Aleksandar Vuković mocno o Arturze Borucu

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Aleksandar Vuković
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Aleksandar Vuković

- Naszym problemem jako klubu jest brak szacunku dla ludzi. Jeśli to się nie zmieni, to nic trwałego tu nie zbudujemy - mówi o Legii Warszawa Aleksandar Vuković. W rozmowie z WP SportoweFakty tłumaczy też, dlaczego odsunął od gry Artura Boruca.

W sobotnim meczu z Cracovią Aleksandar Vuković poprowadzi Legię Warszawa po raz ostatni. Szkoleniowiec, który wyprowadził zespół z największego kryzysu od 80 lat, po sezonie odejdzie z klubu, a jego miejsce zajmie Kosta Runjaić. Więcej TUTAJ.

"Vuko" sprawdził się w roli "strażaka". Gdy 13 grudnia 2021 r. przejął Legię, ta zamykała ligową tabelę, a do pierwszej bezpiecznej pozycji miała trzy punkty straty. Sezon Wojskowi kończą natomiast na 10. miejscu z 9 punktami przewagi nad strefą spadkową.

- Legia mogła być na miejscu Wisły Kraków i rozmawialibyśmy w innym nastroju. W Warszawie też się wszystkim wydawało, że wielki klub taki jak Legia nie może spaść. Może mamy dzisiaj na to przykład Wisły - mówi WP SportoweFakty Vuković przed swoim ostatnim meczem w roli trenera Legii.

ZOBACZ WIDEO: Co dalej z Kubą Świerczokiem? Tajemnica nagłego zniknięcia reprezentanta Polski

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty: Przed panem ostatni mecz w roli trenera Legii. Sobotnie spotkanie z Cracovią będzie słodkim czy gorzkim pożegnaniem? Z jednej strony cel, jaki przed panem postawiono, czyli utrzymanie, został osiągnięty. Z drugiej, nie dostał pan propozycji dalszego prowadzenia Legii.

Aleksandar Vuković, trener Legii Warszawa: Każdy ma własny rozum i sam może ocenić, co się zmieniło w tej drużynie przez pół roku. Dziś niektórzy już nie pamiętają, że jeszcze w połowie lutego widmo spadku Legii z Ekstraklasy było realne. Kiedy przegraliśmy z Wartą u siebie, a w kolejnym meczu z trudem wywalczyliśmy remis w Niecieczy, wielu nas już skreślało. Panowało dość powszechne przekonanie, że się z tych kłopotów nie wygrzebiemy. Byliśmy wtedy w kryzysie, mieliśmy problemy i czuliśmy, że jesteśmy w tym zupełnie sami.

Toczyła się fałszywa narracja, że Legia to słaba i zmanierowana drużyna, która nawet walczyć nie potrafi. Ale właśnie wokół tego udało mi się zjednoczyć ten zespół. Jestem dumny z pracy, jaką udało się tu przez te kilka miesięcy wykonać. Nikt nam nic nie dał za darmo. Trzeba było tę drużynę zbudować i ta sztuka nam się udała. Zaczęliśmy od robienia porządku w szatni, od przywrócenia reguł, od pilnowania regulaminu, od powrotu do dyscypliny. To było niezbędne, bo było sporo skłonności do anarchii w tej grupie. Co też sporo mówi o problemach, z jakimi się spotkałem w obecnym zespole, bo na przykład w drużynie, którą tu poprzednio prowadziłem (2019-20 - przyp. red.) w ogóle nie było takiej potrzeby.

Mam wrażenie, że w tym sezonie dość długo walczył pan z wybrykami zawodników. Były one różnej natury i różnej skali. A pan był zawsze w tym bardzo konsekwentny i surowy. Przekonali się o tym zarówno Lirim Kastrati, Ernest Muci, jak i Artur Boruc.

Szanuję piłkarzy, ale równocześnie sam też oczekuję od nich szacunku i przestrzegania zasad naszej współpracy. W zawodowym futbolu nie ma miejsca na to, żeby każdy robił to, co chce. Ja tak pojmuję pracę trenera, że to on jest od tego, żeby żaden zawodnik nie stawiał się ponad dobrem drużyny. Jeśli ktoś tę regułę łamie, to u mnie nie może liczyć na pobłażanie.

