Europa pod wrażeniem tego, co zrobili Polacy. "Pytali nas o nich"

Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Mateusz Skoczylas
Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Mateusz Skoczylas

Reprezentacja Polski do lat 17 sprawiła sporą niespodziankę po tym, jak awansowała do półfinału mistrzostw Europy. - Pod wrażeniem są też inne federacje i przedstawiciele UEFA - mówi nam po turnieju Maciej Mateńko, wiceprezes PZPN.

Polscy nastolatkowie pod wodzą trenera Marcina Włodarskiego zaimponowali ofensywną i porywającą grą, dzięki której doszli do półfinału Euro do lat 17. Tam przegrali z Niemcami 3:5, ale mimo to zebrali świetne opinie za występ w ostatnim meczu i całym turnieju. Pod wrażeniem byli nie tylko polscy eksperci, ale też zagraniczne serwisy i łowcy talentów. Jak się dowiedzieliśmy, polską młodzież obserwowali też przedstawiciele ponad 30 europejskich klubów (więcej TUTAJ).

Biało-Czerwoni wyrównali wyczyn z 2012 roku, kiedy to kadra Marcina Dorny również doszła do półfinału. 11 lat później ten sam wynik osiągnął Włodarski, którego zatrudnił... Dorna, obecny dyrektor sportowy PZPN.

Polacy dokonali jeszcze jednej rzeczy - odegnali demony, które od lat ciągnęły się za reprezentacjami młodzieżowymi i dorosłą kadrą. Od lat wielu przedstawicieli polskiej piłki, w tym zasłużony reprezentant Polski Grzegorz Krychowiak, powtarzali, że "cel uświęca środki". - Poprzez taką, mało atrakcyjną grę, głównie defensywną, możemy osiągnąć wyniki. Powinniśmy iść w tym kierunku - mówił Krychowiak przed mundialem w Katarze. Tymczasem jego młodsi koledzy doszli do półfinału dzięki ofensywnej i atrakcyjnej grze.

ZOBACZ WIDEO:Feta i kompromitacja w Monachium, "Lewy" talizmanem Barcy i powołania do kadry - Z Pierwszej Piłki #40

O zmianie mentalności polskich trenerów i piłkarzy oraz o kolejnych planach na rozwój polskiej piłki rozmawiamy z Maciejem Mateńką, wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej do spraw szkolenia.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Czy w związkowych gabinetach wystrzeliły szampany po występie kadry lat 17?

Maciej Mateńko, wiceprezes PZPN ds. szkolenia: Cały czas spływają do nas gratulacje. Jesteśmy dumni, że chłopcy tak reprezentowali nasz kraj. I doceniają to nie tylko Polacy. Pod wrażeniem są też inne federacje i przedstawiciele UEFA. Byli ciekawi, czy podobne rozwiązania stosujemy w pozostałych reprezentacjach młodzieżowych.

I co im odpowiedzieliście?

Że to jest nasz pomysł na rozwijanie chłopców i od ponad roku grają tak wszystkie nasze kadry. Nie wszystkim to wychodzi już tak dobrze, jak drużynie do lat 17. We wtorek oglądaliśmy mecz reprezentacji U-15 z Włochami, to europejska czołówka. Przez pierwsze 20 minut chłopcy grali jak ich koledzy z U-17. Potem zabrakło nieco koncentracji i siły, Włosi zaczęli dominować. Ale brawa za początek, bo zdobyliśmy bramkę po podejściu wysokim pressingiem i zabraniu piłki bramkarzowi. Tak chcemy grać. Wszyscy nasi trenerzy będą zachęcać do takiej gry, a my jako związek będziemy zachęcać do tego kluby, by w podobnym kierunku szkoliły młodzież.

Co robicie, by tak się stało?

