Zaraz stuknie półtora miesiąca odkąd polska kadra wróciła z mistrzostw świata do domu, a ja dalej czuję niesmak widząc, co dzieje się wokół reprezentacji. Jak się okazało, styl gry drużyny na mundialu w Katarze był najmniejszym problemem. Gdy szambo wybiło, nasi gracze już opalali się w ciepłych krajach. A cyrk obwoźny nie kończy trasy.
Zeszłoroczny mundial wyjaśnił wielu ludzi. Selekcjonera Czesława Michniewicza, który kłamał w najmniejszych sprawach. Kapitana Roberta Lewandowskiego, który też nie do końca jasno przedstawił kwestię premii. Odrealnionego Grzegorza Krychowiaka, wygadującego po turnieju głupoty (w wywiadzie dla portalu meczyki.pl). I wielu innych piłkarzy - schowanych na wakacjach, bojących się wyrazić własnego zdania.
Który to już raz potwierdziło się, że w reprezentacji mamy do czynienia z grupą ludzi, którym najwygodniej jest umyć ręce od nieprzyjemnych tematów. Ostatnio pojawił się też nowy trend i niestety staje się normą. Zawodnik przekazuje mediom własną opinię, ale nieoficjalnie. Tak, żeby przedstawić głos "z wewnątrz drużyny", pokierować przekazem, ale absolutnie się przy tym nie ubrudzić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo po transferze Ronaldo. Zobacz, co się działo na meczu
Może to i znak czasów, bo łatwiej jest dziś napisać w socialach o "nowych wyzwaniach" dodając do tego kilka bojowych emotikonów. Dlatego mam nadzieję, że nowy selekcjoner wstrząśnie grupą panów kręcących nosem lub ją po prostu rozbije.
Tak, by piłkarz reprezentacji stał się znowu charakternym drapieżnikiem. By nie był odważny po fakcie, np. po zwolnieniu trenera. By nie kompromitował go długimi sekundami ciszy, bo nie podpasowała mu taktyka i generalnie - by głównym prowodyrem wszystkich nieszczęść przestał być w końcu jeden człowiek - najczęściej selekcjoner. Mam wrażenie, że od dłuższego czasu polskiemu piłkarzowi bardzo zręcznie jest stać w cieniu i czekać na rozwój sytuacji.
Chcę wierzyć, że obecny prezes wybierze dobrego następcę Czesława Michniewicza, czyli odważnego trenera myślącego o czymś więcej niż wyniku, skupionego na pracy z drużyną, nie szukającego taniego poklasku i "blatowania" się z potakiwaczami.
Nie lubię tych wszystkich "trików" wizerunkowych, dlatego irytuje mnie szopka dotycząca poszukiwań selekcjonera i wypuszczanie wielu dziwacznych "newsów". Gdy słyszę, że PZPN kontaktuje się z Diego Simeone (informacja Romana Kołtonia), wciąż aktywnym trenerem Atletico Madryt, czuję zażenowanie.
Brzmi to oczywiście pięknie, ale moim zdaniem to nic innego jak zabieg PR-owy, robienie taniego przedstawienia. Znowu ktoś ze struktur federacji próbuje zrobić z polskiej kadry obiekt westchnień wielkich nazwisk. A w rzeczywistości takie postacie nie traktują pracy z naszą federacją na poważnie. Rok temu Fabio Cannavaro przyleciał do Warszawy, przedstawił plan odbudowy polskiego zespołu. W rzeczywistości chciał się przede wszystkim "odkurzyć" na rynku, który mocno go zweryfikował. Robotę Cannavaro znalazł wiele miesięcy później, w drugoligowym włoskim Benevento.
Zejdźmy na ziemię, może półkę niżej, ale pomysł z trenerem zagranicznym wspieranym przez polskiego asystenta/asystentów wydaje się być najrozsądniejszym rozwiązaniem. Na polskim rynku jest bowiem tylko jeden wolny kandydat, który z marszu dałby radę w reprezentacji - to Adam Nawałka. Maciej Skorża i Marek Papszun mają pracę.
Na najważniejszym stanowisku w kraju potrzebujemy człowieka, który odetnie się od zaściankowego myślenia i powielania frazesów, że czegoś się nie da - na przykład grać inaczej niż defensywnie. Tak jak zrobił to kiedyś Leo Beenhakker, a później Nawałka czy nawet Paulo Sousa. Pora to nasze piekiełko trochę przygasić i wstrząsnąć reprezentacyjnym przedszkolem. Za dużo tych pisków i histerii.
"To nie teleturniej!". Dudek skomentował zamieszanie wewnątrz PZPN