I dlatego nie pozwoli pan zagrać Borucowi przeciwko Cracovii w pożegnalnym meczu w Legii? A może Boruc ma szansę wystąpić w sobotę?

Bardzo szanuję Artura i jego dokonania. Szczególnie te z czasów Celtiku Glasgow i z okresu gry w Anglii. Nie będę miał żadnego wpływu na jego pożegnalny mecz w Legii po sezonie. Natomiast jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to zakładam, że w sobotę zagra w bramce Czarek Miszta.

To czym tak panu Boruc podpadł? Idiotyczną czerwoną kartką w meczu z Wartą? A może popchnięciem operatora kamery, gdy schodził z boiska, albo późniejszą aktywnością na Twitterze, wymierzoną w sędziego, który mu pokazał czerwoną kartkę?

Artur bronił w pierwszym meczu rundy wiosennej z Zagłębiem Lubin. Wyszedł też w pierwszej "jedenastce" w meczu z Wartą i stracił miejsce w składzie wyłącznie na własne życzenie. Jego zachowanie w meczu z Wartą było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała wtedy ta drużyna. Przegrywaliśmy 0:1 i mogliśmy gonić wynik. W osłabieniu to jest zawsze dużo trudniejsze. Na dodatek Artur dostał trzy mecze kary i zostaliśmy wtedy z dwoma młodymi bramkarzami, z Misztą i Kacprem Tobiaszem. W decydującym momencie sezonu. A trzeba pamiętać, że obaj ci młodzi bramkarze nie udźwignęli presji jesienią, gdy byli wstawiani do bramki, więc były poważne obawy, jak będzie tym razem.

Artur Boruc nie dostanie szansy na pożegnanie się z kibicami Legii na stadionie
Artur Boruc nie dostanie szansy na pożegnanie się z kibicami Legii na stadionie

Dużo pan ryzykował, ale obronił się pan tą decyzją o odsunięciu Boruca. Ona zbudowała kolejne sukcesy Legii. Zaprowadził pan porządek, Miszta grał coraz pewniej, a drużyna przestała przegrywać. Najpierw był remis z Bruk-Betem, a później przyszła seria kilku zwycięstw. Przegrany mecz z Wartą był więc przełomowy?

Był przełomowy w tym sensie, że dał mi wiele do myślenia. Zrozumiałem, że jeśli nic z tym nie zrobię, to drużyna się rozpadnie, będzie tak jak w rundzie jesiennej i możemy nie utrzymać się w lidze. Nie mam też wątpliwości, że drużyna czekała na to, jak ja zareaguję w sprawie Boruca. Dla mnie sprawa była prosta, wszystko zależało od postawy Czarka na boisku, od tego, jak się zachowa, kiedy dostanie swoją szansę. Tymczasem on zaczął grać z każdym meczem lepiej, a drużyna wygrywała. Nie mogłem tego ignorować. Zresztą to jest młody bramkarz, ma potencjał, na jego transferze Legia jeszcze zarobi dobre pieniądze. Tylko musi dostawać szansę gry. I u mnie dostawał.

Strasznie pan zasadniczy i mało elastyczny. Czy ta nieprzejednana postawa wynikała z faktu, że sytuacja Legii była tak trudna?

Byliśmy w fatalnym położeniu i wiedziałem, że jeśli ja tego nie złapię, to niczego z tej grupy ludzi nie wycisnę. Uważam, że jestem elastyczny i zdolny do kompromisów, do dużej wyrozumiałości wobec piłkarzy, bo potrafiłem się dogadać z najtrudniejszym
charakterem w Legii, jakim jest Josue. A ten najtrudniejszy charakter był jednocześnie najlepszym piłkarzem drużyny i mocno się przyczynił do tego, że Ekstraklasa dla Legii została uratowana.

