Kacper Tobiasz zadebiutował w Ekstraklasie rok temu, ale dopiero teraz stanie przed szansą na regularną grę. 19-latek w rundzie jesiennej poprzedniego sezonu rozegrał cztery mecze, a zimą odszedł na wypożyczenie do Stomilu Olsztyn. Tam został pierwszym bramkarzem I-ligowej drużyny, a po powrocie do Warszawy wygrał rywalizację z Cezarym Mistrzą i Dominikiem Hładunem. To Tobiasz zacznie rozgrywki Ekstraklasy jako pierwszy bramkarz Legii Warszawa.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Spodziewał się pan, że chłopakowi z "Żylety" tak szybko uda się zostać pierwszym bramkarzem w Legii?
Kacper Tobiasz, bramkarz Legii Warszawa:
Nie, ale zawsze o tym marzyłem. Może dzięki temu to się udało. Zdaję sobie sprawę, że intensywna praca dopiero się zaczyna. To pierwszy większy krok i liczę na więcej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Krychowiak zakpił z... samego siebie. Co za słowa!
Kto pierwszy zabrał pana na trybuny?
Tata. Miałem wtedy trzy lub cztery lata, a Legia grała chyba z Polonią Bytom.
Który moment z kibicowania na "Żylecie" najmocniej zapadł panu w pamięć?
Kiedy Guilherme strzelił gola Sportingowi w Lidze Mistrzów w 2016 roku i dzięki temu Legia skończyła fazę grupową na trzecim miejscu i awansowała do 1/16 finału Ligi Europy. Euforia była taka, że o mały włos nie wypadłem z sektora!
Który bramkarz Legii, którego obserwował pan z trybuny, jest największą inspiracją?
Najmocniej wzorowałem się na Arturze Borucu, ale kiedy debiutował on w Legii, nie było mnie jeszcze na świecie. Jego występy oglądałem w internecie. Wspólne treningi z nim były dla mnie ogromnym przeżyciem. Nie dość, że jest legionistą to do tego moim idolem. Traktowałem to też jako możliwość rozwoju, świetnie obserwować, jego pracę.
Jakim był on w stosunku do was, klubowej młodzieży?
Nie był zbyt przesadny w rozmowach, ale kiedy zauważał błędy w naszej grze, od razu nam podpowiadał. Mogliśmy się od niego wiele nauczyć.
Gdzie będzie pan oglądał jego ostatni mecz?
Na tak ważne wydarzenia, trzeba pojawić się na trybunie! To tam będę mu kibicował podczas pożegnalnego starcia z Celtikiem.
Trudno było obserwować ogromny kryzys Legii w poprzednim sezonie podczas, gdy pan był grał na wypożyczeniu w Olsztynie?
Jak tylko miałem możliwość i nasze mecze się nie pokrywały, to przyjeżdżałem do Warszawy na mecze lub do ośrodka treningowego. Tamten sezon był okropny. Z jednej strony cieszyłem się, że pójdę do Stomilu i będę mógł tam regularnie grać. Z drugiej strony moje serce było zdemolowane tym, co działo się w Legii. Na szczęście nie zakończyło się to katastrofą.
Kipiał pan ze złości oglądając porażki Legii w telewizji?
Nie byłem wściekły, to był raczej smutek. Szkoda mi było piłkarzy, ale też pozostałych pracowników klubu, którzy są równie mocno związani z Legią. My, piłkarze, jesteśmy wizytówką całego klubu i pracujemy na jego opinię. Było mi bardzo przykro.
Czy mocno dojrzał pan na wypożyczeniu w Olsztynie?
Tak. Jednocześnie pod względem sportowym i życiowym. Dostałem szansę na regularną grę, a jednocześnie musiałem wyjechać z Warszawy i opuścić swoją strefę komfortu. Czekałem na to, bo wiedziałem, że wtedy w Legii nie miałem szans, by tak często grać. Jednak cały czas intensywnie pracowałem i byłem gotowy, kiedy dostawałem szanse w pojedynczych meczach.
Jak podchodzi pan do obecnego sezonu?
Traktuję go jednocześnie jako wyzwanie i docenienie dotychczasowej pracy. Mam nadzieję, że przekonałem do siebie wszystkich w klubie. Cieszę się, że udało się to bez układów, bo ich nie lubię. U nas była zdrowa rywalizacja i jasno powiedziane, że będzie bronił najlepszy z nas. Zrobiłem to, o czym marzyłem od dzieciaka. To dodaje motywacji i na pewno się nie zatrzymam.
rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Trener Legii wywiera presję na zarządzie. "Potrzebujemy znaczących wzmocnień"
Niemcy pieją z zachwytu. "Zmartwychwstanie Kownackiego!"