Znieśliśmy ewidencję wyników i tabel w najniższych kategoriach wiekowych. Nie chcieliśmy hamować dzieci presją wyniku. Trenerzy nie muszą bać się, że spadną z ligi. Dzieci mogą przez cały mecz wchodzić w pojedynki z rywalami pod własną bramką, obrońcy mogą śmiało wyprowadzać piłkę z własnego pola karnego. W grupach żaków czy skrzatów najważniejszy ma być indywidualny rozwój dzieci.

Na ostatnim zarządzie wprowadziliśmy przepis, który pozwala na włączenie dwóch starszych, późno dojrzewających zawodników do młodszego rocznika. Dzięki temu chłopcy mogą rozwijać się w adekwatnym dla siebie środowisku.

Z myślą o zmianie mentalności zmieniliśmy też system rozgrywek Centralnej Ligi Juniorów do lat 17. Stworzyliśmy dwie grupy po 16 zespołów po to, aby kluby miały większy komfort. Dzięki temu więcej drużyn na finiszu sezonu może pozwolić sobie na swobodę w grze, bez presji związanej z walką o utrzymanie.

Rozmawiałem w trakcie turnieju z Markiem Wasilukiem, byłym piłkarzem, a obecnie trenerem Jagiellonii U-19. Wspominał, jak często trenerzy mówili do niego „nie kiwaj i nie kombinuj”, kiedy sam trenował. Czy żeby wprowadzić zmiany, trzeba było odciąć się od starszego pokolenia trenerów i urządzić rewolucję?

Nie używałbym słowa "rewolucja", bo to brzmi, jakby szkolenie w PZPN zaczęło się od tej kadencji. Było wiele bardzo dobrych projektów wprowadzonych za prezesa Zbigniewa Bońka. My je kontynuujemy i rozwijamy. Dzięki temu dokonuje się przełom w świadomości trenerów, bo pokazujemy im, że niektóre rzeczy powinny iść w innym kierunku. Podkreślamy to na szkoleniach w Szkole Trenerów PZPN. Wydaliśmy program szkolenia, w którym przedstawione jest nowe holistyczne podejście do zawodnika, ale także aspekty rozumienia gry. Wkrótce drukowane egzemplarze trafią do klubów. Na każdej płaszczyźnie chcemy trafiać z przekazem do trenerów.

Jednak nie wszyscy z entuzjazmem podchodzą do waszych zmian. Kiedy w marcu ogłosiliście pomysł turnieju gry 1v1, potraktowano go ze sporą rezerwą. Czy często musicie przebijać mury w PZPN?

A jednak ten turniej okazuje się ogromnym sukcesem. Nie mamy jeszcze danych ze wszystkich województw, a już wiemy, że wystartowało w nim ponad 800 klubów i 30 tysięcy dzieci. To przerosło nasze oczekiwania. W pilotażowej edycji nie wszystkie województwa się zgłosiły. Jestem pewny, że w przyszłym roku pobijemy wszelkie rekordy. Dzieci cieszą się, że mogą wreszcie kiwać.

Skoro to, co robiono przez tyle lat, nie przynosiło pożądanych efektów, to spróbowaliśmy czegoś nowego. Cieszę się, że mamy w związku ludzi z otwartymi głowami. A z efektów rozliczycie nas za kilka lat, kiedy kolejne pokolenia będą wchodziły do seniorskiej piłki. Oczywiście zdarzają się dyskusje wśród członków zarządu na temat poszczególnych zmian, ale ostatecznie niemal wszystkie uchwały dotyczące szkolenia wprowadzane są jednogłośnie.

Ile w waszych pomysłach jest inspiracji innymi krajami, które w szkoleniu osiągnęły sukces?

Podpatrujemy inne federacje, ale nie czerpiemy od nich 1 do 1. Nie ma jednego złotego środka na szkolenie. Każdy projekt jest omawiany przez grupę ludzi i konsultowany ze środowiskiem. Staramy się dopasować go do naszych warunków i potrzeb.

Czy dużo jest w Polsce takich trenerów jak Marcin Włodarski?

