Kiedy pod koniec listopada Górnik Wałbrzych ogłosił podpisanie kontraktu z Amerykaninem J.J. Montgomery’m, transfer ten pozostał bez większego echa, gdyż wydawało się, że jego bohater będzie kolejnym graczem, który pogra w ekipie beniaminka przez kilka tygodni, następnie zostanie zwolniony, a na jego miejsce przyjdzie nowy gracz. Jednakże już w pierwszym swoim spotkaniu w polskiej lidze, 26-letni wówczas koszykarz pokazał próbkę swoich umiejętności, rzucając 16 oczek Śląskowi Wrocław. Lekkie zdezorientowanie zmieniło się w duże zdziwienie, gdy Montgomery w kolejnym spotkaniu zaaplikował 22 oczka Asseco Prokomowi. Gdy kilka tygodni później zdobył 23 punkty przeciwko Anwilowi nikt już nie poddawał w wątpliwość umiejętności zawodnika.
Jak na warunki grającego przede wszystkim o utrzymanie Górnika, mierzący 192 cm wzrostu, ale silny jak tur, Amerykanin wydawał się być prawdziwą gwiazdą. Gwiazdą, która wie, że z miejsca stała się liderem drużyny i od której oczekuje się naprawdę dużo. Jak sam koszykarz wspomina tamten sezon? - Po pierwsze chcę powiedzieć, że ja kochałem grać w Wałbrzychu. Nigdzie nie spotkałem tak oddanych fanów, a to jest dla mnie najważniejsze. Mieć dla kogo grać i być wspieranym. A nasza drużyna była świetna, począwszy od trenerów a skończywszy na nas, zawodnikach - odpowiada obrońca specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.
A po chwili przekonujemy się, że Montgomery to nie tylko świetny koszykarz, ale bardzo dobry rozmówca, który sam przechodzi z jednego wątku do drugiego nie czekając na zadawane pytania. - Kiedy grałem dla Górnika cały czas dawałem z siebie sto procent. Mieliśmy wiele dobrych spotkań, pomimo że większość ekspertów skazywała nas na rychłą relegację. Dlatego cieszę się bardzo, że byłem częścią tej grupy, która utrzymując się w lidze uszczęśliwiła fanów - wspomina Amerykanin jeszcze raz podkreślając, że najważniejsza jest dla niego publiczność. Zanim zadane zostanie kolejne pytanie, Montgomery przechodzi do następnych wspomnień. - Pamiętam jak pokonaliśmy Turów czy Śląsk, na czym szczególnie zależało naszym kibicom. Wiele osób przypadkowo spotkanych na ulicy mówiło nam byśmy wygrali chociaż te dwa mecze, bo nie wierzą, że możemy się utrzymać. A my tymczasem nie tylko pokonaliśmy lokalnych rywali, ale i zdołaliśmy utrzymać się wśród najlepszych. Zasłużyliśmy sobie tym na szacunek.
Nie wszystko jednak w Górniku szło po myśli włodarzy klubu. Choć drużyna radziła sobie w lidze nie najgorzej, klub miał problemy finansowe i nie było pewne czy będzie w stanie spełnić ustaleń finansowych wynikających z kontraktów koszykarzy. To właśnie była przyczyna, dlaczego po sezonie nie udało się pozostawić w składzie czołowych graczy, m.in. J.J. Montgomery’ego, który wybrał cypryjską ekstraklasę i zespół Keravnos Strowolos. - Muszę przyznać, że grałbym dalej dla Górnika, lecz sprawy finansowe klubu nie pozwoliły mi na to. Cóż, sport to też biznes i moja decyzja była czysto biznesowa. Koszykówka to moja praca i muszę wybierać to, co dla mnie i mojej rodziny najlepsze. Nie mogłem podjąć takiego ryzyka, stąd decyzja o przejściu na Cypr - twierdzi zawodnik, choć w pewnym momencie wydawało się, że przedłużenie umowy jest całkiem realne.
Fani Górnika zdecydowali się bowiem pokryć różnicę w oczekiwaniach koszykarza a możliwościach klubu. Wałbrzyszanie byli w stanie płacić Amerykaninowi miesięcznie około 5 tysięcy dolarów. Pozostałe 4 tysiące chcieli zapewnić kibice. - Słyszałem o tym, że fani starali się zrobić zrzutkę na pensję dla mnie i to jest coś... nie mam na to słów. Niebywałe? Niewiarygodne? Niesamowite? Nigdy nie słyszałem o takim zachowaniu jakichkolwiek fanów. Wiedziałem, że wałbrzyszanie potrafią wspierać nas, koszykarzy, ale żeby aż tak? To pokazuje jak bardzo ci ludzie kochają swój zespół - nadal nie może uwierzyć w tamtą sytuację zawodnik ze Stanów Zjednoczonych.
Ostatecznie jednak do tego ewenementu na skalę światową nie doszło i Montgomery wylądował na Cyprze. Nie zagrzał tam zbyt długo miejsca i w listopadzie przeniósł się do ukraińskiej ekipy MBC Mikołajów. W całym sezonie rozegrał tam jednak tylko dziewięć spotkań a jego średnie nijak nie były porównywalne z tym, co prezentował w Polsce. Grając dla Górnika w żadnym meczu (!) nie zszedł poniżej 10 oczek, a całe rozgrywki zakończył ze średnią 19,3 punktu i 6,1 zbiórki. W barwach MBC notował jedynie 5,1 oczka i 1,2 zbiórki.
Nic więc dziwnego, że obecnie koszykarz szuka pracy w PLK. - Choć nie zamykam się na żadną ligę, mam silne pragnienie powrotu do Polski. Mój agent negocjuje obecnie z kilkoma klubami z ekstraklasy i mam nadzieję, że niedługo usłyszę dobre wieści - zdradza zawodnik specjalnie dla naszego portalu, po czym swoim zwyczajem przechodzi do innego wątku. - Wiem, że mogę grać w polskiej lidze tak dobrze, jak w sezonie 2007/2008, a może nawet lepiej. Jestem graczem zawsze podporządkowującym się trenerowi i prowadzącym się bardzo dobrze poza boiskiem. Myślę, że zasługuję na grę w tak dobrej lidze, jak polska. Jeśli jednak coś się nie powiedzie, nie będę miał do nikogo pretensji - dodaje Montgomery.
Zapytany o to, co go tak ciągnie do Polski, bo grał przecież w różnych krajach, jak Grecja czy Finlandia, Amerykanin odpowiada podając pewien przykład. - Podczas mojego pierwszego obiadu w restauracji w Wałbrzychu podszedł do mnie jakiś chłopak, pytając czy ja jestem ten nowy gracz Górnika, a następnie prosto w oczy powiedział mi, że na pewno spadniemy z ligi. Przyznał się jeszcze, że jest fanem Śląska. Nawet nie wiesz jakie to cudowne uczucie spotkać później tego człowieka na ulicy po tym, jak wygraliśmy z Wrocławiem. Sam podszedł do mnie i powiedział, że nabrał szacunku dla mnie i zespołu - kończy swoją wypowiedź były obrońca Górnika Wałbrzych, którego najprawdopodobniej będziemy oglądać w barwach innego polskiego zespołu w sezonie 2009/2010.