Oto #HIT2022. Przypominamy najlepsze materiały minionego roku.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: To prawda, że przestałeś przeklinać?
Artur Szpilka: Od czterech miesięcy nie bluźnię.
Skąd takie postanowienie?
Zainspirował mnie trener Jarosław Rogala. Mój poprzedni sposób wypowiadania się wyglądał po prostu "buracko". Wulgarny język zaczął mnie kłuć w uszy. Teraz na przykład siedzimy z kolegami w knajpie i ich poprawiam. Nie każdy rezygnuje z przekleństw, ale niektórzy reagują pozytywnie: "OK Artur, pilnujemy się" - mówią. Przyznam szczerze, że rozmowy bez przekleństw mijają przyjemniej. Wcześniej sam strzelałem wyrazem na "k", jak z karabinu. Są oczywiście sytuacje, w których się denerwuję i czuję, że gdybym się odpalił, to poszłaby lawina.
"Nie przeklinaj" to nie jedyne przykazanie "nowego" Artura Szpilki.
Postanowiłem, że na trzynaście dni przed walką zawieszam uprawianie seksu.
ZOBACZ WIDEO: Wielkie wyróżnienie dla "Jurasa". "To dla mnie duża sprawa"
To pomaga w przygotowaniach?
Jestem bardziej pobudzony jak byk w okresie godowym. Ale one się wtedy piorą między sobą, takie naładowane. Testosteron aż buzuje. Jak się z tym czuję? Nie jest łatwo, ale na szczęście walka już w sobotę.
Wszyscy mówią: spokorniałeś.
Młody Artur był mocno niepokorny. Za dużo nie myślał, dlatego wiele mówił. Nic nie miałem do powiedzenia, ale byłem nakręcony i wydawało mi się, że tak zawojuję świat. Czas pokazał, że to, co kiedyś sądziłem o życiu, ma się nijak do rzeczywistości.
Artur, który siedzi przed tobą, dużo zdążył już zobaczyć. Dziś wiem, że nic nie wiem, cytując klasyka. Kiedyś byłem przekonany, że wszystko zrobię najlepiej. Wiele razy mądrzyłem się z boku, a później, znajdując się w identycznej sytuacji, robiłem odwrotnie, źle. Dlatego staram się już w ogóle nie komentować zachowania innych, tylko robić swoje, w ciszy.
Ale twój wewnętrzny diabeł na pewno się czasem odzywa.
Nie diabeł, to po prostu ja. Ale tak, z wiekiem nauczyłem się kontrolować emocje. Żeby nie było - czasem aż płonę, ale potrafię spojrzeć na siebie z boku i wcisnąć przełącznik na tryb "chillout". Fajnie powiedział Tomasz Romanowski: nie można dać w sobie zabić samca alfa. Zgadzam się.
Do takich wniosków dochodzi się samemu?
Na pewno pomogła mi praca z psychologiem, a poza tym - dorosłem. Najlepiej uczyć się na własnych błędach. Sparzyłem się, czasem nawet i kilka razy w jednym temacie, ale w końcu wyciągnąłem wnioski.
To były mocne poparzenia?
Myślę, że tak. Najfajniejsze jest to, że mogę dziś powiedzieć: Stary, zobacz, ile pozytywnego zrobiłeś w swoim życiu, jaką przeszedłeś przemianę. Mieszkałem 2,5 roku w USA, zobaczyłem trochę świata. Przekonałem się, że perspektywy są znacznie szersze niż ocena sytuacji z małego miasta w Polsce. Zawsze dziwiłem się ludziom, którzy wyjeżdżali z Wieliczki w celu robienia kariery. Teraz nie mogę zrozumieć tych, którzy zostają.
Zmieniłeś myślenie?
W dzieciństwie spotkała mnie ogromna tragedia. Mój tata był alkoholikiem i powiesił się, gdy miałem trzy lata. Ile to razy darłem się do ojca, patrząc w niebo: "Jak mogłeś mi to zrobić?! Miałeś być tu, ze mną!". Nie mogłem mu tego darować.
A po wielu latach sam chciałem ze sobą skończyć w identyczny sposób. I to mając u boku kochającą kobietę, przyjaciół, pieski, dom, pieniądze. Wszystko.
Kiedy to było?
Po przegranej walce z Łukaszem Różańskim (maj 2021 roku - przyp. red.). Oprócz samej porażki w ringu doszły też inne kwestie, które jeszcze mocniej mnie podłamały. Wpadłem w głęboką dziurę do tego stopnia, że dwa razy próbowałem skręcać sznur, by się powiesić. Wiem, jak to brzmi, ale tak było. Nie mogłem uwolnić się od myśli, że tata też tak kiedyś zrobił. Straszne siedziało mi to w głowie.
Co wtedy czułeś?
Z boku wiele się może ludziom wydawać. O, ten ma drogie auto, tamten super chałupę. Ja codziennie zasuwam na to wszystko bardzo ciężko: wylewam hektolitry potu na treningach, doznaję kontuzji, walczę ze zdrowiem. Ale najtrudniejsza jest walka z samym sobą i niesamowitą presją dookoła.
Jako pięściarz funkcjonowałem dobrze tylko, gdy wygrywałem. Po porażkach czułem się wrakiem człowieka. Mój nastrój uzależniony był wyłącznie od tego, jak wypadałem w ringu. Zostałem niewolnikiem samego siebie. Moim największym wrogiem stał się Artur Szpilka. Demony czasem jeszcze nade mną krążą, odzywa się moje "ego" i próbuje mieszać w głowie, ale z tym walczę.
Co ci pomogło?
Na pewno Bóg pomógł mi z tego wyjść. Pamiętam, kiedyś szydziłem z Tomka Adamka, który mówił o wierze. Gadałem: Przecież Bóg za ciebie Kliczki nie znokautuje.
Na szyi nosisz różaniec.
A z przodu, pod brodą, wytatuowałem sobie wielki napis WIARA. Specjalnie zrobiłem go w tak widocznym miejscu. Modlę się codziennie. Zawsze to robiłem, ale nigdy o tym nie mówiłem.
Wtedy, gdy myślałem o samobójstwie, mój psycholog, pan Andrzej, którego serdecznie pozdrawiam, powiedział mi jedno bardzo ważne zdanie. Coś we mnie pękło i ruszyłem do przodu. Kiedyś przyjdzie moment, by szerzej o tym opowiedzieć i może też moim doświadczeniem pomogę komuś w podobnej sytuacji. Dziś jednak wiem, że to, co chciałem ze sobą zrobić, nie było rozwiązaniem. Tamten moment, gdy w głowie układałem swoją śmierć, pokazał mi tylko, jak powalone jest myślenie człowieka. Wystarczy jedynie spojrzeć na dany problem inaczej i pojawia się kilka nowych wyjść z sytuacji.
Porażka z Różańskim była twoją piątą w karierze, a sama walka ostatnią w boksie. Potrzebowałeś wstrząsu do wprowadzenia zmian w swoim życiu?
Być może tak, być może to też pozwoliło mi w pewnym sensie uwolnić siebie, bo spadła ze mnie presja. Ale dookoła mnie były także inne rzeczy niezwiązane z moimi ambicjami. Szkoda gadać. Mówiąc pobieżnie: nauczyłem się, że ludzie są zdolni do wszystkiego.
Udało ci się przepracować w głowie te najbardziej traumatyczne momenty?
Zdecydowanie musiałem je zrozumieć. Sporo pomogły mi w życiu książki. Potrafią przenieść cię w inny wymiar, pobudzić wyobraźnię. Sporo czytam. "Potop" przeczytałem jeszcze odsiadując wyrok w Tarnowie na "N-kach", czyli samotnie w celi dla niebezpiecznych więźniów. Na każdym spacerniaku nie mogłem się doczekać powrotu. Wlatywałem do celi, bum na łóżko i czytanie.
Wyjście z zakładu karnego uczciliśmy z kolegami konkretną imprezą. Balowaliśmy trzy dni bez przerwy. Nawalony kokainą krzyczałem do chłopaków: panowie, mówcie mi Andrzej Kmicic.
Ale mówiłem ci, że teraz jestem wolny od nałogów. Nie palę, nie piję - bo alkoholu nie lubię. Z narkotykami też skończyłem. Od czterech lat jestem od nich czysty.
O jakiego rodzaju narkotykach mówisz?
Przede wszystkim o kokainie. Za marihuaną nie przepadałem. Ćpanie zabrało mi trochę zdrowia w czasie kariery. Pamiętam, że i trzy dni potrafiłem nie spać, a potem dojście do siebie zajmowało mi mnóstwo czasu. Odsypiałem półtora, dwa dni ciągiem. Dopiero później zaczynałem normalnie jeść. Do treningu mogłem wrócić po kilku dniach "detoksu". Zobacz, ile czasu przepalałem, tych imprez było przecież więcej. Wyobraź sobie, że nie śpisz trzy dni i trzy noce, a jesteś zawodowym pięściarzem.