Zresztą obecnie mamy personalnie taką drużynę, że co chwila w tej szatni coś wybucha. Mówię otwarcie, że ten, kto w ten sposób dobrał charaktery sprowadzanych zawodników, powinien dostać Nagrodę Nobla, bo to jest mieszanka wybuchowa. Tu trzeba mieć cały czas rękę na pulsie. W rundzie jesiennej, łącznie z tymi dwoma ostatnimi meczami w grudniu, kiedy już ja prowadziłem Legię, w drużynie ciągle tkwiło takie zgubne przekonanie, że spokojnie, że za chwilę zespół odpali, że nic nam nie grozi, bo jesteśmy na tyle dobrzy, że za moment zaczniemy wygrywać. To było oszukiwanie samych siebie. Zespół przegrywał mecz za meczem i nadal grał bardzo komfortowy futbol.

Już w rundzie wiosennej tego komfortu nie było. Po dobrych wynikach w sparingach w zimie wyszliśmy w lutym na mecze ligowe i szybko się przekonaliśmy, jak mocno presja walki o utrzymanie jest w stanie nam spętać nogi. Ważny był mecz w Niecieczy, gdy wręcz wybroniliśmy remis, grając w "dziesiątkę". Po meczach z Wartą i Bruk-Betem zawodnicy zrozumieli, że uderzyliśmy głową o dno i naprawdę możemy spaść. Dotarło to do chłopaków i w meczu z Wisłą Kraków już zagraliśmy lepiej, odważniej. Tam kluczowa była odprawa, gdzie w sposób plastyczny przekonaliśmy zespół, że każdemu może coś się nie udać, ale nie możemy na boisku pokazywać strachu i braku wiary w nasze powodzenie.

Jak pan wtedy zmotywował drużynę?

Zapamiętam tę odprawę do końca życia. Myślę, że zawodnicy również. Nie chcę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że była to odprawa, która przyniosła przełamanie w naszej postawie na boisku. To nie przypadek, że mecz zakończyliśmy zwycięstwem w ostatnich minutach, bo pierwszy raz zagraliśmy odważnie, zdecydowanie, bez wahania. Euforia w szatni po meczu była taka, jakiej chyba w Legii nigdy wcześniej nie było, a ja sporo tu widziałem. Ta euforia to też było coś, czego ta drużyna potrzebowała.

Dariusz Mioduski nie zaufa Aleksandarowi Vukoviciowi, choć ten uratował Legię przed spadkiem z PKO Ekstraklasy
Dariusz Mioduski nie zaufa Aleksandarowi Vukoviciowi, choć ten uratował Legię przed spadkiem z PKO Ekstraklasy

I kiedy tak ładnie szło, była seria ośmiu meczów Legii bez porażki, w tym siedmiu zwycięstw, dość niespodziewanie w Szczecinie odbyła się konferencja prasowa, na której Kosta Runjaić ogłosił, że z końcem sezonu odchodzi z Pogoni. Co prawda nie powiedział, w jakim klubie będzie pracował w następnym sezonie, ale wszyscy się domyślili, że będzie to Legia. Jak się pan poczuł, gdy dowiedział się w taki sposób, że nie dostanie pan propozycji dalszego prowadzenia Legii?

No co mam powiedzieć... To oczywiste, że poczułem się niefajnie, bo wcześniej żadnych sygnałów z klubu nie miałem. A taka była umowa, że jak zapadnie decyzja o nowym trenerze, to zostanę o tym poinformowany. Bardziej nie podobało mi się to, że to nastąpiło w momencie, gdy wszystko wygrywaliśmy, ja zostałem trenerem miesiąca w Ekstraklasie, a drużyna nabrała wiary w to, że możemy pokonać w lidze każdego. Nagle w to wszystko zostało zasiane ziarno wątpliwości. Wszyscy zrozumieli, że w tym składzie personalnym długo już nie popracujemy, a ten facet, który chodzi w dresie trenera, za chwilę nie będzie tu o niczym decydował. W takiej sytuacji zespół może nawet podświadomie zacząć funkcjonować i zachować się inaczej wobec trenera. Podświadomie może się zmienić poziom dyscypliny i koncentracji drużyny.
[nextpage]Ma pan żal o to, że musiał się domyślać, że nie otrzyma propozycji prowadzenia Legii w nowym sezonie?

Żeby było jasne: nie mam żalu o to, że wybrano kogoś innego. Bo od początku swojego powrotu byłem świadom, że pracuję tylko do końca sezonu. Sam wręcz uważałem, że czas dla mnie, by spróbować moich sił i poszukać szczęścia w innym miejscu. Rozczarowanie było tylko z tego powodu, że liczyłem na grę w otwarte karty. To była jedyna rzecz, jakiej oczekiwałem ze strony klubu. No cóż... Nie ma co oglądać się za siebie, trzeba iść naprzód.

To taka bardzo charakterystyczna dla Legii wpadka na poziomie komunikacji. Nikt nie wiedział, jak i kiedy to zakomunikować, więc w ogóle nie zakomunikowano, że będzie nowy trener. Teraz wszyscy się bawimy w idiotyczną grę, że nie wiemy, kto nim będzie, choć przecież wszyscy to wiedzą.

Pamiętam, że przed zwolnieniem mnie z Legii w 2020 r. dość mocno wyraziłem opinię, że naszym problemem jako klubu jest brak szacunku dla ludzi. I jeśli to się nie zmieni, to nic trwałego tu nie zbudujemy. Nadal mam tę samą opinię co dwa lata temu. Szacunek do człowieka to nie są najlepsze w Polsce warunki do pracy czy najwyższa krajowa pensja. Ja ten szacunek rozumiem inaczej.

Aleksandar Vuković wyciągnął Legię z największego kryzysu od 86 lat
Aleksandar Vuković wyciągnął Legię z największego kryzysu od 86 lat

Mnie się wydaje, że ta konferencja Runjaicia w Szczecinie była mocno przedwczesna. Postawię tezę, że utrudniła Pogoni walkę o mistrzostwo, bo z tej drużyny najszybciej uszło powietrze z czołowej trójki, a jednocześnie Legia za chwilę odpadła z Pucharu Polski, a później przytrafiła się wam seria porażek w lidze.

To pana interpretacja. Ale mogę się z nią zgodzić. Nie wiem, jak było w Pogoni, ale wiem, że w naszej szatni temat nowego trenera, jego zwyczajów, jego wymagań, był mocno obecny. Takie myślenie o kolejnym sezonie na pewno nie pomogło w utrzymaniu koncentracji w obecnych rozgrywkach.

Mnie zdziwiło też coś innego. Widziałem, że było wielkie rozczarowanie, że Legia nie dała rady wygrać z Rakowem w półfinale Pucharu Polski. Jakby kibice zapomnieli, że Vuković ma personalnie tę samą drużynę, z którą Michniewicz dramatycznie i mało skutecznie bronił się jesienią przed spadkiem, minus dwóch bardzo dobrych piłkarzy: Luquinhasa i Emreliego. Wymagano od was cudów, tymczasem okazało się, że przy braku kontuzjowanego wówczas Wszołka Legia jest w ofensywie bezradna. Szczególnie jeśli musi grać dwoma młodzieżowcami. Ten wymóg w Pucharze Polski kompletnie obnażył ówczesny potencjał drużyny i nie wystawił dobrego świadectwa Akademii Legii.

Pamiętajmy, że z trójki naszych podstawowych młodzieżowców Cezary Miszta, Maik Nawrocki i Maciej Rosołek wypadło dwóch pierwszych z powodu kontuzji. To mocno skomplikowało nam życie, bo kolejni młodzieżowcy nie byli gotowi, by grać całe mecze w sytuacji, w jakiej była wtedy Legia, czyli z nożem na gardle. To nie są warunki do ogrywania młodzieży. Ale kiedy tylko mogliśmy, dawałem im szansę. W tym roku wygramy klasyfikację Pro Junior System, a przypomnę, że w ubiegłym sezonie tak nie było. Natomiast co do półfinału z Rakowem, to może właśnie zabrakło nam w kluczowym momencie tych piłkarzy, którzy zimą odeszli. Luquinhas i Emreli mogliby nam dodać trochę tej piłkarskiej jakości, jaką mieli nasi rywale. W lidze udało się z Rakowem zremisować, ale w meczu pucharowym już w 5. minucie straciliśmy bramkę, trzeba było pokazać trochę atutów w ofensywie. Na tamten moment nie byliśmy w stanie dużo więcej zrobić.

