Bez młodzieżowca lepiej?

Po ubiegłorocznej decyzji PLK dotyczącej tzw. "młodzieżowej kwarty" podniosło się wiele głosów. Głównie były one krytyczne, a sam pomysł ostatecznie okazał się nietrafiony. W nadchodzącym sezonie ma być inaczej. Na parkiecie przez cały mecz będzie musiało przebywać dwóch Polaków, bez ograniczeń wiekowych.

W tym artykule dowiesz się o:

Paweł Kikowski, Adam Waczyński, Przemysław Zamojski. Spośród wszystkich "młodzieżowców" to oni w zeszłym sezonie poczynili największy postęp. W przypadku dwóch pierwszych zaowocowało to zmianami klubów na lepsze. Waczyński podpisał już kontrakt z Basketem Poznań (ostatnio grał w spadkowiczu z PLK Górniku Wałbrzych), Kikowski jest blisko parafowania umowy z Turowem Zgorzelec (poprzednio Kotwica Kołobrzeg). Nie stracił też Zamojski, który nadal będzie grał w zespole mistrza naszego kraju i reprezentanta Euroligi Asseco Prokomu. Wszyscy znajdują się też w kręgu zainteresowań Muliego Katzurina, selekcjonera reprezentacji.

Kadra przebywa obecnie w Spale, gdzie przygotowuje się do wrześniowego Eurobasketu. Wraz z nią trenuje Kikowski. - Dla mnie gra na mistrzostwach Europy, byłaby to wielka sprawa. Jedno z moich marzeń. Dam z siebie wszystko, aby znaleźć się w dwunastce wybranej przez trenera - mówi portalowi SportoweFakty.pl wychowanek Kotwicy. Na miejsce w szesnastce liczyć mógł również Zamojski. Rzucający Prokomu jest jednak kontuzjowany.

- Ja z kolei, na seniorską kadrę mam jeszcze trochę czasu. Zdaję sobie z tego sprawę. Choć nie ukrywam, że będę o nią walczył już za rok - ocenia dla nas Waczyński, który nie ukrywa, że jemu przepis o młodzieżowcu w drugiej kwarcie stworzył wiele korzyści. - Kto wie, gdzie byłbym teraz, gdyby nie ten przepis. Może Górnik w ogóle nie zainteresował się mną i nie rozegrałbym tak dobrego sezonu. Mnie on na pewno pomógł - dodaje.

W nadchodzących rozgrywkach przepis ten nie będzie już obowiązywał. W zamian na parkiecie będzie musiało przebywać dwóch polskich graczy, już bez ograniczeń wiekowych. - I dobrze, bo czasami zakrawało to na kpinę. Przykład? Bardzo proszę. W niektórych meczach Turowa na ławce siedzieli reprezentanci Polski – Krzysztof Roszyk albo Robert Witka, bo grać musiał młodzieżowiec - ocenia dla nas jeden z koszykarskich działaczy. - W zeszłym roku nie miałem nic do powiedzenia w tej sprawie. Zresztą każdego z trenerów postawiono przed faktem dokonanym. U nas akurat sytuacja była trudna. Począwszy od wystartowania w lidze, czy też skompletowania skład, a tu jeszcze był ten przepis - wyjawił dla SportoweFakty.pl Aleksander Krutikow, w zeszłym sezonie szkoleniowiec Sportino.

- Czy to jest przepis o młodzieżowcu, czy o dwóch Polakach, mi to jest obojętne - mówi naszemu serwisowi Wojciech Kamiński, w poprzednich rozgrywkach trener warszawskiej Polonii. - Jest jednak warunek, według mnie najważniejszy, który spełnić po prostu trzeba. O wszystkim musi być wiadomo zdecydowanie szybciej - w lutym, a najpóźniej w marcu - dodaje. - Podobny przepis, co był w polskiej lidze ostatnio, jest także w lidze czeskiej. A nie jest ona taka zła, jak niektórzy sądzą - przestrzega w rozmowie z nami Kordian Korytek, były reprezentant Polski, a ostatnio zawodnik klubu z Ostrawy. - W Czechach bardzo podoba mi się, że o sile drużyn stanowią rodzimi gracze. Jest to efekt dobrego szkolenia, a później wprowadzania przepisów. Wypada mieć nadzieję, że i u nas w najbliższej przyszłości najpierw szkolenie będzie sprawą priorytetową, a dopiero później wprowadzanie regulacji.

Komentarze (0)