Michał Kolenda: Almeida numerem jeden. Nam mówi o rezygnacji Stefańskiego [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Michał Kolenda
WP SportoweFakty / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Michał Kolenda

- W tym sezonie najtrudniej było kryć Travisa Trice'a, który jest piekielnie szybki, umie sobie stworzyć pozycję do rzutu, ale numerem jeden na tej liście jest Ivan Almeida. Jego gra robiła wrażenie - mówi Michał Kolenda.

Bohaterem 39. Derbów Trójmiasta, w których Trefl Sopot pokonał Asseco Arkę Gdynia 98:90, był Michał Kolenda, autor 28 punktów. Dla skrzydłowego, reprezentanta Polski, to najlepszy wynik w karierze. Jego rola w zespole wzrosła, po tym jak klub opuścił Holender Yannick Franke (sprzedany do ligi hiszpańskiej).

Polak w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada nam też o ostatnich zmianach w klubie (odejściu trenera Marcina Stefańskiego), błędzie, który popełnił w meczu ze Śląskiem Wrocław i przyszłości w Sopocie.

- Nie ukrywam, że to bardzo miłe uczucie, gdy inne kluby dzwonią i przedstawiają swoje propozycje. O takich rzeczach pomyślę po sezonie, gdy wszystko będzie już rozstrzygnięte. Muszą opaść emocje - mówi nam reprezentant Polski.

ZOBACZ WIDEO: "Trafiony, zatopiony". Nieprawdopodobna skuteczność mistrzyni olimpijskiej


Karol Wasiek, WP SportoweFakty: 28 punktów to najlepszy wynik Michała Kolendy w karierze?

Michał Kolenda, zawodnik Trefla Sopot: Tak. Jeśli pytasz, dlaczego akurat w tym meczu tak się stało, to prawdę mówiąc, nie mam na to konkretnej odpowiedzi. Po prostu dobrze się czułem, to był mój dzień. Choć może jeden ważny element widzę.

Jaki?

Dostałem nieco więcej zadań na boisku po odejściu Yannicka Frankego. W tym momencie ta odpowiedzialność jest rozłożona na większą liczbę zawodników, ja też na tym skorzystałem. Fajnie, że to zafunkcjonowało. Takie mecze mnie nakręcają. Uważam, że rok temu nie byłbym w stanie funkcjonować w ataku tak jak ma to miejsce teraz. Dostałem dużą szansę od trenera Stefańskiego, teraz jest to kontynuowane przez trenera Roszyka.

28 punktów, rekord w karierze, zwycięstwo w Derbach Trójmiasta, ale czy czuje pan - mimo wszystko - niedosyt z faktu, jak wyglądał ten sezon?

To oczywiste. Odczuwam wielki niedosyt. Najgorsze jest to, że awans do fazy play-off nie jest do końca zależny od nas, a od innych drużyn. Musimy liczyć na korzystne wyniki, oczywiście przy założeniu, że sami wygramy dwa mecze: z Lublinem u siebie i z Legią na wyjeździe. Ważniejszą rolę odgrywają jednak inni. To sprawia, że zawód jest duży, bo do tego sezonu podchodziliśmy z dużymi ambicjami i planami. Miało to wyglądać zupełnie inaczej.

Odejście trenera Marcina Stefańskiego po klęsce z Kingiem było zaskoczeniem?

Tak. Nie ukrywam, że nie znałem zamiarów klubu i trenera Stefańskiego odnośnie tych porażek w Zielonej Górze i Szczecinie i malejących szans na grę w fazie play-off.

Wiem, że był pan z nim mocno związany. To był dla pana trudny moment?

Tak, ale tak też było w przypadku każdego trenera, z którym wcześniej współpracowałem, zaczynając od Zorana Marticia, a kończąc na Marcinie Stefańskim. Ale taki jest ten biznes, raz pracujemy z takim trenerem, a następnego dnia z innym. Trzeba to respektować. Jak byłem młodszy, to bardziej to we mnie siedziało, teraz podchodzę do tego bardziej na chłodno. Trzeba iść do przodu.

