Sebastian Mila: Kamil Grosicki zasłużył na powołanie

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Sebastian Mila
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Sebastian Mila

- Jestem zaskoczony. Zasłużył na powołanie i mógłby tej kadrze jeszcze wiele zaoferować - tak ocenia Sebastian Mila decyzję Fernando Santosa, który na najbliższe mecze reprezentacji Polski nie powołał Kamila Grosickiego.

W poniedziałek Kamil Grosicki odebrał na gali PKO Ekstraklasy nagrodę dla najlepszego piłkarza ostatniego sezonu. Skrzydłowy Pogoni Szczecin ma za sobą znakomity okres - tylko w rozgrywkach ligowych strzelił 13 bramek i miał osiem asyst. Był liderem Portowców.

Już jednak dzień później uśmiech zszedł z twarzy wielokrotnego reprezentanta Polski. 34-latek nie znalazł się na liście piłkarzy powołanych do kadry na najbliższe mecze z Niemcami i Mołdawią (WIĘCEJ TUTAJ). Fernando Santos po raz kolejny nie znalazł dla niego miejsca, podobnie jak dla m.in. Kamila Glika czy Grzegorza Krychowiaka.

To jednak nieobecność gwiazdy PKO Ekstraklasy wywołała największą dyskusję. Portugalski szkoleniowiec nie chciał podawać konkretnych powodów takiej decyzji. Nie brakuje jednak ekspertów, którzy są zdziwieni brakiem "Grosika" w kadrze.

ZOBACZ WIDEO:Polak talizmanem Barcelony. "To dobry złodziej"

Jednym z tych, który spodziewał się powrotu skrzydłowego do kadry, jest jego były kolega z szatni Biało-Czerwonych, Sebastian Mila.

- Muszę przyznać, że jestem zaskoczony - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty. -  Wierzyłem, że Kamil wróci do reprezentacji, bo jest w stanie jej pomóc, zwłaszcza w takiej dyspozycji. Jedno jest pewne, że Kamil zasłużył na powołanie. Z drugiej strony trener Santos powołał 25 zawodników, z czego naprawdę wielu ofensywnych - Lewandowski, Milik, Świderski, Skóraś, Kamiński, Zalewski. I z tej grupy trudno byłoby mi kogoś skreślić, ja nie potrafiłbym tego zrobić.

Były reprezentant kraju nie widzi w pominięciu Grosickiego drugiego dna i wyjaśnia to krótko: - Chyba po prostu nie zmieścił się w koncepcji selekcjonera. Trochę nad tym ubolewam. Na pewno jest to dla Kamila ciężka sytuacja.

Po wtorkowych powołaniach selekcjonera wniosek o odmładzaniu kadry nasuwa się sam. Na zgrupowaniu pojawią się m.in. po raz kolejny Ben Lederman czy 20-letni Mateusz Łęgowski. Sebastian Mila uważa, że jest to naturalne, jednak nie jest fanem całkowitej rezygnacji z bardziej doświadczonych piłkarzy.

- Zawsze będzie się mówiło o odmładzaniu reprezentacji, to jest naturalne, młodsi w końcu zastąpią starszych. Jednak nie jestem fanem teorii całkowitego skreślania doświadczonych zawodników - odmładzanie drużyny wcale nie musi tego oznaczać. Jest potrzebna młoda krew w zespole, nowe bodźce, zmiana charakterystyki piłkarzy, to oczywiste. Ale jestem pewien, że wspomniany "Grosik" też byłby w stanie jeszcze kadrze dać coś wartościowego - dodaje Mila.

W ostatnich dniach polska piłka miała z młodych piłkarzy mnóstwo satysfakcji. Na mistrzostwach Europy do lat 17 na Węgrzech drużyna prowadzona przez Marcina Włodarskiego dotarła do półfinału, gdzie odpadła po znakomitym spotkaniu z Niemcami (3:5).

