Dokładać swoją cegiełkę - wywiad z Gregiem Surmaczem, nowym skrzydłowym AZSu Koszalin

Greg Surmacz jest drugim, obok Aleksa Perki, zawodnikiem, który po kilkunastoletnim pobycie poza Polską, wraca do kraju, w którym się urodził by grać w koszykówkę. 23-letniego skrzydłowego pozyskali włodarze AZSu Koszalin, widząc w nim spory potencjał. Gracz mający obywatelstwo polskie i kanadyjskie, przebywa już w Koszalinie szlifując formę pod okiem trenera Rade Mijanovicia. O detalach swojego transferu i nie tylko opowiada specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Fałkowski: Greg Surmacz jest postacią zupełnie nieznaną dla polskich fanów. Mógłby pan powiedzieć o sobie kilka słów?

Greg Surmacz: Cóż, jako koszykarz czy jako człowiek? To i to? W porządku, więc... Przede wszystkim jestem absolwentem Uniwersytetu Windsor w Kanadzie na kierunku sportowe zarządzanie. Sport jest czymś bardzo ważnym w moim życiu, bez czego nie potrafiłbym się obejść. Dorastając, grałem w piłkę nożną, futbol amerykański, baseball i siatkówkę. Cały swój czas wolny spędzałem uczęszczając na różne wydarzenia sportowe. Z rodziną, ze znajomymi... Zawsze marzyłem również o tym, by kiedyś grać w koszykówkę profesjonalnie i teraz to mi się udało poprzez podpisanie kontraktu z AZSem Koszalin.

Zanim jednak przejdziemy do kwestii AZSu, może pan wyjaśnić pewne kwestie związane z pańskim pochodzeniem? Jest pan Kanadyjczykiem z polskim paszportem czy odwrotnie?

- Cóż, trzeba by było zacząć od tego, że urodziłem się we Wrocławiu, ale już w wieku dwóch lat opuściłem Polskę i wyjechałem z rodzicami, a właściwie to oni wyjechali ze mną, do Kanady. Zanim jednak na stałe trafiliśmy na północ, przez jakiś czas mieszkaliśmy trochę w Stanach Zjednoczonych, a ja zacząłem uczęszczać do szkoły średniej East Tennessee State. Pewne rzeczy nie poszły jednak po mojej myśli i postanowiłem ponownie skierować swoje kroki do Kanady. A co do Polski? Kilka lat temu zacząłem rozmawiać na ten temat z rodzicami, którzy stwierdzili, że fajnie by było, gdyby miał również paszport polski.

Kiedy zapytałem o wywiad, automatycznie odpowiedział pan w języku angielskim. A jak zatem jest u pana z językiem polskim i poczuciem tożsamości narodowej?

- Z racji tego, że wywiad możliwy był tylko w formie pisemnej, wybrałem język angielski, bo polska pisownia sprawia mi wiele problemów. Bo choć mówię po polsku płynnie, to jednak nie piszę w tym języku od lat. Ja potrawym mowiec po Polsku, ale wole pisac po Angielsku (pisownia oryginalna - przyp. M.F.). Co do tożsamości, to jestem dumny z moich polskich korzeni, lecz po 22 latach pobytu w Kanadzie, powiedziałbym, że jestem bardziej Kanadyjczykiem, niż Polakiem.

Wiem, że grał pan w reprezentacji uniwersyteckiej Kanady i brał pan udział w Uniwersjadzie w Belgradzie. Czy to znaczy, że zadeklarował się pan ostatecznie w kwestii wyboru reprezentacji?

- Nie jestem pewien, czy po tych występach mogę jeszcze grać dla Polski, ale gdyby istniała taka możliwość, to na pewno bym ją rozważył. Z drugiej jednak strony jestem produktem koszykówki kanadyjskiej i to Kanada zawsze traktowała mnie jak swojego, więc z pewnością porozmawiałbym najpierw z nimi o tej kwestii.

Zdecydowana większość studentów grających w koszykówkę za oceanem wybiera NCAA. Pan grał trochę w tej lidze uczelnianej, ale tylko przez moment. Trzy lata spędził pan natomiast w lidze akademickiej CIS w Kanadzie. Czyżby Kanada była lepsza od Stanów Zjednoczonych?

- Kanadyjska CIS to bardzo niedoceniana liga, i choć do takiego poziomu jaki ma NCAA jeszcze daleko, również wydaje dla koszykarskiego świata wielu dobrych zawodników. Jeśli tylko uczelnie będą w stanie zainwestować w koszykówkę więcej środków, liga z pewnością się jeszcze rozwinie. Ja wielokrotnie grałem w różnych rozgrywkach w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie i muszę powiedzieć, że będąc w USA, zawsze tęskniłem do Kanady. To tam spotkałem najlepszych trenerów, znajomych, kolegów i partnerów z zespołu. Ponadto chciałbym zauważyć, że czołowe ekipy CIS przed każdym sezonem mierzą się z drużynami z pierwszej dywizji NCAA i wielokrotnie wychodzą z tych starć zwycięsko. Oczywiście nie każdy zespół CIS jest w stanie rywalizować z NCAA, ale takie uczelnie jak UBC, Carelton, Windsor, Western Ontario czy State Francis Xavier spokojnie mogłyby grać w ramach NCAA. Może niekoniecznie przeciwko Kansas, Duke czy Karolinie Północnej, ale przeciwko innym na pewno.