Ale wyszedłeś z tego.
To destrukcyjna droga w jedną stronę i wielu ludziom nie udało się zawrócić. Jestem jednym z nielicznych, który po takim funkcjonowaniu został w sporcie. Dobrze, że mam swoją pasję, ona trzyma mnie w ryzach, daje motywację. Gdybym nie miał sportu, to pewnie radości szukałbym gdzie indziej, na przykład w narkotykach.
Przyznałeś niedawno, że twoim największym osiągnięciem jest "wyjście na ludzi".
Dzięki sportowi znalazłem się tu, gdzie jestem. I cieszę się, że stałem się świadomy wielu spraw, a przede wszystkim - co jest złe, a co nie.
Jak twoi koledzy reagują na Artura, który nie bluźni i nie chce iść w melanż?
Niektórzy się śmieją, niektórzy na złość dalej przeklinają. Kumplom z zakładu karnego wymyśliłem zabawę. Jeżeli któryś przeklnie podczas naszej rozmowy telefonicznej, przegrywa. I faktycznie - pada mniej brzydkich słów.
Z jednej strony wiara, abstynencja, sport i pilnowanie języka, z drugiej jednak nie odciąłeś się od przeszłości.
Utrzymuję kontakt z ludźmi, z którymi kumplowałem się na wolności. To moi przyjaciele i dla mnie najważniejsze jest, że cały czas jesteśmy dla siebie tacy sami. Ludzie robią różne rzeczy i będą robić. Ja nie szukam nowych znajomości, mam swoje grono przyjaciół.
Ale mandaty dostajesz. Na przykład za wyciąganie z wody krokodyla.
To było może dwa lub trzy miesiące po walce z Deontayem Wilderem o mistrzostwo świata federacji WBC (2016 rok). Spaceruję po parku w Stanach i rozglądam się, gdzie schowały się te krokodyle. Widzę faceta, który bacznie mi się przygląda. Porównuje moją twarz ze zdjęciem. Sporo osób zaczepiało mnie w tamtym okresie z prośbą o fotkę i byłem przekonany, że gość właśnie tego ode mnie chce.
- Ty jesteś Artur Szpilka? - zapytał. Uśmiechnąłem się, tak, tak, chodź - powoli przymierzałem się do zdjęcia. On spoważniał: "Szukaliśmy cię rok czasu! To ty męczysz nasze krokodyle!" - wypalił.
Faktycznie, mniej więcej rok wcześniej wrzuciłem do internetu filmik, jak ciągnę krokodyla za ogon. Jeden nawet chciał mnie ugryźć w nogę, ale w porę odskoczyłem.
W każdym razie, ten facet złapał za pistolet schowany za pazuchą, był ze służb. Żarty się skończyły. Wypisał mi mandat na około 700 dolarów.
A skąd mi się wzięły te zaczepki w parku? Ja z krokodylami zawsze dobrze żyłem.
Czym jest dla ciebie KSW?
Przygodą po karierze, bo karierę sportową już miałem. MMA to też sport i przede wszystkim walka, a ja coś w życiu muszę robić. Nie wyobrażam sobie, że nagle usiądę za biurkiem. Muszę się ruszać, a sport po prostu kocham.
Pokonasz Mariusza Pudzianowskiego?
Wychodzę do klatki z Mariuszem bez żadnej presji. Przegram, to przegram, oficjalnie to mówię. Czy coś się wtedy stanie? Nic, to jest walka. Mariusz jest w tym sporcie 14 lat, jest pełnoprawnym zawodnikiem MMA. Ja mu chcę te laury zabrać.
Gala na Stadionie Narodowym generuje podobne emocje do twoich walk w boksie?
Walka z Mariuszem przy publice na ponad 50 tysięcy ludzi jest dla mnie fantazją. Każdy ma fantazje: jedni seksualne, a dla mnie Colosseum 2 to fantazja sportowa. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by w sobotę ją spełnić i wygrać.
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
*
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.
*
Izu Ugonoh: Stałem w ringu i myślałem - co ja tutaj robię?! W końcu się uwolniłem [WYWIAD]
Polski bokser: "Byłem największym łajdakiem, jakiego znałem"