O takiej okazji jak zaproszenie do La Masii, słynnej akademii FC Barcelony, marzą tysiące rodziców dzieci grających w piłkę. Ale Tammy Lederman miał wiele wątpliwości, o których opowiadał amerykańskiej prasie świętujących sukces ich syna. 11-letni Ben tak dobrze wypadł na testach, że trenerzy wielkiego klubu zaprosili go na stałe.
- Nawet nasi najbliżsi nie rozumieli, nad czym my się zastanawiamy. Musieliśmy wynająć nasz dom. Zostawiliśmy rodziny. Zostawiliśmy swoje dotychczasowe życie - opowiadał ojciec młodego wówczas zawodnika. Akurat kilka miesięcy wcześniej sprzedał swój odzieżowy biznes.
Amerykanie zwariowali
Sen o wielkiej Barcelonie zaczął się dzięki treningom w PB Los Angeles, który współpracował z hiszpańskim klubem. Dzięki temu ich drużyny młodzieżowe mierzyły się w towarzyskich meczach. W jednym z nich świetne wypadł młody Ben Lederman, urodzony w Los Angeles syn izraelskich emigrantów. Dzięki temu ma też amerykańskie i izraelskie obywatelstwo. Polskie ma dzięki urodzonej w Krakowie babci. Barcelona zaprosiła chłopaka do siebie na testy i zaproponowała przeprowadzkę do Hiszpanii.
ZOBACZ WIDEO: Zdradzamy szczegóły prezentacji "Lewego". Kiedy pierwszy gol dla Barcelony? - Z Pierwszej Piłki #14
- Pamiętam doskonale, że ostatniego dnia powiedziano mi, że chcą, bym podpisał kontrakt. To był jeden z moich najszczęśliwszych dni w całym życiu i wspaniałe uczucie, które pamiętam do teraz - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty (więcej TUTAJ).
Amerykanie oszaleli na jego punkcie. Lederman był pierwszym urodzonym w Stanach Zjednoczonych piłkarzem, który dostał się do La Masii. Szał okazał się na tyle duży, że dziennikarze przytaczali nawet historię z dzieciństwa o tym, jak ośmioletni Ben nazwał swoją świnkę morską... "Messi". Tak duża była jego miłość do futbolu i FC Barcelony. Już jako piłkarz świetnej akademii zrobił sobie zdjęcie z Argentyńczykiem.
Do rodziców po przeprowadzce pojechali nawet wysłannicy prestiżowego "New York Timesa". Wtedy okazało się, że przed wyjazdem do Hiszpanii było wiele trudnych decyzji i masa wątpliwości.
Rodzice - ojciec biznesmen i matka, agentka nieruchomości z bogatą siatką kontaktów - wyjechali bez znajomości hiszpańskiego i katalońskiego. Pierwsze dwa miesiące spędzili w małym mieszkaniu przyjaciela. A chłopiec często płakał po treningach. "Zajęcia były trudne, a bariera językowa - przytłaczająca" - relacjonował pierwsze tygodnie Ledermanów Sam Borden.
Z czasem Ben robił coraz większe wrażenie na trenerach i otoczeniu. Akurat FC Barcelona tak działa na wyobraźnię, że swoich pasjonatów mają nawet jej młodzieżowe zespoły. A katalońskie gazety wybierają nawet "11" tygodnia złożone z piłkarzy La Masii. Do dziś w internecie krąży kilka amatorskich filmików pokazujących olbrzymi talent pomocnika. Razem z nim trenowali Riqui Puiq i Ansu Fati, dziś wschodząca gwiazda dorosłego zespołu.
- Każdy dzień obfitował w walkę i było czuć rywalizację każdego dnia. Wszystkie treningi i mecze stały na bardzo wysokim poziomie i trzeba było bić się o swoje. W końcu reprezentowaliśmy jeden z największych klubów na całym świecie - wspominał.
FIFA wywołała trzęsienie ziemi
Choć dobrze rokował, to po trzech latach opuścił FC Barcelonę. FIFA wywołała trzęsienie ziemi, które uderzyło w Ledermanów i dziewięć innych rodzin, których dzieci trenowały w świetnym klubie. Kontrola federacji wykazała, że Barcelona wbrew przepisom ściągała niepełnoletnich zawodników spoza Europy. Nieprawidłowo zwerbowanym chłopakom zakazano treningów i grania. Ben wrócił do USA. Przez prawie dwa lata podtrzymywał formę w IMG Academy, ośrodku treningowym amerykańskiej kadry.
Chodziło o artykuł 19. przepisów transferowych FIFA, który zabraniał ściągania klubom niepełnoletnich graczy z zagranicy pod trzema wyjątkami: jeśli piłkarz żyje w promieniu 50 kilometrów od granicy z państwem, w którym istnieje klub; przenosi się z jednego europejskiego kraju do drugiego (lub ma paszport kraju UE) i - w przypadku graczy co najmniej 16-letnich - przeprowadził się do Europy z powodów innych niż piłka nożna, np. pracy rodziców. Żadnego z tych warunków nie spełniało 10 młodych zawodników Barcy.
- Byliśmy dziećmi i uniemożliwiając nam treningi w naszym klubie zabrano nam to, co kochaliśmy najbardziej, czyli piłkę nożną. Niczego innego nie pragnęliśmy. Do dziś nie rozumiem, jak to się stało, bo to bardzo przykra sprawa i ciężko mi się o tym mówi - opowiadał nam.
Powrót do Barcelony udał się dzięki polskiemu paszportowi uzyskanemu dzięki pochodzeniu babci od strony mamy, która w trakcie II wojny światowej wyjechała do Izraela. Dopiero sankcje FIFA skłoniły rodzinę i Bena do ubiegania się o polskie obywatelstwo. Dzięki temu nastolatek wrócił do Katalonii w 2017 roku, ale okazało się, że zajęcia z amerykańskimi reprezentacjami to było za mało, żeby po powrocie do Barcelony utrzymać się w stawce.
Po półtora roku rozstał się z Barceloną na dobre i przeniósł się do KAA Gent. Tam grał w zespołach młodzieżowych.
Powołanie do reprezentacji
Związki Ledermana z Polską jeszcze bardziej zacieśniły się w 2020 roku. Po odejściu z Gent izraelski menedżer umieścił zawodnika w III-ligowym Hakoahu Amidar. Stamtąd wyciągnął go Raków Częstochowa.
- Wiedziałem, że to dla mnie duży krok do przodu, bo to mój pierwszy profesjonalny klub seniorski. Stąd moja decyzja o przejściu do Rakowa, która jest dla mnie bardzo pozytywna - tłumaczył swoją decyzję Lederman. Ówczesnego beniaminka ekstraklasy przekonał talentem i... pochodzeniem. Raków zyskał w końcu zdolnego młodzieżowca.
Początki okazały się trudne - piłkarz musiał nadrabiać zaległości w przygotowaniu fizycznym, a potem dopadł go COVID-19. W poprzednim sezonie od października grał już regularnie i choć stracił już status młodzieżowca, to stał się podstawowym zawodnikiem wicemistrza Polski. I reprezentantem Polski do lat 21. Od debiutu w marcu tego roku rozegrał w sumie trzy spotkania.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Robert Pires dla WP: Polacy, bądźcie spokojni. Lewandowski strzeli dla Barcelony mnóstwo goli!