Coraz więcej. Rozwijają się, dokształcają, jeżdżą na zagraniczne staże. Do piłki wchodzi bardzo dużo młodych osób z otwartymi głowami. Wprowadziliśmy nowe zasady rekrutacji na kursy UEFA PRO, dzięki którym daliśmy szansę rozwoju nowej fali trenerów. Z tego kursu po nowej rekrutacji mamy wielu zdolnych szkoleniowców, trzech z nich dostało już szansę w Ekstraklasie. Jestem przekonany, że to będzie świeża krew z nowym spojrzeniem.

Jeden z trenerów powiedział mi ostatnio, że trudno o zmiany w szkoleniu, skoro trenerzy zarabiają kilkaset lub tysiąc złotych. Co robicie, by to zmienić?

Nie mamy dużego wpływu na to, ile kluby płacą trenerom. Poprzez program Certyfikacji dajemy klubom możliwość poprawienia budżetu. Środki te można przeznaczyć na dokształcanie i wynagrodzenie szkoleniowców. W tym zawodzie najważniejsza jest jednak pasja, choć sam chciałbym, żeby trenerzy zarabiali tak, by nie musieli biegać od szkoły do szkoły i łączyć tego z pracą nauczyciela WF-u w szkołach albo z inną pracą. Przez to nie zawsze są wystarczająco przygotowani na zajęcia z dziećmi. Z myślą o nich wprowadziliśmy platformę "Łączy nas trening", dajemy im tam przykłady wzorcowych treningów dla poszczególnych kategorii wiekowych.

Czy nie możecie wprowadzić regulacji, by były widełki płacowe dla trenerów?

W tej chwili nie widzę takiej możliwości.

Co robicie, by zachęcić do futbolu przedstawicieli najmłodszego pokolenia? Eksperci podkreślają, że trudno im skupić uwagę przez cały czas trwania meczu lub od razu oczekują wynagrodzenia za wykonaną pracę, co nie pokrywa się z warunkami, w których często pracują trenerzy.

Naszym największym wyzwaniem jest wyciągnięcie dzieci z domu. Turniej gry jeden na jeden to też środek do osiągnięcia tego celu. Kiedyś wychodziliśmy w kilkanaście osób na podwórko i graliśmy w piłkę, dziś trudno zebrać tyle dzieci. Ale jak wyjdzie dwójka, to mogą się kiwać. Ten turniej zorganizowaliśmy też tak, by pomiędzy kolejnymi etapami była odpowiednio duża przerwa na przygotowanie się i szlifowanie umiejętności z kolegami. Wojewódzki turniej celowo organizujemy we wrześniu, by przez całe wakacje dzieci przygotowywały się i wyciągały kolegów na boisko. Podobną imprezę objąłem patronatem w Szczecinie. Tam z kolei jest organizowany turniej drużyn trzyosobowych. Każdy może się zgłosić, to jest wielki festyn i piłkarskie święto.

Jednak pierwszy kontakt dzieci ze sportem zaczyna się w szkole. Czy poziom lekcji wychowania fizycznego jest pana zdaniem wystarczający, by zachęcać do uprawiania sportu po zajęciach?

Niestety jest z tym problem. Za moich czasów na WF-ie robiliśmy praktycznie wszystko, było sporo gimnastyki, a potem mogliśmy zapisać się na dodatkowe zajęcia sportowe tzw. SKS. Teraz nauczyciele są pod presją rodziców, którzy kwestionują zajęcia lub pomagają dzieciom w uzyskaniu zwolnień z WF. Potem nauczyciele nie ryzykują, robią najprostsze zajęcia, a w efekcie dzieci nie są sprawne jak kiedyś. To spory problem, bo mamy dużo mniejszą liczbę uzdolnionej ruchowo młodzieży, która wejdzie do sportu. Na ogólnej sprawności dzieci skorzystałyby wszystkie dyscypliny.

rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj też:
Właściciel Polonii: Obok Legii mamy największy potencjał spośród wszystkich klubów w Polsce

Źródło artykułu: WP SportoweFakty