Brąz dla kibiców - wywiad z Tommy'm Adamsem, obrońcą Anwilu Włocławek

Tommy Adams już po pierwszych dziesięciu minutach sobotniego starcia z Energą Czarnymi Słupsk miał 11 punktów na koncie. Całe spotkanie zakończył z dorobkiem 21 oczek, będąc drugim najlepszym strzelcem ekipy. Po ostatnim gwizdku sędziego Amerykanina wypowiedział się na temat wygranej Anwilu w świetnym stylu specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Po porażce z Asseco Prokomem zaczęto wątpić czy stać was na walkę w serii o brązowy medal. Podkreślano, że coraz bardziej odbija się wam gra wąską rotacją. Tymczasem w pierwszym meczu przeciwko Enerdze Czarnym zadaliście kłam tym wszystkim teoriom.

Tommy Adams: Nie da się ukryć, że byliśmy już bardzo zmęczeni serią przeciwko zespołowi Asseco Prokomu. Na szczęście trener wykonał świetną pracę przygotowując nas do kolejnych meczów, a i my mieliśmy też trochę czasu na odpoczynek. Jest też inne źródło naszej motywacji. Po ostatnim meczu z Prokomem, mimo że przegraliśmy, kibice pokazali się z fantastycznej strony i byli z nami do samego końca. Poczuliśmy wówczas, że dla nich naprawdę warto grać. Po tym, jak odpadliśmy z gry o złoty medal, musieliśmy przestawić nasze myślenie i skupić się na walce o brąz. Myślę, że to się udało i jesteśmy na jak najlepszej drodze do osiągnięcia celu.

Kilka dni temu trener Gasper Okorn przyrównał styl gry Anwilu i Asseco Prokomu do baletu. Wygląda jednak na to, że dzisiaj pokazaliście słoweńskiemu trenerowi co znaczy, grać przeciwko koszykówce baletowej?

- Zaskoczyłeś mnie tym. Nie byłem świadomy tego, że trener tak powiedział. Jeśli rzeczywiście tak było, nie zgadzam się z nim kompletnie. Nasza rywalizacja z Prokomem była bardzo równa i oba zespoły grały naprawdę świetny basket. Taki, do którego przyzwyczaiły przez większość sezonu. Dlatego uważam, że mecze te były jednymi z najlepszych w całym sezonie PLK w ogóle, biorąc pod uwagę wszystkie drużyny i zarazem były świetną promocją koszykówki w Polsce. A co do ekipy ze Słupska. Sądzę, że to bardzo dobry zespół, który zasłużył na grę w półfinale i fazie o medale. Dlatego rywalizację z nimi potraktujemy tak samo poważnie, jak tę przeciwko Asseco Prokomowi. To jest mój komentarz odnośnie zaczepek trenera Okorna.

Od samego początku wyszliście na parkiet niezwykle zmotywowani. Było to wynikiem jakiejś specjalnej rozmowy z trenerem Igorem Griszczukiem czy po prostu wiedzieliście o co gracie?

- Myślę, że obie te rzeczy miały wpływ. Ja jednak mogę mówić tylko o sobie, więc powiem, że po szóstym meczu przeciwko sopocianom miałem wiele pretensji do siebie i uważam, że przegraliśmy również dlatego, bo ja spisałem się bardzo słabo. Nie mogłem się więc doczekać meczów o trzecie miejsce. Nasz trener wykonał kawał dobrej roboty kierując naszą koncentrację ponownie na właściwe tory. Chciał żebyśmy przestali myśleć o niezrealizowanym finale, a zaczęli mieć na uwadze brązowy medal. Poza tym, sobotni mecz może być ostatnim w Hali Mistrzów w tym sezonie, więc chcieliśmy by fani wspominali to spotkanie jak najlepiej.

Anwil zaczął mecz od mocnego uderzenia między innymi dzięki panu. Już w pierwszej kwarcie miał pan 11 oczek na swoim koncie...

