Tego się nie spodziewał. Taki billboard zobaczył na wjeździe do miasta

PAP / Szymon Łabiński / Na zdjęciu: Szymon Marciniak
PAP / Szymon Łabiński / Na zdjęciu: Szymon Marciniak

Najpierw telefony od brata, potem zaskakujący billboard i przyjaciele z racami. Tak najbliżsi i sąsiedzi przywitali polskiego sędziego po powrocie z finału mistrzostw świata w Katarze.

Przez całą drogę czuł, że ten wjazd do miasta będzie wyjątkowy. O godzinie 19 w środę Szymon Marciniak po lądowaniu w Warszawie dojechał do rodzinnego Słupna, kilka kilometrów od Płocka, w którym się wychował. Przez pierwsze godziny po powrocie z Kataru towarzyszyły mu kolejne telefony nalegającego na spotkanie brata. Po tym sędzia rozpoznał, że w domu może czekać go niespodzianka. Dawno tak mocno nie domagał się szybkiego spotkania. Instynkt go nie oszukał. W codziennym życiu okazuje się mieć równie dobrą intuicję co na boisku.
 
- Na wjeździe przy hotelu zobaczyłem dużą grupę. Rozpalili flary, jakby byli na meczu, potem wystrzeliły szampany - relacjonował Marciniak. Tak przywitali go czekający w domu najbliżsi i sąsiedzi ze Słupna. A potem zobaczył billboard, którego zdjęcie obiegło już całą Polskę. Baner stanął przy głównej ulicy miasteczka, wita każdych przejeżdżających przez Słupno i przypomina, że to tu mieszka jeden z najlepszych arbitrów na świecie.

Album z Monachium

Od niedzieli Szymon Marciniak jest jednym z najbardziej znanych w świecie Polaków. Arbiter z Płocka sędziował finał mistrzostw świata Argentyna - Francja, który rozstrzygnął się w serii rzutów karnych. Cały świat był zgodny - Polak bezbłędnie poprowadził najważniejsze spotkanie czterolecia. Wyłamali się tylko Francuzi z "L'Equipe", których Marciniak i FIFA wypunktowali.

Taki billboard przywitał Marciniaka na wjeździe do Słupna, w którym mieszka od kilkunastu lat (fot. Maciej Siemiątkowski/ WP SportoweFakty).
Taki billboard przywitał Marciniaka na wjeździe do Słupna, w którym mieszka od kilkunastu lat (fot. Maciej Siemiątkowski/ WP SportoweFakty).

- Inaczej się biega i kręci kilometry pod taką presją. Od początku potraktowaliśmy ten finał jak zwykły mecz. Sędziowaliśmy mecz "białych" z "niebieskimi", a zawodników nazywaliśmy po numerach, z którymi grali. Cieszę się, że to się udało - zdradził sąsiadom na specjalnym śniadaniu w czwartek. Rano w wypełnionej po brzegi sali spotkał się ze wszystkimi i ze szczegółami opowiadał o pracy w Katarze. W urzędzie gminy przywitało go ok. 50 osób.

ZOBACZ WIDEO: Szef sędziów FIFA zachwycony Marciniakiem. Jego słowa Polak zapamięta na zawsze

Zestaw zagadnień był zróżnicowany. Jedni pytali o pracę sędziego na mundialu, ktoś zaskoczył pytaniem o to, ile jest Colliny w Marciniaku, a na koniec padła propozycja wspólnej gry w tenisa. Arbiter uśmiechnął się i odpowiedział, że w Słupnie woli pobiegać, pojeździć na rolkach lub zagrać w badmintona.

- Większość kojarzy mnie i Collinę z mocnych charakterów. Nie tolerujemy niesportowego zachowania. Pierluigi powiedział mi po finale, że przeżywał wszystko, jakby sędziował to jego syn - mówił ze wzruszeniem 41-latek.

Przez blisko godzinę rozmawiał z mieszkańcami i dziennikarzami. Pod koniec przekazał swój medal, który zrobił rundę honorową po sali. Każdy mógł go obejrzeć, przymierzyć. Wielu zrobiło sobie zdjęcia z medalem na szyi, jakby sami uczestniczyli w tym finale. W międzyczasie często uśmiechał się do znajomych. Od początku widać było, że jest wśród swoich. Kolejną godzinę rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Wśród nich był pan Andrzej, któremu Marciniak zostawił podpis w albumie poświęconym igrzyskom w Monachium z 1972 roku. Po odebraniu autografu opowiadał o sportowcach z Płocka, którzy uczestniczyli w kolejnych wielkich imprezach od tamtej pory. Teraz ma nowego idola.

Największe wsparcie

- Często biegam w Słupnie po okolicznych lasach. Tak tu szlifuję formę. Wiele twarzy kojarzę, pamiętam - przyznał się Marciniak. Po tej wypowiedzi wielu w sali się uśmiechnęło.

Szymon Marciniak zaprezentował mieszkańcom Słupna swój medal, a potem przekazał, by każdy mógł go przymierzyć (fot. Maciej Siemiątkowski/ WP SportoweFakty).
Szymon Marciniak zaprezentował mieszkańcom Słupna swój medal, a potem przekazał, by każdy mógł go przymierzyć (fot. Maciej Siemiątkowski/ WP SportoweFakty).

Odpowiedziała na to później żona. - Szymon jest bardzo kontaktowy. Zawsze stara się znaleźć chwilę i porozmawiać z każdym. Czasem się już złoszczę, bo kiedy się spieszymy, on się z kimś zaczepi i przegaduje minuty - śmiała się Magdalena Marciniak.

Arbiter tegorocznego finału mocno zwrócił uwagę na jej obecność. Podziękował jej za wsparcie, mieszkańcy uhonorowali ją brawami i równie dużym zainteresowaniem. Z najbliższej odległości obserwowała drogę Marciniaka od najniższych lig regionalnych do finału mistrzostw świata.

- Droga była niesamowicie trudna. Pełna wyrzeczeń i poświęceń. Wiele rodzinnych imprez spędziłam sama, bo Szymon miał egzaminy lub mecze. To wyrzeczenia kosztem naszego codziennego czasu. Ale było warto - opowiadała nam Magdalena Marciniak.

- Nauczyliśmy się tak funkcjonować. Najwięcej nie ma go podczas mistrzostw Europy, świata i zgrupowań. Ale kiedy jest w domu, to niesamowicie mnie wspiera i wyręcza. Jest oparciem - dodała żona arbitra.

Zabranie jej na finał do Kataru było równie dużym wyzwaniem, co przygotowania do meczu. Marciniak zaczął je po ogłoszeniu decyzji Colliny. Naprędce pomagał wyrobić najbliższym karty Hayya umożliwiające wjazd do Kataru. Udało się.

- Inaczej się sędziuje i celebruje takie chwile, kiedy najbliżsi są blisko - podsumował Marciniak. Jego kolejnym marzeniem jest finał Ligi Mistrzów. Już po świętach wróci do pracy i poleci do Rzymu na zgrupowanie przed meczami fazy pucharowej LM.

Po rozmowie polski sędzia rozdawał autografy (fot. Maciej Siemiątkowski/ WP SportoweFakty).
Po rozmowie polski sędzia rozdawał autografy (fot. Maciej Siemiątkowski/ WP SportoweFakty).

Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty

To byłaby prawdziwa bomba. PZPN rozważa wielkie nazwisko
Dawid Góra: Jedyna słuszna decyzja Cezarego Kuleszy [OPINIA]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty