CCC zrobiło swoje we Wrocławiu, do którego nie chce już wracać

PAP / Maciej Kulczyński
PAP / Maciej Kulczyński

Po dwóch meczach we Wrocławiu CCC Polkowice remisuje w półfinałowej serii ze Ślęzą 1:1. Przyjezdne wykonały zatem swój plan minimum na otwarcie. Teraz, w domu, będą chciały zamknąć rywalizację i wywalczyć awans do finałów Basket Ligi Kobiet.

Pomarańczowe wygrały już na inaugurację, kiedy to w dramatycznej końcówce Isabelle Harrison zdobyła bezcenne punkty. W drugim meczu Ślęza wzięła rewanż. Wygrała 62:52 i doprowadziła do remisu. Nikt związany z CCC nie robi jednak tragedii z tej porażki.

- Planem minimum było wygrać jeden mecz we Wrocławiu i to się udało w sobotnim spotkaniu - przekonuje Weronika Gajda, obwodowa polkowickiego teamu. - Jedno zwycięstwo mamy. Teraz mam nadzieję, że u siebie uda odnieść się dwa kolejne.

W podobnym tonie wypowiadał się szkoleniowiec teamu. - Jadąc do Wrocławia za cel mieliśmy wygrać jeden mecz. To się udało i jestem z tego powodu usatysfakcjonowany - komentuje Maros Kovacik.

Sobotnia wygrana 66:64 była pierwszą dla CCC w bieżącym sezonie w meczach ze Ślęzą. Pierwszą i od razu taką ważną. Pomarańczowe dodatkowo chcą wziąć rewanż na wrocławiankach za ubiegłoroczną porażkę w rywalizacji o brązowe medale.

Teraz atut własnej hali ma pomóc Pomarańczowym wywalczyć awans do finałów BLK. Co ciekawe ostatnim zespołem, który wygrał w Polkowicach jest... Ślęza.

- Musimy odpocząć i odpowiednio przygotować się na dwa kolejne mecze - dodaje Kovacik, który nie ma żadnych wątpliwości, że to będą kolejne niezwykle wyrównane mecze. - Spodziewam się tak samo intensywnych i ciężkich spotkań, jak we Wrocławiu.

ZOBACZ WIDEO Michał Pazdan: Nie jest to nic poważnego

Komentarze (0)