Pusto, smutno, zimno i biało - relacja z meczu Polska - Słowacja

To już na szczęście koniec. Reprezentacja Polski rozegrała ostatni mecz w eliminacjach do mistrzostw świata w piłce nożnej, które odbędą się w Republice Południowej Afryki. Dobrze, że jest taki kraj jak San Marino, bo inaczej skończylibyśmy na ostatnim miejscu w grupie. W środę na pokrytym śniegiem boisku Polacy znów przegrali, tym razem ze Słowacją.

W tym artykule dowiesz się o:

W porównaniu z ostatnim meczem Polaków rozegranym w Pradze Stefan Majewski dokonał trzech zmian. Za Wojciecha Kowalewskiego w bramce pojawił się Jerzy Dudek, w obronie Piotra Polczaka zastąpił Jarosław Bieniuk, a w linii pomocy za Macieja Iwańskiego zagrał Roger.

Początek jak z koszmaru

Spotkanie na śniegu rozpoczęło się od ataków gości, którzy, w przeciwieństwie do Polaków, mieli o co grać. Na trybunach stadionu zasiadła garstka widzów, a ci, co mecz oglądali przed telewizorami mieli zapewne nie lada problem z dostrzeżeniem piłki. Wróćmy jednak do samego pojedynku. Na pierwszą bramkę nie trzeba było długo czekać. Już w 3. minucie po wrzutce Marka Hamsika z lewej strony boiska Seweryn Gancarczyk chciał wybić piłkę, ale poślizgnął się i skierował ją do własnej bramki.

Na pokrytej śniegiem murawie lepiej radzili sobie Słowacy, którzy przeprowadzali składniejsze i groźniejsze akcje. W 12. minucie Stanislav Sestak otrzymał piłkę po dośrodkowaniu z lewego skrzydła, ale w polu karnym w ostatniej chwili uprzedził go Bieniuk. Polacy odpowiedzieli po kwadransie gry, kiedy to po centrze Ludovica Obraniaka z rzutu rożnego, w polu karnym gości doszło do sporego zamieszania, ale żaden z biało-czerwonych nie zdołał oddać strzału.

Po początkowym maraźmie Polacy spróbowali szczęścia strzałami z dystansu. Uderzenia Obraniaka i Ireneusza Jelenia obronił jednak Jan Mucha. Nie udało się także Mariuszowi Lewandowskiemu w 24. minucie.

Kapitan bliski szczęścia

Będący ostatnio na ustach całej Polski za swoją słynną już wypowiedź po meczu z Czechami, kapitan reprezentacji Mariusz Lewandowski, w 32. minucie był bardzo bliski trafienia do bramki strzeżonej przez golkipera Legii Warszawa. Pomocnik Szachtara Donieck potężnie huknął z 20 metrów, lecz piłka odbiła się od poprzeczki.

Czas mijał i mijał, a bramki w pierwszej odsłonie meczu już nie padły. Akcje naszych reprezentantów mogły wydawać się groźne, co jednak z tego, skoro jeżeli już stworzyliśmy sobie szansę na gola, to fatalnie pudłowaliśmy - tak jak Jeleń w 44. minucie.

Polacy w natarciu, Słowacy grają z kontry

Początek drugiej połowy był dość senny. W 51. minucie Mucha z łatwością obronił lekkie uderzenie z dystansu Gancarczyka. Polacy stopniowo osiągali przewagę, ale nie potrafili udokumentować jej zdobyciem gola. Słowacy skupili się na obronie korzystnego wyniku i grze z kontry, co wychodziło im bardzo dobrze. W 65. minucie Jan Kozak wyprzedził Gancarczyka i stanął oko w oko z Dudkiem. Polski bramkarz wyszedł jednak kilka metrów do przodu i nie pozwolił rywalowi oddać strzału. Odpowiedź Polaków była natychmiastowa, lecz Jeleń trafił prosto w Muchę.

Bicie głową w mur

Druga połowa przypominała istne bicie głową w mur. Nasi reprezentaci atakowali, starali się, strzelali, główkowali, ale nie byli w stanie skierować piłki do siatki strzeżonej przez Muchę. Próbowali Robert Lewandowski, Obraniak, Paweł Brożek, Sławomir Peszko, Mariusz Lewandowski i Dawid Janczyk. Bramka jednak nie padła. Widać los tak chciał...

Polacy przegrali ze Słowacją, która awansowała do mistrzostw świata. Przed rozpoczęciem eliminacji mało kto się tego spodziewał. W środowym pojedynku goście nie zaprezentowali niczego szczególnego - można powiedzieć, że zagrali słabo, ale to wystarczyło, by wywalczyć trzy punkty. Piłkarze trenowani przez Stefana Majewskiego stworzyli sobie kilka okazji, ale nie potrafili wykorzystać żadnej. Majewski, w swojej przygodzie z kadrą, w dwóch spotkaniach poniósł dwie porażki... Era tymczasowego trenera dobiegła więc chyba końca. Kibicom pozostaje mieć nadzieję, że następny pojedynek biało-czerwonych będzie już zdecydowanie lepszy. Nadzieja umiera ostatnia, ale też - nadzieja matką głupich... Szkoda jeszcze, że po ostatnim gwizdku sędziego znów musieliśmy oglądać radość innych.

Polska - Słowacja 0:1 (0:1)

0:1 - Gancarczyk (sam.) 3'

Składy:

Polska: Dudek - Rzeźniczak, Bieniuk, Głowacki, Gancarczyk, Błaszczykowski, Mariusz Lewandowski, Roger (60' Peszko), Obraniak, Jeleń (68' Robert Lewandowski), Brożek (86' Janczyk).

Słowacja: Mucha - Pekarik, Petras, Strba, Salata, Weiss (66' Novak), Hamsik, Kozak (85' Karhan), Kopunek, Sestak (75' Svento), Jendrisek.

Żółta kartka: Weiss (Słowacja).

Sędzia: Jonas Eriksson (Szwecja).

Widzów: 3000.

Źródło artykułu: