[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: To prawda, że po powrocie z wakacji mocno zaskoczyłeś trenera Olivera Vidina swoją formą i przygotowaniem do sezonu?
[/b]
Aleksander Dziewa, koszykarz WKS-u Śląska Wrocław: Myślę, że trener był trochę zaskoczony (śmiech) Mówiąc poważnie: wakacje przepracowałem bardzo intensywnie. Tuż po zamknięciu ligi - gdy wprowadzono lockdown w kraju - trenowałem na własną rękę. Dużo biegałem, żeby trzymać kondycję, i do tego pracowałem na siłowni.
Na siłowni? Wszystkie siłownie były wtedy pozamykane.
To była siłownia domowa, na własny użytek. Chodziłem do mojego kuzyna, który posiada taką małą siłownię, ale da się tam zrobić wszystkie potrzebne ćwiczenia. Korzystałem z każdej okazji, by być w jak najlepszej formie. Nie chciałem zmarnować tego czasu. Do tego analizowałem bardzo dużo swoich meczów, ale też topowych zawodników na mojej pozycji z PLK. Później, gdy pojawiła się taka możliwość, pojechałem na tygodniowy obóz GetBetter. To był intensywny okres. Było sporo treningów i dużo ciężkiej pracy. Konkludując: czułem, że okres wakacyjny przepracowałem odpowiednio. Byłem gotowy do ciężkich treningów z drużyną od samego początku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nożyce, poprzeczka, a potem... coś niewiarygodnego! To może być bramka roku
W skali szkolnej początek sezonu oceniasz na...?
Mocna "czwórka". Jestem zadowolony.
Czy ocena byłaby wyższa, gdyby nie koronawirus? Odczułeś skutki choroby?
Samych skutków choroby jakoś za bardzo nie odczułem, nic się w moim organizmie nie zmieniło, ale niestety przez trzy tygodnie siedziałem zamknięty w domu. W tym czasie mogłem jedynie robić ćwiczenia z zakresu fitnessu, rozciąganie i ćwiczenie nadgarstka poprzez podrzucanie piłki do sufitu. Byłem w dużym gazie, ale niestety izolacja mocno mnie wyhamowała. W tamtym okresie z automatu siedziało się 14 dni w domu. Następnie przeszedłem test. I mimo że czułem się dobrze, test wyszedł pozytywnie. Przez to musiałem siedzieć kolejny tydzień w domu. Później wróciłem od razu na mecz z Zastalem, w którym wypadłem tragicznie, ale trudno żeby było inaczej, gdy przez trzy tygodnie byłem wyłączony z treningów. Dopiero teraz wróciłem do optymalnej formy.
Przeszedłeś chorobę bezobjawowo?
To były standardowe objawy grypy. Straciłem też węch i smak. Po kilku dniach wszystko wróciło do normy.
W wolnym czasie pograłeś w szachy?
Tak. Było dużo wolnego czasu, więc rozegrałem kilka partyjek w internecie.
Jaka jest z historia z szachami? Kiedyś grałeś na poważnie?
Zacząłem grać, gdy byłem w podstawówce. Wtedy po raz pierwszy poszedłem na zajęcia szachowe. Przez kilka lat regularnie trenowałem i grałem. W gimnazjum zrezygnowałem na rzecz treningów koszykarskich.
Czyli dość późno zacząłeś przygodę z koszykówką. Trochę jak w przypadku Marcina Gortata.
W pierwszej klasie liceum. Miałem wtedy 17 lat. Trzy lata spędziłem w Koninie, później przyjechałem do Śląska Wrocław.
I podpisałeś pięcioletni kontrakt ze Śląskiem. Skąd taka decyzja o umowie aż na 5 lat?
Klub wyszedł z taką propozycją. Od razu został mi przedstawiony długoletni kontrakt. Pamiętam, że mój ówczesny trener z Konina powiedział mi wtedy: "bierz, to jest dobra opcja, nie ma co się zastanawiać". Później doszło do lekkiej modyfikacji kontraktu, został wydłużony o kolejny rok.
Z perspektywy czasu uważasz, że to była właściwa decyzja?