Rzucając prawie 21 punktów w barwach ekipy Windsor Lancers, był pan kluczowym graczem. Powtórzy to pan w Polsce?

- W Kanadzie szło mi rzeczywiście nieźle, lecz to zasługa moich trenerów, którzy dobrali dla nas bardzo dobrą taktykę oraz moich kolegów z zespołu, którzy pozwalali mi wykańczać większość akcji. Dogrywali do mnie takie piłki, że nie miałem innego wyjścia, jak tylko zdobywać punkty. Nie wiem czy tak samo będzie w Polsce, ale podejrzewam, że pewnie nie, bo to jednak jest liga zawodowa. Mogę stwierdzić, że swojemu nowemu pracodawcy oferuję wszechstronność, z której znany byłem w CIS. Nieźle kozłuję, umiem rzucać z dystansu, potrafię zagrać przodem i tyłem do kosza, a także umiem bronić przeciwko graczom od rozgrywającego do środkowego. Myślę więc, że ta wszechstronność, a nie statystyki, będzie moją wizytówką w Polsce.

Podpisując kontrakt z AZSem Koszalin, z pewnością był pan bardzo podekscytowany na myśl o powrocie do Polski?

- Tak naprawdę ja nie znam Polski, choć czuję pewien dreszcz, że wracam do miejsca, gdzie przyszedłem na świat. Z tego co już zdążyłem zobaczyć, myślę że polubię Koszalin. Miasto jest ładne, a klub wydaje się być poukładany. Trener ma wielką wiedzę i bardzo fajne podejście do zawodników. Czyli pod względem sportowym jest podobnie do tego, z czym zetknąłem się w Kanadzie.

To może zdradzi pan jak do tego w ogóle doszło, że trafił pan do Koszalina?

- Mój agent zajmował się wszystkimi negocjacjami, a ja praktycznie nie wiedziałem z kim rozmawia. Dopiero pewnego dnia zadzwonił do mnie i powiedział, że w Polsce chętnie zatrudnią koszykarza, który ma polski paszport. Z kilku ofert wybrał AZS Koszalin i zapytał czy się zgadzam. Radził mi, żebym podpisał kontrakt z tym klubem, więc się długo nie zastanawiałem, choć upewniłem się jeszcze zbierając informacje na temat zespołu oraz trenera przede wszystkim. Kiedy usłyszałem tylko pozytywne rzeczy, sprawa była załatwiona.

A czy rozmawiał pan już z trenerem Rade Mijanoviciem na temat swojej roli w zespole?

- Nie, jeszcze nie było okazji na jakąś większą, bardziej szczegółową rozmowę. Jestem w Koszalinie dopiero od trzech dni i na razie wszyscy się poznajemy. Póki co, wiem że zarząd klubu zamierza sprowadzić jeszcze kilku zawodników, a jeśli nie ma pełnego składu, nie ma co w ogóle podejmować rozmowy na temat mojej roli. Oczywiście chciałbym zaczynać mecze w pierwszej piątce, ale to nie jest mój cel. Z radością będę wychodził z ławki, jeśli tylko będę czuł, że jestem przydatny zespołowi i dokładam swoją cegiełkę do zwycięstw.

Czego spodziewa się pan po tym sezonie w barwach AZSu?

- Celem każdego profesjonalnego zespołu jest to, by poprawić wynik z poprzedniego sezonu. Ważne jest by ciągle być w fazie rozwoju. I właśnie tak to widzą też ludzie kierujący klubem w Koszalinie. Naszym minimum jest awans do play-off, ale dobrze by było zrobić to z wyższej pozycji, niż rok temu. Z tego co wiem, Koszalin przystępował ostatnio do play-off z siódmego miejsca i lokatę tę zachował na koniec sezonu.

Jeden z najpopularniejszych serwisów koszykarskich na świecie opisuje pana takim stwierdzeniem, cytuję: "Utalentowany koszykarz, ale charakter niegodny zaufania". Jak pan to skomentuje?

- Wiem, o który portal chodzi. Cóż, każdy ma prawo do swojej opinii, a to zdanie to opinia tylko jednego człowieka. Ja ze swojej strony mogę zagwarantować, że ludzie, którzy znają mnie od dawna nigdy by tak nie powiedzieli. Każdego dnia profesjonalnie podchodziłem, podchodzę i będę podchodził do swoich obowiązków. Czy to na parkiecie, czy poza nim.

Używa pan imienia Greg, które jest zdecydowanie łatwiej przyswajalne dla mieszkańców Ameryki Północnej, lecz urodził się pan jako Grzegorz. Czy jest szansa, że teraz w Polsce powróci pan do oryginalnego imienia?

- To nie ma żadnego znaczenia. Czy Greg, czy Grzegorz - oba mi pasują!

Źródło artykułu: