Chodzi o Jakuba Kałuzińskiego i Krystiana Okoniewskiego, o czym poinformowała "Interia". Lechia Gdańsk w poniedziałek wyleciała z lotniska w Warszawie w kierunku Turcji, gdzie przebywać będzie do 20 stycznia w ramach obozu przygotowawczego przed rundą wiosenną.
Dwójka młodych zawodników może wkrótce opuścić klub. Kałuziński ma już spore doświadczenie w Ekstraklasie. Rozegrał w niej 46 meczów i sporo z nich było na dobrym poziomie. Imponował spokojem, przeglądem pola, choć nie zawsze przekładało się to na liczby (tylko jeden strzelony gol). Z kolei Okoniewski dopiero 24 stycznia będzie obchodzić 18. urodziny. Do tej pory błyszczał w Centralnej Lidze Juniorów, gdzie zdobywał dużo bramek, cały czas znajduje się na radarze selekcjonerów młodzieżowych reprezentacji Polski. W pierwszym zespole Lechii jeszcze nie zdążył zadebiutować w Ekstraklasie. Dostawał szansę jedynie w sparingach, gdzie pokazywał się z dobrej strony i również potrafił strzelać gole.
Pachnie hipokryzją
Niestety, to kolejny przykład, gdy prezes klubu chce być najważniejszy. Zapewne wbrew trenerowi Marcinowi Kaczmarkowi podjęta została odgórna decyzja, że ani jeden, ani drugi nie udał się na obóz, bo nie podpisał jeszcze nowego kontraktu. W obu przypadkach umowy są ważne do 30 czerwca 2023 roku, więc teoretycznie już teraz mogą negocjować z innymi klubami. Tak samo postąpiono rok temu, gdy na zgrupowanie nie pojechał Mateusz Żukowski. Wtedy został zesłany do rezerw (których już w Lechii nie ma), a finalnie udało się go sprzedać do Rangersów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo po transferze Ronaldo. Zobacz, co się działo na meczu
Są tu jednak pewne nieścisłości. Bo Kałuziński i Okoniewski to niejedyni piłkarze Lechii, którym po tym sezonie kończą się kontrakty. Pozostali to m.in. Mario Maloca, Rafał Pietrzak, Flavio Paixao, Łukasz Zwoliński, Jarosław Kubicki czy Kristers Tobers. I co się okazuje? Że ta grupa jedzie na obóz. Pachnie hipokryzją. Wiadomo, że prezes nie mógł pozwolić sobie, by nie zabrać tych bardziej doświadczonych, bo to mogłoby wiązać się ze sportową katastrofą w rundzie wiosennej, a jednocześnie pokazał młodym, by nie "podskakiwali".
Z drugiej strony jest to oczywiste działanie na szkodę klubu. Masz zawodnika na dobrym poziomie, młodzieżowca, a przecież doskonale znamy przepisy ligowe. Większość zespołów w Polsce przyjęłaby Kałuzińskiego z pocałowaniem ręki, a Lechia wybrzydza. W normalnych okolicznościach wyglądałoby to tak, że Kałuziński grałby w Lechii do końca sezonu, a potem - nawet jeśli nie przedłuży umowy - po prostu odejdzie bez żadnych zgrzytów. Cóż, Polska, w tym przypadku Lechia, musi się jeszcze sporo nauczyć w tej kwestii.
Pomijamy fakt, że oczekiwania zawodnika, a raczej jego agenta, były nieadekwatne do prezentowanego poziomu. Nieoficjalnie słyszymy o kilkukrotnie wyższej pensji. Propozycja (wg Interii) miała pojawić się w lipcu po dwóch niezłych meczach w el. Ligi Konferencji Europy z Akademiją Pandev. Kolejnej oferty nie było. Wyglądało to tak, jakby klub czekał na zejście zawodnika i jego otoczenia o kilka poziomów niżej.
Ekwiwalent zamiast milionów
Dobry młodzieżowiec to towar deficytowy. Podczas gdy Lech Poznań sprzedaje swoich najlepszych młodych zawodników za miliony euro, może się okazać, że Lechia odda jeden ze swoich największych talentów za tzw. grosze.
1 lipca Kałuziński stanie się wolnym zawodnikiem i będzie mógł odejść za darmo do innego klubu, a Lechia otrzyma jedynie ekwiwalent za wyszkolenie.
Jeszcze na początku tego sezonu mówiło się o zainteresowaniu ze strony holenderskiego FC Utrecht, jednak później temat się wyciszył. Niemniej, Kałuziński od dłuższego czasu jest na radarze zagranicznych klubów i nie powinien długo czekać na przyzwoitą propozycję.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
CZYTAJ TAKŻE:
Prezes francuskiej federacji bez ogródek o Zidanie. "Nawet bym nie zadzwonił". Francuzi oburzeni jego słowami
Niemoc przełamana. Barcelona odczarowała stadion Atletico