Mundial 2018. Anglia - Panama. Stan permanentnej wojny

Getty Images / Dan Mullan / Na zdjęciu: Anglicy cieszą się z bramki zdobytej przez Harry'ego Kane'a
Getty Images / Dan Mullan / Na zdjęciu: Anglicy cieszą się z bramki zdobytej przez Harry'ego Kane'a

Frank Lampard wyjazdy na mundial nazywał "strefą wojny". Steven Gerrard dodawał: "Sztab nie dał mi nawet porady jak radzić sobie z presją". Długimi fragmentami mecz z Tunezją przypominał o niedawnych czasach angielskiej kadry. Tych pełnych patologii.

Do tej pory przed każdym wielkim turniejem było podobnie. W brytyjskiej prasie pojawiały się tytuły: "To już ten czas" czy "Bez złota nie wracajcie do domu". Po pierwszym meczu przychodziła jednak weryfikacja opinii. Wspominał o tym Les Ferdinand, który był częścią angielskiej kadry na mundialu w 1998 roku. - Kiedy nie miałeś nic do roboty, brałeś gazetę w dłoń. W twarz uderzała cię wielka krytyka mediów. Nie rozumiałem tego. Przecież nawet nie zdążyliśmy przegrać ani jednego meczu.

Dziennikarze BBC postanowili to sprawdzić. Przed rozpoczęciem mundialu w Rosji prześwietlili informacje publikowane na temat największych faworytów mundialu we własnym kraju. Według wyników badania tylko Anglicy mogą przeczytać o własnej kadrze niemal dwukrotnie więcej artykułów w negatywnym niż pozytywnym tonie.

W Rosji miało się to w końcu zmienić. Jak mówił legendarny piłkarz oraz chyba jeszcze lepszy ekspert telewizyjny, Gary Lineker: "Na razie jesteśmy unikalnym krajem, który co rusz próbuje niszczyć własnych piłkarzy. To dziwne, niepatriotyczne oraz po prostu smutne".

Zakaz wakacji

Z propozycją pojednania wyszedł teraz selekcjoner Gareth Southgate, który podczas konferencji prasowej w Londynie opowiadał w stronę dziennikarzy: - Szanuję was. Naprawdę. Macie swoją pracę do wykonania, tytuły do napisania, a ja chcę wam w tym pomóc. Musimy zrozumieć iż nic nie daje nam większych zysków oraz przyjemności niż sukcesy na murawie - mówił 47-latek.

Piłkarze mieli być bardziej dostępni, pracownicy tabloidów mniej upierdliwi. Nawet ukochane na Wyspach WAGs (skrót: wives and girlfriends. Tłum. z ang. żony i dziewczyny) zrzucono gdzieś na dalszy plan. Zgrupowania kadry miały być nareszcie normalne, co w przeszłości wcale nie było takie oczywiste. Przykład? Symbolem przygotowań do ostatniego mundialu w Brazylii jawi się pomysł ówczesnego selekcjonera Roya Hodgsona, który zakazał piłkarzom wyjazdu na wakacje, bo bał się, że upici będą zataczać się na ulicach Ibizy czy Malediwów.

Oczyszczona atmosfera wokół kadry miała nareszcie przywrócić blask angielskiej piłce. Lecz jeśli miał on wyglądać tak, jak w meczu z Tunezją, to wyszło co najmniej blado. Styl z poniedziałkowego wieczoru niczym nie różnił się od lat, gdy Wayne'a Rooneya jako lidera kadry wielokrotnie przyłapywano na romansie ze striptizerkami czy kelnerkami spotykanymi w pubach.

Reprezentacja "Trzech Lwów" pokonała co prawda o parę półek niżej notowanego rywala 2:1. Wybawcą, jak nazywa angielska prasa, okazał się Harry Kane, czyli najbardziej profesjonalny piłkarz na Wyspach od paru dekad. Lecz nawet i on przekonywał jeszcze parę miesięcy temu, że angielska piłka zaczyna wchodzić w niebezpieczną strefę i "posiada słabą mentalność".

Grupa śmierci

Wydawało się iż Gareth Southgate ma wszystko, aby pozbyć się tego balastu. Sam przestał gloryfikować siłę brytyjskiego futbolu. Jego poprzednicy, jak Fabio Capello czy Sven-Goran Eriksson, porażki na wielkich imprezach tłumaczyli wcześniej błędami sędziów czy niedociągnięciami w hotelach gdzie przebywała kadra. 47-latek za to zabrał się za problem rasizmu, czy braku mentalnego wsparcia dla piłkarzy, czyli tematów które wracają w angielskiej piłce jak bumerang.

Selekcjoner z własnych pieniędzy sfinansował ponadto swoją podróż do Ameryki, aby zobaczyć na własne oczy spotkanie Super Bowl i sprawdzić, jak zawodnicy oraz społeczeństwo reaguje w XXI wieku na wielkie sportowe wydarzenie. Na zaczepki polityków, iż mundial to najbardziej niebezpieczna politycznie impreza od igrzysk w Berlinie z 1936 roku, nie reagował. Jak mówi: "On jest tutaj tylko od trenowania i jak najlepszego przygotowania reprezentacji do mistrzostw świata".

Miało być więc normalnie i profesjonalnie, czyli tak jak po prostu wypada najdroższemu w funkcjonowaniu związkowi piłkarskiemu na świecie. Po pierwszych 90 minutach na tegorocznym mundialu Anglikom przypomniano jednak to, o czym jak najszybciej chcieli zapomnieć: roli typowego przeciętniaka. Największym szczęściem dla tamtejszych kibiców pozostaje fakt, iż dla "Trzech Lwów" prawdziwy turniej ma się dopiero zacząć.

W niedzielę Anglicy zaprezentują się w drugim grupowym spotkaniu. Rywalem reprezentacja Panamy (początek o godzinie 14).

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Jan Szczęsny: Gdyby Nawałka postawił na Fabiańskiego, trochę skrzywdziłby Wojtka

Komentarze (0)