- Ja zawsze byłem typem koszykarza, który ma i lubi rzucać. W Polonii zawsze do mnie należało zadanie zdobywać punkty na początku meczu. Dzisiaj po prostu trafiałem, bo miałem ku temu okazje. Gdybym nie miał szans za zdobywanie punktów, podawałbym albo robił inne pożyteczne rzeczy, żebyśmy jak najlepiej weszli w mecz. Muszę przyznać, że przed pierwszym gwizdkiem zakładaliśmy sobie, żeby jak najlepiej rozpocząć grę tak, by później tylko kontrolować przewagę.

Zakończył pan mecz z dorobkiem 21 oczek, podczas gdy Andrzej Pluta miał 28 punktów. Chyba nie jest możliwa porażka Anwilu, jeśli dwóch najlepszych strzelców zdobywa prawie 50 oczek?

- To, co dzisiaj kibice mieli okazję zobaczyć, to było to, o czym ja marzyłem od momentu, w którym przyszedłem do Anwilu. Między nami jest zdrowa rywalizacja o miejsce na parkiecie, lecz równie często gramy przecież obok siebie. Tak czy inaczej, jest to wielka korzyść dla zespołu, bo każdy z nas jest w stanie rzucać 30 punktów i więcej. Kiedy drużyna widzi, że albo ja, albo Andrzej jesteśmy w gazie, bardzo nam pomaga, grając takie akcje, byśmy mogli jak najwięcej rzucać. A przecież na obwodzie jest jeszcze Łukasz Koszarek. Stanowimy razem fantastyczne trio.

Już po pierwszej kwarcie prowadziliście piętnastoma punktami, a na przerwę schodziliście wygrywając dwudziestoma dwoma. Kiedy uzmysłowiliście sobie, że jest już po meczu?

- Może zaskoczę wszystkich, ale... po ostatnim gwizdku sędziego. No dobra, może kilka minut wcześniej (śmiech). W tym sezonie zbyt wiele przewag roztrwoniliśmy jednak w głupi sposób, prowadząc do przerwy kilkunastoma punktami. Dlatego po zmianie stron nadal byliśmy tak skoncentrowani, jak na początku.

Zrobiliście duży krok po brązowe medale, lecz gra toczy się dalej...

- Mówiąc uczciwie - bardzo chcemy zakończyć sezon już w najbliższą środę, aczkolwiek nie ukrywam, że triumf przed własną publicznością smakowałby lepiej. Dlatego będziemy chcieli zagrać po prostu bardzo dobry mecz w środę i, jeśli będzie taka możliwość, wygrać. Przezorny zawsze ubezpieczony (śmiech).

Czyli mam rozumieć, że ewentualnie dopuszczacie do siebie myśl, że możecie wrócić jeszcze do Włocławka?

- Podstawowa rzecz - my nie celebrujemy już zdobycia brązowych medali, ani nie myślimy, że seria jest już zakończona. Ekipa ze Słupska to świetny zespół i u siebie w hali grają naprawdę skutecznie. Dlatego my koncentrujemy się tylko na wygrywaniu i walce tak, jakby było to po prostu drugie ligowe zwycięstwo z rzędu.

Wspomniał pan, że w przypadku zwycięstwa będziecie celebrować trzecie miejsce w hali rywala. Z jednej strony nie będzie tam kibiców Anwilu, a z drugiej - czy nie jest to miłe uczucie, gdy wygrywa się w obecności kilku tysięcy fanów drużyny przeciwnej?

- Bardzo byśmy chcieli żeby fani Anwilu byli tam z nami, ale zdajemy sobie sprawę, że to jest niemożliwe. Natomiast muszę powiedzieć, że podczas całego sezonu, zawsze gdy wygrywaliśmy na wyjeździe - myśleliśmy o naszych fanach. Oni cały czas byli i są z nami, może nie fizycznie, ale duchowo. Przed fazą play-off powiedziałem, że będziemy grać tak, żeby nasi kibice mogli być z nas dumni. Oni sprawili, że my już teraz jesteśmy dumni z tego, co udało się osiągnąć. Jeśli wygramy, będzie to piękna rekompensata dla nich za cały, pełen wzlotów i upadków, sezon. Nasi fani zasłużyli na to.

Źródło artykułu: