W miniony czwartek jeden z pretendentów na fotel prezydenta FIA - Ari Vatanen ujawnił szczegóły dotyczące obsady swojego gabinetu. Z kolei jego główny rywal - Jean Todt zapewnił, że jeżeli zostanie wybrany na to stanowisko, pozostanie neutralny wobec wszystkich zespołów. Coraz częściej bowiem krytycy wytykają Francuzowi fakt, że w przeszłości przez wiele lat był on związany z Formułą 1.
W latach 1993-2007 Todt był szefem Ferrari. Sporo osób związanych z F1 zaznacza, że na stanowisku prezydenta FIA nie powinna zasiadać osoba, która wcześniej była członkiem któregoś z zespołów Formuły 1. To rzecz jasna miałoby wykluczać Todta jako następcę Maxa Mosley'a.
Francuz uważa, że w kwestii wyboru nowego prezydenta z całą pwnością nie jest najważniejszy fakt, czy dana osoba związana była już z F1. - Początkowo niektórzy mówili, że w momencie wyboru faworyzowałbym Ferrari. Później media twierdziły, że Ferrari mnie nie chce, na co stajnia ta odpowiedziała, że w rzeczywistości jest neutralna. Oczywiście w pełni się z nimi zgadzam. Powinni być neutralni, tak jak ja będę nautralny dla wszystkich zespołów, jeśli zostanę wybrany na prezydenta FIA. To jest kwestia zaangażowania i profesjonalizmu - przyznaje Francuz.
Todt jest także przekonany o tym, że dzięki doświadczeniu, jakie dotychczas zdobył, idealnie nadaje się na stanowisko prezydenta FIA. - Sukcesy, jakie osiągałem z zespołami, z którymi wcześniej współpracowałem były wynikiem pełnego profesjonalizmu i zaangażowania, które wkładałem po to, by osiągać ustalone cele - podkreśla Todt.
Francuz dodał także, że w dalszym ciągu jest człowiekiem pełnym entuzjazmu i zapału do pracy. - Moje podejście do FIA się nie zmieniło. Nie brałbym udziału w wyborach, gdyby nie to, że w dalszym ciągu koncentruję się na profesjonaliźmie. Jestem pełen energii i zaangażowania. Dążę do realizacji celów, które leżą w dobrym interesie FIA. Chcę działać jako strażnik niezależności FIA - zakończył Francuz.