Johaug została zdyskwalifikowana na trzynaście miesięcy we wrześniu ubiegłego roku za stosowanie sterydu anabolicznego. Znajdował się on w maści na poparzone usta.
Kara miała zakończyć się w listopadzie, ale Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) chce ją wydłużyć do 16-20 miesięcy. Wykluczyłoby to wówczas narciarkę ze startu w igrzyskach olimpijskich w Pjongjangu.
Travis Tygart, szef amerykańskiej agencji antydopingowej (USADA), nie może tego zrozumieć. We wtorek w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie ruszył proces w tej sprawie.
- Wtorkowe przesłuchanie było marnowaniem pieniędzy. Ta apelacja jest nieporozumieniem i chęcią zablokowania biegaczce występu w olimpiadzie. Wygląda to na jakąś zemstę lub działanie polityczne. Nie jest to sprawiedliwe - dziwi się Tygart.
ZOBACZ WIDEO: Polak chce dokonać niemożliwego na K2. "To bardzo trudne wyzwanie, ale uważam, że da się to zrobić"
Zimowe igrzyska odbędą się w dniach 9-24 lutego.
- Trzynaście miesięcy dyskwalifikacji jest już wystarczająco surową karą. W Rosji świadome stosowanie dopingu uchodzi im na sucho, a w tym przypadku walczy się z jedną zawodniczką, która po prostu popełniła błąd - krytykuje szef USADA.
Zawodniczka przyznała na gorąco po przesłuchaniu, że "jest zadowolona z przebiegu procesu".
Nie mówię jak powinna się skończyć tylko, że ciągnie się i ciągnie...