Właśnie za takie mecze i takie wyczyny można uwielbiać koszykówkę. Jeszcze 50 sekund przed końcem meczu King Szczecin przegrywał w Koszalinie 73:80. Paweł Kikowski trafił wówczas dwa osobiste, ale szybko odpowiedział zawodnik Akademików, Kacper Młynarski i zrobiło się 82:75, co nie poprawiło sytuacji podopiecznych Mindaugasa Budzinauskasa. Mało kto wówczas wierzył, iż w tym spotkaniu coś jeszcze może się wydarzyć. A wydarzyło i to bardzo dużo.
Paweł Kikowski trafił niesamowity rzut zza łuku i szybko przeszedł do krycia na całym parkiecie, Qyntel Woods wykonał koszmarne podanie spod własnego kosza, prosto w ręce "Kiko", a ten nawet się nie zastanawiając, znów rzucił za trzy. Trafił. 82:81.
Zostały 34 sekundy. Dalej to AZS wyciągnął do przeciwników pomocą dłoń, bo najpierw Woods chybił jeden rzut osobisty, a następnie to samo zrobił też Damian Jeszke. Paweł Kikowski dostał piłkę i popędził w stronę kosza rywali. Faulował go Młynarski, a lider Kinga dokończył dzieła, trafił trzy osobiste i doprowadził do wyrównania po 84. Ostatecznie w dogrywce to Akademicy triumfowali 98:92, ale wyczyn skrzydłowego i tak należy uznać za wielkie i niecodzienne wydarzenie. Przypominać może się Tracy McGrady i jego 13 punktów rzucone w zaledwie 35 sekund.