NBA: Niesamowity rzut Jamesa! Kawalerzyści doprowadzają do remisu

Od 1989 roku najważniejsze wydarzenie w hali Cleveland Cavaliers kojarzone było z Michaelem Jordanem. Genialny koszykarz Chicago Bulls zapewnił zwycięstwo i awans swojej drużynie do kolejnej fazy play off niezapomnianym rzutem nad Craigiem Ehlo. Po dwóch dekadach można śmiało powiedzieć, że rzut LeBrona Jamesa nad Hedo Turkoglu był wydarzeniem podobnej rangi. "King James" równo z końcową syreną trafił za trzy punkty, dzięki czemu Kawalerzyści wyrównali stan rywalizacji z Orlando Magic.

Gdyby LeBron James nie trafił, Cleveland Cavaliers byliby w ogromnych kłopotach. Z bagażem dwóch porażek musieliby udać się na Florydę, gdzie o kolejne zwycięstwa jest przecież niezwykle trudno. 24-letni skrzydłowy udowodnił jednak, że jest zawodnikiem jedynym w swoim rodzaju. Niesamowity rzut równo z końcową syreną zakończył mecz, w którym gospodarze prowadzili różnicą nawet 23 punktów. W samej końcówce wydawało się, że na ustach wszystkich będzie Hedo Turkoglu, który zdecydował się na indywidualną akcję zakończoną celnym rzutem. Radość Turka trwała krótko. To właśnie on nie upilnował Jamesa w najważniejszym momencie. Jeśli w ogóle ktokolwiek jest w stanie powstrzymać MVP sezonu zasadniczego...

- Nie było nic słychać oprócz potężnego wrzasku - powiedział James, który uszczęśliwił ponad 20 tysięcy fanów w Quicken Loans Arena. - Wszyscy fani na to zasłużyli. To był najważniejszy rzut w mojej karierze - dodał bohater spotkania. Hala Cavaliers wciąż jest największą twierdzą w NBA. Gospodarze ponieśli w niej zaledwie 3 porażki na 47 meczów, wliczając w to sezon zasadniczy.

W zupełnie innym nastroju był po meczu Stan Van Gundy, szkoleniowiec Orlando. - Ten rzut naprawdę nas boli. Powinienem nieco inaczej ustawić obronę w tym momencie. To załamujące przegrać jako szkoleniowiec, ale jeszcze bardziej boli będąc zawodnikiem, który mógł zagrać nieco inaczej - przyznał.

Początek piątkowej batalii przebiegał po myśli gospodarzy. Świetnie dysponowany był Mo Williams, który dał sygnał do ataku. Dość nieoczekiwanie bardzo dobre zmiany zaprezentował duet Sasha Pavlovic - Joe Smith. Po rzucie tego drugiego Cavs wyszli na prowadzenie 43:20. Dopiero tak duży deficyt zmobilizował koszykarzy z Florydy do bardziej wytężonego wysiłku. Po dwóch kwartach przewaga miejscowych stopniała do 12 punktów, a z każdą kolejną minutą w drugiej połowie zaczęła maleć jeszcze bardziej.

Ciężar zdobywania punktów wzięli na siebie Turkoglu i Rashard Lewis. Niestety dla Magików słabe zawody rozegrał Dwight Howard. "Superman" zebrał co prawda 18 piłek, lecz w ataku był zupełnie niewidoczny. Zaledwie 10 punktów w jego wykonaniu (o 20 mniej niż w pierwszym meczu), przy mizernej skuteczności 3/8 jest zastanawiające. Tym bardziej szkoda, że na parkiecie dłużej nie przebywał Marcin Gortat.

Nasz rodak spędził w grze niemalże 10 minut i jak zwykle wykorzystał swój czas znakomicie. Na początku ostatniej odsłony zdobył 4 punkty z rzędu dla Magic, dwukrotnie wykorzystując podania od Anthony’ego Johnsona. Chwilę później jednak otrzymał faul techniczny, po którym został zmieniony przez Howarda i nie pojawił się już do ostatniej syreny. Gortat do swojego dorobku dopisał także 3 zbiórki i blok.

Mecz numer 3 odbędzie się w niedzielną noc na parkiecie w Orlando. Magicy w tegorocznych play off wygrali 4 z 6 meczów w Amway Arena. Z kolei Kawalerzyści triumfowali we wszystkich czterech spotkaniach poza własną halą.

Cleveland Cavaliers - Orlando Magic 96:95

Cleveland: LeBron James 35, Mo Williams 19, Zydrunas Ilgauskas 12 (15 zb), Delonte West 12, Sasha Pavlovic 9, Joe Smith 5, Anderson Varejao 4, Ben Wallace 0, Daniel Gibson 0, Tarence Kinsey 0.

Orlando: Rashard Lewis 23, Hedo Turkoglu 21, Courtney Lee 11, Dwight Howard 10 (18 zb), Mickael Pietrus 10, J.J. Redick 7, Anthony Johnson 5, Rafer Alston 4, Marcin Gortat 4, Tony Battie 0.

Stan rywalizacji: 1:1

Komentarze (0)