Jestem bardzo zadowolony z pobytu w Śląsku Wrocław. To tutaj rozwinąłem swoje umiejętności, pokazałem się szerszej publiczności. Stopniowo piąłem się w tej hierarchii. Był rok w II lidze, później dwa lata w I lidze i w końcu PLK. Choć z perspektywy czasu uważam, że podjąłem słuszną decyzję, to myślę, że warto zawsze przeanalizować wszystkie za i przeciw w przypadku długoletnich umów.
Czy PLK nie przyszła za późno?
Trudne pytanie. Nie zastanawiam się nad tym. Muszę powiedzieć, że otrzymałem sporo szans w I lidze. Tam też był zalążek tego poważnego grania pod dużą presją. W play-off się kotłowało, gdy celem był awans do ekstraklasy. Mecze finałowe z Astorią Bydgoszcz były rozgrywane pod dużym napięciem. Myślę, że to była cenna lekcja.
Często mówi się, że zbyt długie przesiadywanie w I lidze wpływa na ukształtowanie negatywnych nawyków, które później odbijają się w grze na parkietach PLK.
Nie powiedziałbym, że zawodnik na parkietach I ligi łapie niekorzystne nawyki. Ja tego na sobie nie odczułem. Mogę powiedzieć, że duża liczba minut i gra pod presją pozytywnie na mnie wpłynęły. Skok z I ligi do PLK jest na pewno ogromny. Systemy defensywne są dużo bardziej zaawansowane. Jest o wiele więcej rotacji. Nie wystarczy minąć jednego rywala i jest się już pod samym koszem. To jest nagminne w I lidze.
Jak dużo zawdzięczasz Kamilowi Łączyńskiemu? Mocno pomógł w tym debiutanckim sezonie na parkietach PLK?
"Łączka" jest prawdziwym generałem, który doskonale widzi to, co dzieje się na boisku. Dla mnie jest najlepszym polskim rozgrywającym w PLK. To była wielka przyjemność występować z nim w jednym zespole. Grając z nim zawsze trzeba mieć oczy szeroko otwarte i być skupionym. Czasami gdy nie byłeś przygotowany na podanie, to mogłeś otrzymać piłką w głowę. Łączyński to klasowy zawodnik, który pokazał mi drogę, jak mam ćwiczyć, analizować różne kwestie poza parkietem. To były długie i owocne dyskusje.
To były dyskusje, w których często padały męskie słowa?
Mogę powiedzieć, że Kamil jest charakternym gościem.
Jak na jego tle wypada Strahinja Jovanović?
Też udało mi się z nim szybko złapać wspólny język. Nie narzekam na niego. Jest rozgrywającym, który umie kreować pozycje dla siebie i kolegów. To też wciąż młody zawodnik, który cały czas się rozwija. Choć nie będę ukrywał, że zawsze będę miło wspominał współpracę z Kamilem.
Na drugiej stronie przeczytasz o kontrakcie zawodnika w Śląsku, studiach na Politechnice Wrocławskiej i wzorowaniu się na Kuligu
[nextpage]Jak jest z twoją pozycją na boisku? Czujesz się lepiej jako silny skrzydłowy czy jako środkowy?
To zależy od danej sytuacji na boisku. Kiedy mam przewagę na danej pozycji, to chcę ją wykorzystać. Staram się szukać dla siebie jak najlepszych rozwiązań. Gdy mam przewagę fizyczną na "czwórce", to lubię się wtedy upchnąć pod koszem. Z kolei gdy kryje mnie mocna i silna "piątka", to wolę wyjść na obwód i tam poszukać swoich szans.
Jak układa się współpraca z trenerem Vidinem? Jaki to typ szkoleniowca?
Oceniam bardzo pozytywnie. Mam świadomość tego, że rozwijam się pod jego skrzydłami, cały czas robię krok do przodu. Czuję jego zaufanie, dostaje sporo minut na parkiecie, znacznie więcej niż w poprzednim sezonie. I cieszy mnie fakt, że jestem na boisku w ważnych momentach. Gdy wynik jest na styku, to wtedy trener na mnie stawia. To dla mnie super wiadomość.
Pewność siebie na bosku wzrosła w porównaniu do ostatniego sezonu?
Tak. Mam większą pewność siebie, a to też wynika z faktu, że trener darzy mnie dużym zaufaniem. Mam więcej minut, szans i możliwości.
