Wydawać by się mogło, że skoro polscy zawodnicy nie odnoszą znaczących sukcesów w narciarstwie alpejskim, to zainteresowanie tą dyscypliną jest w naszym kraju nikłe. Jak się okazuje, nic bardziej mylnego. Apoloniusz Tajner podkreśla, że właśnie narciarstwo alpejskie osiągnęło w Polsce sporą popularność. Prężnie działają ligi podkarpacka, małopolska i śląska.
- Na etapie początkowym na ogół jeżdżą dzieci, których rodzice są w stanie dofinansować. W tym względzie u nas jest tak, jak na zachodzie. Inaczej dziecko nie miałoby szans na uprawianie takiego sportu. Żaden klub przecież nie zakupi sprzętu. W dalszym szkoleniu natomiast alpejczycy muszą trenować od wiosny do jesieni tam, gdzie są ku temu warunki. Tutaj także ważna jest sprawa finansów – przyznaje prezes Polskiego Związku Narciarskiego w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Aby nabrać odpowiedniego doświadczenia, narciarze alpejscy powinni trenować w Alpach (jak sama nazwa wskazuje). To generuje ogromne potrzeby finansowe. M.in. przez to zdolni sportowcy, ale nie posiadający majętnych rodziców, tracą szanse na sukcesy w dyscyplinie.
- Dlatego też mamy niezłych juniorów, ale potem oni znikają. My przejmujemy opiekę nad konkretnym sportowcem dopiero, kiedy ten już dotrze na określony poziom. To są osoby, które przetrwają cały ten proces – wyjaśnia Apoloniusz Tajner.
Prezes dodaje także, że w tym sporcie zawodników traci się również przez kontuzje. – Narciarstwo alpejskie jest bardzo kontuzjogenne. Ciągle mamy z tym problemy. Jakiś zawodnik bądź zawodniczka osiąga wiek np. 30 lat, doznaje kontuzji i sportowiec jest wyłączony... – z żalem przyznaje prezes Tajner.
Polska z deficytem alpejczyków
Co jest przyczyną deficytu alpejczyków w polskim sporcie? Dlaczego nie osiągamy na tym polu sukcesów? Na te pytania, w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl stara się odpowiedzieć Apoloniusz Tajner.