Ale kilka dni później pojechaliście do Lecha, który w tym sezonie sięgnął po mistrzostwo, i zdołaliście w Poznaniu zremisować. Co ciekawe, poza kontrowersyjną końcówką przez większość meczu skutecznie zneutralizowaliście rywali w środku pola. Lech bardzo rzadko dochodził do sytuacji bramkowych. 

O powodzeniu takiej gry zdecydowała organizacja naszej gry w defensywie. Nie tylko formacji obrony, ale całego zespołu. W ogóle uważam, że poprawienie tego elementu to jeden z największych naszych sukcesów w tej rundzie.

Jak to się stało, że krytykom pana osoby udało się narzucić, że pan jest trenerem od atmosfery, a na taktyce zna się pan średnio. Przecież to absurd w stosunku do trenera, który miał w Polsce konkretne osiągnięcia.

Mobilizacją i robieniem atmosfery w szatni to ja wygrałem jedno spotkanie. To było to 4:0 z Zagłębiem Lubin w grudniu przy Łazienkowskiej, gdy trafiłem do drużyny raptem 24 godziny przed meczem i nie miałem innych narzędzi. Tamta wygrana była zbudowana na emocjach, na pobudzeniu drużyny, na wejściu zawodnikom na honor i ambicję. Na odprawie nawet o hymn Polski się oparło! Ale to jest sztuka na jeden raz. Nie da się na tym budować co tydzień. Trzeba mieć plan i pomysł taktyczny. Trener, który jest nieprzygotowany taktycznie, nie ma szans na posłuch w takiej drużynie i takim klubie jak Legia.

Ja nie muszę na konferencjach kokietować dziennikarzy swoim warsztatem, żeby zapewnić o moich umiejętnościach taktycznych. Wiem, ile potrafię, bo mam dobrą skalę porównawczą. Czerpałem od kolejnych trenerów, którzy pracowali przy Łazienkowskiej, a ja byłem w ich sztabie. Od Stanisława Czerczesowa, Besnika Hasiego, Jacka Magiery, Ricardo Sa Pinto czy dwóch Chorwatów, którzy prowadzili Legię. Od każdego coś wziąłem i wiem, jak wygląda przygotowanie taktyczne drużyny. Nie mam pod tym względem żadnych kompleksów.

Aleksandar Vuković w latach 2001-2004 i 2005-2008 rozegrał dla Legii 239 spotkań
Aleksandar Vuković w latach 2001-2004 i 2005-2008 rozegrał dla Legii 239 spotkań

Jak obserwuję pana miłość do Legii,  to ona jest dla pana trochę jak narkotyk. Ciągnie pana do tego narkotyku, a nie jestem pewien czy dla pana trenerskiego rozwoju to na pewno jest najlepsza droga.

Kiedy przychodziłem ratować Legię w grudniu ubiegłego roku, to mówiłem, że nie robię tego ani dla prezesa, ani dla dyrektora, tylko dla klubu, bo on jest dla mnie ważny, bo tu spędziłem pół życia. I tego nie żałuję. Legia mogła być dzisiaj na miejscu Wisły Kraków i rozmawialibyśmy w innym nastroju. W Warszawie też się wszystkim wydawało, że wielki klub taki jak Legia nie może spaść. Może, mamy dzisiaj na to przykład Wisły. Ale rzeczywiście pozostanie na kolejny sezon w Legii - choć dla mnie na pewno atrakcyjne - nie rozwinęłoby mnie na tyle, ile może dać mi praca w nowym miejscu. Czas już na to.

Podobno miał pan propozycję pracy z Węgier, ale jej nie przyjął. Czyli coś się szykuje w Polsce? W Ekstraklasie?

Jest spore zainteresowanie, więc rozmawiam. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Na pewno chcę wybrać mądrze. Marzenie to trafić do takiego długotrwałego i mądrego projektu, do jakiego kilka lat temu trafił Marek Papszun. On wcale nie zaczynał z Rakowem od Ekstraklasy, ale w klubie mu zaufano, dano czas, pozwolono spokojnie pracować i dziś drużyna z Częstochowy jest topową siłą Ekstraklasy. Polska to jest miejsce, gdzie jako trener zaistniałem, ale mam też propozycje z zagranicy i być może z tej opcji skorzystam. Nie podjąłem jeszcze decyzji.

Rozmawiał Dariusz Tuzimek, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: