W tym artykule dowiesz się o:
Dziewięć najlepszych tegorocznych wyników, niemal co konkurs rzut ponad 80 metrów. Paweł Fajdek to fenomen, dominator wśród młociarzy. Jeżeli wytrzyma obciążenie psychiczne, to Polakowi nikt nie powinien odebrać trzeciego złota mistrzostw globu. Jego konkurenci w karierze nawet nie zbliżyli się do granicy 83 metrów. Ba, nawet rzut powyżej 80 metrów to dla większości bariera nie do pokonania.
Jedynym pogromcą Fajdka został w tym sezonie... jego kolega z kadry, Wojciech Nowicki. Brązowy medalista z Rio jest w życiowej formie. Po raz pierwszy w karierze zaliczył 80 metrów, a w mistrzostwach kraju sensacyjnie pokonał Fajka, choć drugi z Polaków miał po konkursie spore zastrzeżenia w kwestii przygotowania promienia do rzutów. Nie zmienia to jednak faktu, że Nowicki pojechał do Londynu po medal.
Biało-Czerwoni muszą się mieć na baczności. Lepszą dyspozycję zasygnalizowali ostatnio Rosjanie - startujący pod neutralną flagą Walery Pronkin, Aleksiej Sokirski i Siergiej Litwinow jr, syn aktualnego rekordzisty świata.
Niepokonana od 42 startów. Bardziej niż z rywalkami, walczy z odległością. Niedawno zapowiedziała złamanie 85 metrów, co oznaczałoby nowy, fenomenalny rekord świata. Tydzień przed mistrzostwami rzuciła 82,87 m, zaledwie 12 cm bliżej od najlepszego wyniku w historii. We wcześniejszych występach wygrywała ze sporą przewagą, nawet gdy nie do końca była zadowolona ze swoich prób. Absolutna pewniaczka do złota.
ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek o rekordzie świata: Zaatakuję, ale to będzie bardzo trudne (WIDEO)
Rzut młotem w Polsce to jednak nie tylko Włodarczyk. Swój rekord życiowy znacząco poprawiła Malwina Kopron. 22-latka przekroczyła 75 metrów i może sprawić miłą niespodziankę w Londynie. Tylko o dwa centymetry (75,09 m) przegrywa z nią Joanna Fiodorow. A może tak polskie podium?
Specjalista od mistrzostw świata. Dyskobol broni tytułu sprzed dwóch lat, w dorobku ma także dwa srebra. Nie tak mocny jak w poprzednich latach, ale w przededniu imprezy pokazał, że nie jedzie do Londynu na wycieczkę. W ostatnim starcie rzucił sporo powyżej 67 metrów, a w pozakonkursowej próbie dalej o 1,5 metra! Moc przyszła we właściwym momencie, choć po kiepskim początku i kontuzji pleców wydawało się, że sezon w wykonaniu Małachowskiego należy spisać na straty.
Plany 34-latka spróbują pokrzyżować młodsi rywale, na czele ze Szwedem Danielem Stahlem (ponad 71 metrów w tym roku) i rewelacyjnym Jamajczykiem Fedrickiwn Dacresem. Dobra wiadomość? Nie wystartuje dołujący w tym sezonie Christoph Harting, który zabrał Małachowskiemu złoto olimpijskie w Rio de Janeiro.
Wśród dyskoboli koło podium może zakręcić się Robert Urbanek. Drugi z Polaków zbliżył się do swojego rekordu życiowego i po cichutku marzy się nam powtórka sprzed dwóch lat, kiedy to stanął na najniższym stopniu podium.
Po efektownym zwycięstwie na młodzieżowych mistrzostwach Europy zastanawialiśmy się, czy Konrad Bukowiecki utrzyma znakomitą formę do światowego czempionatu seniorów. Tymczasem jak Filip z konopi wyskoczył Michał Haratyk. 25-latek poprawiał się ostatnio ze startu na start, a tydzień temu w Cetniewie pchnął kulę na 21,88 m, zaledwie 7 cm bliżej od rekordu Polski Tomasza Majewskiego. To kandydat na naszego czarnego konia. - Myślę, że na mistrzostwach świata w Londynie jestem w stanie powtórzyć ten wynik - zapowiada.
Nie bez szans na dobre miejsce jest Bukowiecki. Czy na medal? Raczej wątpliwe. Poziom pchnięcia kulą jest w tym roku niebotyczny i nawet rezultaty pod 22 metry mogą nie dać krążka. A Bukowiecki na stadionie pchał na razie "tylko" 21,59 m. Trzeba w tym wszystkim zachować rozsądek i pamiętać, że 20-latek jest najmłodszy w czołówce i jego czas dopiero nadejdzie.
Zmagania kulomiotów mogą być jednymi z najciekawszych wydarzeń londyńskiej imprezy. Amerykanie - Ryan Crouser i Joe Kovacs - urządzili sobie pojedynek na odległości. Obaj regularnie pchają powyżej 22 metrów, a w stawce są jeszcze bardzo mocni Nowozelandczyk Tom Walsh, Czech Tomas Stanek czy Niemiec David Storl. Kandydatów do medali jest co najmniej dziesięciu.
