BCL. Start zrobił progres, ale nadal nie ma wygranej. Na historyczny triumf musi zaczekać

PAP / Tomasz Wojtasik / Na zdjęciu:  James Florence (z lewej) i Roman Szymański
PAP / Tomasz Wojtasik / Na zdjęciu: James Florence (z lewej) i Roman Szymański

Zespół Pszczółki Start Lublin przegrał drugi mecz w koszykarskiej Lidze Mistrzów. Tym razem na Węgrzech lepsze okazało się Falco Vulcano Szombathely (75:84). - Dwa, trzy lepiej rozwiązane posiadania mogły odmienić ten mecz - mówi Kamil Łączyński.

Start gonił i odrabiał dwucyfrowe straty. Gdy w połowie czwartej kwarty przegrywał różnicą już tylko dwóch "oczek" wydawało się, że na finiszu będzie w stanie przechylić szalę na swoją korzyść.

Nic takiego nie miało jednak miejsca. - Mamy drugą porażkę, ale ponownie gramy nieźle. Dwa, trzy lepiej rozegrane posiadania i moglibyśmy zakończyć ten mecz inaczej - powiedział po meczu Kamil Łączyński, autor 14 punktów i 5 asyst.

W kluczowych momentach lublinianie gubili piłkę i stracili skuteczność. - Gdy już udało nam się dojść, to nie byliśmy w stanie przeskoczyć rywali. Nie trafialiśmy, wydaje mi się, z otwartych pozycji - dodał "Łączka".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie

Falco z kolei dobrze czytało grę i wykorzystywało to, na co pozwalała defensywa wicemistrzów Polski. Potrafiło seryjnie zbierać piłkę w ataku czy wyprowadzać zabójcze kontry. - Mieliśmy z tym duży problem - wyjaśnił trener David Dedek. - Rywale mieli 14 zbiórek w ataku z czego zdobyli 18 punktów drugiej szansy. To zdecydowanie za dużo i w tym elemencie musimy wykonać zdecydowanie lepszą robotę - dołożył Łączyński.

Start przespał drugą kwartę, dlatego potem musiał gonić. Łączyński wie, dlaczego tak się stało. - Daliśmy za dużo miejsca Zoltanowi Perlowi, który łatwo kreował pozycje dla siebie i dla swoich kolegów. Dlatego zdołali zbudować przewagę - komentował rozgrywający Startu.

Dwa mecze w Basketball Champions League i dwie porażki. Oba mecze w kontakcie. - Falco było na nas gotowe. Zaczęliśmy nieźle, ale po kilku minutach gospodarze zaczęli grać bardziej agresywnie - komentował Dedek. - Nadal się uczymy, ale wydaje mi się, że zrobiliśmy progres w grze. Ważne jest też to, że potrafiliśmy wrócić, gdy Falco odskakiwało.

Kolejna szansa na pierwszy triumf Startu w BCL już 17 listopada, wtedy lublinianie na wyjeździe zmierzą się z rosyjską ekipą BK Niżny Nowogród.

Zobacz także:
Kolejny fatalny występ HydroTrucku. Pewny triumf Śląska, Dziewa poza zasięgiem rywali
Odważny ruch Polpharmy. Debiutant przejmuje stery, Farmaceuci mają nowego trenera

Komentarze (1)
avatar
HalaLudowa
4.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jak tam progres, drużyna stoi w miejscu od dwóch miesięcy