Nasi nastolatkowie zachwycili przede wszystkim nastawionym na ofensywę stylem gry, brakiem strachu i ciągłą chęcią strzelania kolejnych goli. W notesach zagranicznych skautów musiały pojawić się nazwiska Karola Borysa, Igora Brzyskiego, Filipa Rejczyka czy Filipa Wolskiego.

Mila: - To było po prostu świetne. Odwaga, chęci i proaktywna gra - to są rzeczy, o których chyba trochę zapominaliśmy. Na szczęście w ciągu ostatnich latach szkolenie się zmieniło i jestem pewien, że także w kolejnych rocznikach będziemy oglądać właśnie taką grę, zawodników odważnych, nie bojących się, stwarzających sytuacje - w tym kierunku trzeba iść. Pięknie się to oglądało.

Nasz rozmówca także był częścią juniorskiej reprezentacji Polski, która osiągnęła sukces na mistrzostwach Europy. W 2001 roku grał w drużynie prowadzonej przez Michała Globisza, która sięgnęła wtedy po złote medale. Wielu zawodników z tego zespołu trafiło potem do dorosłej reprezentacji: obok Mili choćby Tomasz Kuszczak, Paweł Brożek, Paweł Golański, Łukasz Madej czy Wojciech Łobodziński.

Co zrobić, żeby gracze z ekipy trenera Włodarskiego także trafili w przyszłości do kadry seniorów i stali się jej ważnymi postaciami? Co radzi im Sebastian Mila?

- Żeby jak najdłużej cieszyli się grą i mieli chęci do treningu. Do tego chłodna głowa i pokora, bo do pychy i samouwielbienia jest w młodym wieku bardzo bliska droga. Nigdy nie zgadzałem się ze słowami trenerów, że lubią niepokornych dzieciaków. Ja nie lubię, dla mnie liczy się pracowitość i pokora. W skali karier wielu piłkarzy na świecie, 90 procent z nich to są właśnie tacy.

Z Sebastianem Milą spotkaliśmy się na evencie organizowanym przez Instytut Sportu na terenie Legia Training Center. Były reprezentant Polski był jedną z gwiazd, która rozegrała pokazowy mecz z najmłodszymi adeptami programu Szkolnego Klubu Sportowego. Choć od zakończenia kariery minęło już kilka lat, były piłkarz m.in. Śląska Wrocław pokazał kilka efektownych akcji.

- Czy na moim przykładzie można powiedzieć, że tego się nie zapomina? Haha, waga już niestety nie ta, ale radość jest ogromna. Najbardziej, gdy widzę u dzieci naturalną chęć grania i zwycięstwa. Tego się nie da wytrenować i mieć przez całe życie. Ale na szczęście one to mają, czego im zazdroszczę - przekonuje.

- Ja też nie miałem możliwości brania udziału w takich akcjach będąc w ich wieku. Jedyną było spotkanie ze słynnymi Orłami Górskiego, kiedy przyjechały do mojego rodzinnego Koszalina i mogłem zebrać autografy. To była wówczas dla mnie wielka sprawa i motywacja - mówi Mila.

Już 10 czerwca w Stambule rozegra się ostatni akt bieżącego sezonu klubowego, czyli finał Ligi Mistrzów pomiędzy Manchesterem City a Interem Mediolan. Ekspert i komentator TVP Sport nie ma wątpliwości, komu w tym meczu kibicować.

- Obstawiam Manchester City, zdecydowanie. Kocham ten futbol Pepa Guardioli, który jest dla mnie niezwykle innowacyjnym szkoleniowcem, wręcz piłkarskim geniuszem. Chciałbym, żeby taki futbol wygrał, bo jest mi bliższy. Na pewno jednak nie można skreślać Interu, finał może się różnie potoczyć. Ale czysto piłkarsko? 100 do zera dla City, choć oczywiście tak nie będzie.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty