mirosława Stasiaka przypominał, że w pana sztabie był Andrzej Woźniak - także obciążony wyrokiem.
To zupełnie inny przykład. Trener Woźniak nie trafił do reprezentacji po cichu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że moja decyzja wywoła kontrowersje i nie wszyscy ją zaakceptują. Powiedziałem prezesowi Bońkowi, że bardzo cenię Andrzeja pod względem warsztatu trenerskiego. Niczego nie ukrywaliśmy, byliśmy gotowi zmierzyć się z tematem, co zresztą od razu zrobiliśmy.
Zła otoczka wokół kadry może wpłynąć na zespół?
Może, ale wiele razy w historii polskiej piłki takie sytuacje dawały drużynie pozytywnego kopa. Na pewno po aferach i przede wszystkim przegranym meczu z Mołdawią (2:3) presja na piłkarzach reprezentacji jest jeszcze większa. Pytanie, czy zespół to udźwignie. To będzie test charakteru dla zawodników.
Pan przeczuwał kryzys w reprezentacji.
To kwestia zmiany pokoleniowej. Trudno przejść przez ten etap bezboleśnie zwłaszcza nowemu selekcjonerowi, który dopiero poznaje mentalność graczy. Z perspektywy czasu, Fernando Santos ma na wszystko już nieco inną optykę. Zobaczył, co dzieje się w naszej piłce od środka, jakim faktycznie potencjałem dysponujemy.
Santos mógł się rozczarować?
Jedno się nie zmienia: my w ocenie reprezentacji odbijamy się od ściany do ściany. Do mnie kierowano pretensje, że nie wygrałem z Włochami, którzy mieli rekordową serię 37 meczów bez porażki. Po porażce z nimi zostałem zresztą zwolniony.
Każdy wyciąga wnioski po fakcie, ja dziś mogę się jedynie uśmiechnąć. Już będąc selekcjonerem spodziewałem się, co może się wydarzyć w niedalekiej przyszłości. Mówiłem o potencjale drużyny, o etapie przejściowym w kadrze. Oceniający mnie mieli inne spojrzenie. Zawsze trzeba spojrzeć na to, czym się realne dysponuje. Nie zawsze mamy cierpliwość, a w piłce jest to istotne.
Jaki będzie najbliższy okres dla polskiej kadry?
Mam nadzieję, że dalej będziemy kwalifikowali się do dużych turniejów, ale musimy zachować czujność i pokorę. Nic nie jest dane na stałe - nie możemy przyzwyczajać się do dobrobytu. Dziś nie ma takiej sytuacji, że będziesz z kimś walczył na pół gwizdka. Mamy większy potencjał niż Mołdawia, ale przegraliśmy. Na horyzoncie czeka nas wiele trudnych spotkań. Oczywiście dalej mamy w drużynie świetnych graczy, nie uważam też, by nadchodził zmierzch Roberta Lewandowskiego. Ale czas leci, musimy być przygotowani na przyszłość. Trzymam kciuki, żebyśmy nie wpadli w dołek, choć niestety nie można wykluczyć takiego scenariusza.
Chodzi panu o zmianę pokoleniową, o inne charaktery w zespole?
Nowe pokolenie ma nieco inne nastawienie do życia. Oczywiście młodzi zawodnicy to bardzo ambitni ludzie, ale wychowani w trochę innych warunkach - znacznie korzystniejszych. W piłce jest lepiej i gorzej, w każdych realiach trzeba podołać. Właśnie charakter okazuje się w takim momencie decydujący. Duże zadanie przed doświadczonymi zawodnikami, by wprowadzili nowych chłopaków na pokład i pokazali im, co znaczy gra dla drużyny narodowej.
Doczekamy się takiej drużyny, jak choćby z mistrzostw Europy w 2016 roku?
Wtedy mieliśmy apogeum, tamto pokolenie piłkarzy weszło w swój optymalny poziom sportowy i doświadczenia. Wielu z tych graczy występowało na Euro 2012 i wtedy nie spełnili oczekiwań. To ich jednak zbudowało, później świetnie się rozwinęli.
A jak generalnie dotrzeć do polskiego piłkarza? Potrzeba sesji motywacyjnych, trzymania za gardło? Skuteczniejsze są wskazówki w obcym języku?
To kwestia bardziej związana z naszą mentalnością. Polski trener z automatu zna naszą specyfikę i uwarunkowania, dlatego Polakowi jest zwyczajnie łatwiej nawiązać relacje z zawodnikami. To temat rzeka, a i tak nie wiadomo, jakie jest najlepsze rozwiązanie. Z trenerem Adamem Nawałką było podobnie: przeżyliśmy wspaniałe Euro 2016, a później rozczarowanie na mundialu w Rosji. Czasem wydaje się, że masz wszystko pod kontrolą, ale tak nie jest. Do tanga trzeba dwojga i w drużynie musi zagrać wszystko: trener i zawodnicy.
Pan jest na razie poza zawodem, a Kuba Błaszczykowski niedawno zakończył karierę. Dlaczego teraz?
Myślę, że Kuba dałby jeszcze radę fizycznie. Wiele razy na ten temat rozmawialiśmy i Kuba doszedł do wniosku, że przyszedł już jego czas. Teraz może cieszyć się życiem rodzinnym, funkcjonować z mniejszym stresem, podróżować. Po takiej przerwie i kontuzjach ryzyko kolejnych urazów byłoby jeszcze większe.
Prowadzenie klubu, a jeszcze takiego jak Wisła, wiąże się z obciążeniem psychicznym i presją, a tych spraw do załatwienia jest wiele. Kuba ma co robić. Może mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale sytuacja ekonomiczna w Wiśle dalej jest trudna. Pozostaje jeszcze kwestia z możliwościami finansowymi Wisły: problemami, długami. Ciągle trzeba walczyć.
Kuba pożegnał się z reprezentacją tak, jak chciał?
Myślę, że było to dla niego wspaniałe i bardzo emocjonalne przeżycie. Przez te paręnaście minut spotkania z Niemcami (1:0) pokazał, że nie zapomniał, jak się gra w piłkę. Kuba zasłużył na szacunek kibiców swoją postawą. Uwielbiają go za to, co dawał kadrze pod względem sportowym, ale też osobowościowym. Mówię tu o zaangażowaniu, poświęceniu i charakterze.
Wasze losy często się przecinały.
Kuba zagrał u mnie kilka spotkań w reprezentacji i nagle została podważona jego wartość. Zarzucano nam, że gra na wyrost i tylko dlatego, że jest moją rodziną. Pokazuje to tylko, jaka jest ocena w naszym kraju. On przecież zagrał ponad sto meczów w reprezentacji, jest na trzecim miejscu pod tym względem w historii. Nie zaczął kariery w reprezentacji za mojej kadencji... Mówimy o wybitnym piłkarzu. Dalej będę bronił swoich decyzji. Kuba był mojej kadrze potrzebny, nawet jeżeli miał zagrać w meczu pięć minut. Ludzie stwarzali jednak negatywną atmosferę i spirala coraz mocniej się nakręcała.
Po czasie uważa pan, że obronił się jako selekcjoner?
Gdzieś zabrano mi moje marzenia, ale ja wiem, w jakich warunkach pracowałem i co osiągnąłem. Jeszcze kariery trenerskiej nie kończę. Ligi się zaczęły, to taki zawód, że ktoś w końcu będzie miał problemy. Ale podchodzę do wszystkiego bardzo spokojnie i obserwuje piłkę bez ciśnienia.
rozmawiał Mateusz Skwierawski