Konkurs tyczkarzy to coś, czego polscy kibice nie mogą przegapić. Nasz eksportowy duet jeszcze nigdy nie był tak mocny. Paweł Wojciechowski wygrywał w lipcu jak na zawołanie. Doprowadził rekord życiowy do 5,93 m i marzy o dołączeniu do "sześciumetrowców". Na razie może patrzeć z góry na wielu znakomitych tyczkarzy. Polak jest w tym sezonie lepszy m.in. od rekordzisty świata Renauda Lavillenie. Mistrz świata z 2011 roku przegrywa tylko z Samem Kendricksem. Znakomitym Amerykaninem, lecz bardzo chimerycznym.
Piotr Lisek siedzi Wojciechowskiemu na ogonie. Na razie na stadionie nie zbliżył się do 6 m uzyskanych w hali, ale 5,85 m predysponuje go do myślenia o medalu w Londynie. Polak zrobił ostatnio spore wrażenie - pokonał w Monaco Lavillenie czy Raphaela Holzdeppe skacząc na... pożyczonych tyczkach. Jakby tego było mało, pobił rekord życiowy (5,82 m) na otwartym stadionie. Raptem dwa dni potem dorzucił jeszcze 3 cm. Na igrzyskach taki wynik dałby mu medal. Wówczas skończyło się na pechowej czwartej lokacie.
Rewelacja sezonu. Przez lata polski oszczep wśród mężczyzn właściwie nie istniał. Tym większym zdziwieniem był fenomenalny występ Marcina Krukowskiego na mistrzostwach Polski. Były wicemistrz Europy juniorów w pierwszej próbie rzucił 88,09 m i poprawił rekord z długą, bo 15-letnią brodą (wcześniej 86,77 m). Nasz oszczepnik wskoczył na piąte miejsce w światowych rankingach.
Krukowski zapowiada, że stać go na jeszcze lepszy wynik. Kolejny rzut w okolicy 88 metra powinien jednak dać medal. Za 25-latkiem przemawia historia. Od 2001 roku jego rekord życiowy dawałby krążek.
Wielką formę w tym roku przyszykowali Niemcy i to na nich trzeba zwracać największa uwagę. Johannes Vetter zaszokował świat i z rezultatem 94,44 m przesunął się na drugie miejsce w historii. Niewiele mniej rzucał mistrz olimpijski z Rio Thomas Rohler. Ta dwójka zdecydowanie odskoczyła reszcie. Ale za ich plecami różnice są minimalne.
Obaj nie zachwycają w tym roku. Kszczot jest dopiero 34. na liście światowej, ale zapowiada, że na MŚ się poprawi. - Jestem gotowy na dobre bieganie. W Londynie chcę walczyć o medal - obiecuje. Zresztą kto jak kto, ale 27-latek wie, jak startować na zawodach tej rangi. Dwa lata temu wywalczył srebro. Teraz ponownie stanie w szranki z koalicją czarnoskórych biegaczy.
Długo o minimum na 800 metrów walczył Lewandowski. Wypełnił je dopiero w połowie lipca, o dziwo wcześniej lepiej radził sobie na 1500 metrów. Pobił nawet rekord Polski z dobrym czasem 3:34.45. Podobnie jak Kszczot, jest na tyle doświadczony, że w Londynie może zaskoczyć.
Długo przeżywała niepowodzenie na igrzyskach w Pekinie. Jechała po podium, skończyła na dziewiątym miejscu. Otrząsnęła się po kryzysie i z nowymi siłami wróciła do rywalizacji. 1,98 m daje jej trzecie miejsce na listach światowych. Cel na Londyn to przede wszystkim nowy rekord życiowy. Wymarzone 200 cm.
Nawet jeżeli nie uda się zaliczyć 2 metrów, to medal pozostaje w zasięgu. Tylko fenomenalna Rosjanka Maria Lasitskene skacze w innej lidze (206 cm). Stawka bardzo się wyrównała i na poziomie Lićwinko znajduje się co najmniej kilka rywalek.
Drugie sportowe życie naszego skoczka wzwyż. Po sensacyjnym brązie na MŚ 2009 los rzucał mu kłody pod nogi. Kontuzja, dwie operacje, właściwie pięcioletnia wyrwa w karierze. Wrócił jeszcze mocniejszy. W Ostrawie wyrównał rekord życiowy (2,32 m), w hali skakał nawet centymetr wyżej. Powtórka oznacza miejsce w okolicach podium, a może medal, bo poziom konkurencji nie jest w tym roku nadzwyczajny.
Dominuje Katarczyk Mutaz Essa Barshim, raz błysnął Niemiec polskiego pochodzenia Mateusz Przybyłko. Poza tym, rezultaty oscylują w granicach 232-233 cm. Grono faworytów jest zatem bardzo szerokie i z pewnością można do niego zaliczyć Bednarka.
Sztafeta 4 x 400 metrów kobiet
Iga Baumgart, Patrycja Wyciszkiewicz, Małgorzata Hołub, Justyna Święty. Tak najprawdopodobniej będzie wyglądać czwórka, która w Londynie powalczy o podium. Dodajmy, nieco niedoceniana czwórka. A przecież niedawno wywalczyła srebro w nieoficjalnych mistrzostwach świata sztafet, przebiegła dystans w świetnym czasie 3:27.60.
W tym roku lepsze są tylko Amerykanki, poza zasięgiem raczej także Jamajki. Wśród Europejek groźne będą Ukrainki, Niemki i Brytyjki. Rok temu na igrzyskach Polki zbliżyły się do rekordu kraju, ale skończyły finał dopiero na siódmym miejscu. Teraz ma być lepiej. I prawdopodobnie będzie.