Poruszające sceny na granicy z Ukrainą. Mamed Chalidow nie potrafi znaleźć słów

Archiwum prywatne / KSW / Na zdjęciu: Mamed Chalidow (z lewej) i Adam Soldajew
Archiwum prywatne / KSW / Na zdjęciu: Mamed Chalidow (z lewej) i Adam Soldajew

Zostawili dom, majątek, pracę, byle tylko przekroczyć granicę Polski i uciec przed dramatem wojny. - Widok tych ludzi jest uderzający - mówi Mamed Chalidow, który wraz z delegacją KSW odwiedził Dorohusk.

Największa w kraju organizacja MMA postawiła pomóc ukraińskim uchodźcom. Do leżącego nad Bugiem Dorohuska ruszyli Maciej Kawulski, Mamed Chalidow, Karolina Owczarz, Akop Szostak i Adam Soldajew. Zabrali ze sobą produkty wskazane przez punkt recepcyjny działający w tej przygranicznej wiosce.

Nikt nie jest sam

Delegacja KSW jest zbudowana tym, w jaki sposób zorganizowano pomoc dla ofiar wojny. Wszystko dopięte jest na ostatni guzik, a uchodźcy otrzymują pomoc adekwatną do sytuacji. - Informacje z punktów recepcyjnych są bardzo precyzyjne - tłumaczy Kawulski, współwłaściciel organizacji KSW.

I dodaje, że w pomoc może włączyć się każdy. Wystarczy tylko odrobina dobrej woli, ale warunek jest jeden: przed wyruszeniem w podróż należy zapoznać się ze wskazówkami podanymi w sieci przez punkty recepcyjne.

Zobacz relację wideo z wyjazdu KSW na granicę

- Pamiętajmy, że te zapasy muszą być sensowne, dlatego trzeba sprawdzać, co aktualnie jest potrzebne - wyjaśnia Kawulski.

Pod ogromnym wrażeniem pracy dorohuskiego punktu jest także Karolina Owczarz.

- Wystarczyło jedno zdanie, żeby rozładować dwa pełne busy. Od razu kilka osób ruszyło, żeby nam w tym pomóc. Jeszcze szybciej znaleźliśmy siedem osób, które udało nam się zabrać do Warszawy. Serce się raduje, kiedy patrzy się na to, jak wszyscy są zjednoczeni. Nikt nikogo nie zostawia w samotności, każdy może poczuć opiekę drugiej osoby - tłumaczy była dziennikarka, a obecnie zawodniczka MMA.

Delegacja KSW w Dorohusku: Mamed Chalidow (od lewej), Karolina Owczarz, Gerard Łabiński, Akop Szostak, Maciej Kawulski, Adam Soldajew
Delegacja KSW w Dorohusku: Mamed Chalidow (od lewej), Karolina Owczarz, Gerard Łabiński, Akop Szostak, Maciej Kawulski, Adam Soldajew

Wspaniała organizacja nie przysłania jednak dramatu, z jakim przyszło zmierzyć się uchodźcom. Wielu z nich po przekroczeniu granicy z Polską odczuwa ulgę.

- Polska faktycznie jest dla nich tym, czego oczekiwali: miejscem, w którym czują się bezpiecznie. Zaangażowanie Polaków w pomoc jest ogromne i oni to doceniają - relacjonuje Chalidow.

Uciec, ale dokąd

Po chwili wytchnienia, pojawiają się jednak inne pytanie. Co dalej? Dokąd się udać? Jak rozpocząć życie na nowo? Przecież nie każdy może liczyć na pomoc rodziny, przyjaciół czy znajomych.

- Najsmutniejsze jest to, że byli tam ludzie, którzy nie wiedzą, dokąd jadą. Oni prostu uciekają. To jest przerażające. Przecież ci ludzie jeszcze nie tak dawno żyli normalnie, mieli pracę, dom, majątek, a teraz muszę uciekać. Cieszę się, że mogłem im pomóc, ale jest mi po prostu smutno, że widziałem ich dramat - mówi pochodzący z Białorusi Akop Szotak, który w punkcie recepcyjnym wcielił się w rolę tłumacza.

Bo w Dorohusku radość miesza się ze smutkiem. Poczucia żalu nie ukrywa również Chalidow. Były mistrz KSW doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji, w jakiej znaleźli się Ukraińcy. Sam przecież musiał uciekać przed wojną z Czeczenii.

- Chciałbym powiedzieć, że jestem zadowolony, ale to nie jest dobre słowo. Nie potrafię znaleźć słów. Z jednej strony zobaczyłem wielkie zaangażowanie ludzi w pomoc, z drugiej - ofiary wojny. To wszystko wygląda dokładnie tak jak podczas wojen w moim kraju. Na granicy jest wiele kobiet z dziećmi. Kiedy wszedłem do budynku, kiedy zobaczyłem te wszystkie dzieci, poczułem, jakbym cofnął się w czasie. Ten widok był bardzo mocny, uderzający i przykry - wyjaśnia.

W podobnym tonie wypowiada się Adam Soldajew, który trafił z Czeczenii do Polski, mając siedem lat. On z wizyty w Dorohusku zapamięta jedno zdanie.

- "Bóg nam was zesłał" - powiedziała jedna z matek. To zdanie sprawiło, że serce na chwilę się uradowało, ale wspomnienia wróciły. Dokładnie tak samo czułem się, kiedy to ja przyjeżdżałem do Polski - tłumaczy. - Cieszę się, że mogę komuś udzielić pomocy, pamiętając o tym, co sam przeżyłem. Pamiętajcie, warto pomagać. Pomagajcie! - apeluje.

Sport pomaga

Apeluje również współwłaściciel KSW, który podkreśla, że celem wyprawy była nie tylko pomoc, ale też edukacja tych, którzy tę pomoc chcą nieść.

- Chcieliśmy, wykorzystując nasze zasięgi w sieci, pokazać ludziom, w jaki sposób można pomagać, w jaki sposób dostarczać niezbędne rzeczy, żeby one trafiły we właściwe ręce. Wniosek jest taki: każdy z was - bez względu na to, gdzie mieszka - może wsiąść w samochód, zabrać potrzebne rzeczy i zawieść je na granicę. Tam się wami zaopiekują i odbiorą te rzeczy - przekonuje Kawulski.

Informacje o potrzebnych produktach można znaleźć między innymi na stronach punktów recepcyjnych na Facebooku.