Pytam, bo widziałem, że po meczu z Asseco Arką "strzelił" pan sobie selfie z trenerem Stefańskim i prezydentem Karnowskim.

Oczywiście! To że nie jest naszym trenerem, nie oznacza, że nie mamy już relacji. Byliśmy przecież wcześniej kilka lat kolegami w drużynie. Mamy dalej ze sobą kontakt, rozmawiamy.

Wróćmy jeszcze do meczu ze Śląskiem Wrocław, w którym Michał Kolenda w ostatniej sekundach regulaminowego czasu sfaulował Kerema Kantera. Czy ta sytuacja dalej siedzi w pana głowie?

Tak. To był ewidentny mój błąd. Niepotrzebnie podchodziłem tak blisko gracza, który wychodził w górę do rzutu. No cóż, błędy w koszykówce się zdarzają w każdym spotkaniu. Ten był na wagę zwycięstwa.

Mam wrażenie, że wtedy wszystko posypało się jak domek z kart...

Możliwe, że to był moment przełomowy. Bo ten mecz ze Śląskiem naprawdę graliśmy dobrze, mieliśmy w pewnym momencie nawet 16 punktów przewagi, ale nie udało się tego dowieźć do samego końca. Pół żartem, pół serio, to jest piękno tego sportu.

Michał Kolenda: Mathews szuka błędów u rywali
Michał Kolenda: Mathews szuka błędów u rywali

Czy w drużynie - mimo minimalnych szans na awans do fazy play-off - dalej jest ogień i zaangażowanie na treningach?

Tak. Usiedliśmy we wspólnym gronie i rozmawialiśmy na ten temat. Motywujemy się tym, by ten sezon skończyć w dobrym stylu, niezależnie od tego, czy będziemy w fazie play-off czy nas tam zabraknie. Ważne jest to, by na koniec sezonu każdy z nas mógł spojrzeć w lustro i powiedzieć: "ok, nie udało się, ale walczyliśmy do ostatniej sekundy". Zasługują na to kibice, władze klubu, sponsorzy i my sami.

Pan w tym sezonie jest wysyłany do krycia najlepszych zawodników obwodowych rywali. Który z nich był najtrudniejszy do powstrzymania?

Travisa Trice'a. Na 100 procent. Jest niesamowicie szybki, umie też wykreować pozycję do rzutu, ma świetną selekcję rzutową. Jonah Mathews jest mocno skupiony na tym, by szukać błędów w obronie. Jak go widzi, to wtedy podejmuje konkretne decyzje. Trice potrafi samemu stworzyć takie sytuacje. Z nim było - w tym sezonie - najtrudniej.

A w karierze?

To tutaj numerem jeden jest... Ivan Almeida. Niesamowicie silny zawodnik. Nie był może tak szybki jak Travis Trice, ale potrafił sobie stworzyć miejsce do rzutu z niczego. Świetnie upychał się w grze podkoszowej. Nie ukrywam, że jego gra zrobiła na mnie duże wrażenie. Na razie nikt się do niego nawet nie zbliżył.

Myśli już pan o przyszłym sezonie? Odejdzie pan z Trefla Sopot?

Nie mam pojęcia, w ogóle się na tym nie skupiam. O takich rzeczach pomyślę po sezonie, gdy wszystko będzie już rozstrzygnięte. Muszą opaść emocje. Na razie czekam na mecz ze Startem Lublin.

Pytam, bo jestem pewny, że wszystkie kluby z PLK będą dzwonić do agenta Michała Kolendy.

To miłe, że tak mówisz. Nie ukrywam, że to bardzo miłe uczucie, gdy inne kluby dzwonią i przedstawiają swoje propozycje. Będzie o czym rozmawiać w wakacje.

CZYTAJ TAKŻE:
Trener kadry Polski: Pokora jest w mojej kieszeni [WYWIAD]
Tak właśnie wygląda "polskie piekiełko". Wrze w środowisku
Michał Nowakowski: Anwil? Powtórzyć sukcesy z przeszłości [WYWIAD]
Polski trener robi furorę w I lidze. Nam mówi o pracy w Anwilu [WYWIAD]

Komentarze (0)