Czy z dużą niecierpliwością czekasz na informację w sprawie wąskiego składu reprezentacji Polski na dwa najbliższe spotkania?
Podchodzę do tego z dużym spokojem. Nie podpalam się. Czuję się wyróżniony, że znalazłem się w szerokim gronie. To już jest dla mnie znakomita informacja. A bycie w wąskim gronie byłoby wielką motywacją do pracy. Byłbym bardzo dumny.
Praca na kadrze, w otoczeniu świetnych zawodników, byłaby zapewne sporym doświadczeniem i świetną lekcją na przyszłość. Na kogoś specjalnie zwróciłbyś uwagę?
Na Damiana Kuliga. Od kilku lat uważnie oglądam jego grę. Patrzę na jego manewry, jak się porusza i zachowuje na boisku. Podglądam, które elementy mógłbym wziąć do swojej gry. Mogę powiedzieć, że wzoruję się na nim.
A ktoś na zagranicznym rynku?
Z graczy zagranicznych - w ostatnim czasie - zacząłem zwracać uwagę na Nikolę Miroticia z Barcelony. Świetnie gra tyłem do kosza, ma ogromny arsenał ofensywny. Grozi rzutem z dystansu, potrafi minąć rywala. Ma te elementy, które mnie interesują.
W głowie jest już plan gry poza granicami Polski?
Jak najbardziej. Jeśli pojawi się ciekawa, atrakcyjna oferta, to z pewnością wezmę ją pod uwagę. Wyjazd zagraniczny jest kolejnym krokiem w rozwoju.
To prawda, że już w tym roku kluby zagraniczne wyrażały chęć przejęcia kontraktu?
Tak. Agent przekazywał mi informacje, że pojawiały się zapytania ze strony różnych klubów. Niektóre rozmowy były nawet dość zaawansowane.
Czemu nie doszło do transakcji?
Wydaje mi się, że wpłynęło na to kilka czynników - kwota wykupu kontraktu, a także niespodziewana przerwa w sezonie. Pierwsza fala pandemii koronawirusa nie sprzyjała robieniu takich transakcji w koszykówce. Zostałem w Śląsku, ale jestem zadowolony z takiego rozwiązania. Nie mam powodów do narzekania.
Trwają rozmowy ws. nowego kontraktu?
Nie ma żadnych konkretów. Czekam na rozwój wydarzeń.
Aleksander Dziewa jest też inżynierem?
Tak, zdobyłem tytuł inżyniera na Politechnice Wrocławskiej. Kierunek budownictwo wodne i lądowe.
Jak udało ci się połączyć studiowanie i grę w koszykówkę na poziomie zawodowym?
Dużo pracy mnie to kosztowało. Gdy przyjechałem do Wrocławia, to od razu podjąłem studia na Politechnice Wrocławskiej. Studiowałem łącznie przez cztery lata, pół roku musiałem te studia wydłużyć, by wyrobić się ze wszystkimi przedmiotami. W tym roku obroniłem swoją pracę i jestem z tego bardzo dumny.
Wielu zapyta: po co mu to? Jest koszykarzem, zarabia pieniądze i to zapewne dobre, po co więc studia?
Zawsze uważałem, że trzeba mieć plan "B" na życie. Teraz gram, ale kto wie, co będzie za pół roku? Może przydarzyć się jedna kontuzja, później następna i człowiek może wypaść z tej karuzeli. Trzeba mieć zabezpieczenie w postaci tytułu wyższego. To na pewno pomoże, nie zaszkodzi.
Jest inżynier, będzie magister?
Teraz skupiam się w 100 procentach na baskecie, ale nie wykluczam takiego rozwiązania.
Aleksander Dziewa za 2-3 lata będzie...?
W kadrze Polski i w klubie zagranicznym. To są moje cele.
Zobacz także:
Andrzej Pluta: Nie wszyscy w Polsce mają pomysł na młodych graczy [WYWIAD]
Szef Legii o odejściu Sokołowskiego, temacie Dulkysa i najlepszym starcie od 52 lat [WYWIAD]
EBL. Prezes PGE Spójni o rozstaniu z Winnickim, zmianach w składzie i zatrudnieniu Mihevca [WYWIAD]
EBL. Michał Kolenda mówi o propozycji z Zastalu, kosmicznym procencie i wycieczkach do trenera [WYWIAD]