ELW: Ambitna walka i nieznaczna porażka wiślaczek z Fenerbahce Stambuł

WP SportoweFakty
WP SportoweFakty

Krakowskie koszykarki stoczyły zażarty bój z wyżej notowanym Fenerbahce Stambuł. Momentami nawet prowadziły i wywierały mocną presję na przeciwnika. Głównie za sprawą Sandry Ygueravide. Jednak rywalki wykorzystywały nawet najmniejsze błędy i wygrały.

Wisła świetnie zaczęła spotkanie z Fenerbahce. Bardzo twarda, zorganizowana obrona sprawiła, że rywalki miały sporo problemów przy oddawaniu rzutów i nie odznaczały się wysoką skutecznością. Co innego gospodynie. Cierpliwie konstruowały akcje, wykorzystując najmniejsze błędy oponenta niczym bardziej doświadczony i utytułowany zespół. Dobrze odnalazła się Meighan Simmons, pokazując spore umiejętności strzeleckie. Oprócz niej ważną postacią była Ewelina Kobryn. Nawet jeżeli nie zdobywała punktów, absorbowała uwagę defensorek, tworząc miejsce koleżankom.

Szybko osiągnięte prowadzenie 6:0 dodało skrzydeł podopiecznym Jose Ignacio Hernandeza. Warto zaznaczyć, że potrafiły je utrzymać. Duża tu zasługa Sandry Ygueravide, która kolejny raz mądrze prowadziła grę. Powiększała ogólny dorobek, wymuszała faule, dając poczucie pewności teamowi. Wśród gości niemal wyłączona, przynajmniej w tych fragmentach, została Allie Quigley. Eks-zawodniczka Białej Gwiazdy ewidentnie miała przygotowane zagrywki pod siebie, ale nic nie wskórała. Więcej zagrożenia niosła za sobą Sandrine Gruda. Wysoka Francuzka znów okazała się najlepszą postacią tureckiego zespołu, a krakowianki musiały mocno próbować ją powstrzymać. Inaczej niemal indywidualnie niweczyła starania faworytek publiczności.

Sytuacja uległa pogorszeniu w drugiej kwarcie. Boisko opuściła wspominana Ygueravide i Biała Gwiazda wyraźnie wytraciła rytm, dając sygnał przyjezdnym, że mogą atakować. Te długo nie czekały. Minęły trzy minuty, a dowodzone przez trenera George'a Dikeoulakosa prowadziły 30:21. Przedstawiciel ekstraklasy właściwie nie zasłużył, ale spotkał go zimny prysznic.

Szczęśliwie hiszpański sztab szkoleniowy zareagował. Ponownie wpuścił duet Ygueravide-Kobryn. Scenariusz nagle wrócił na właściwe tory, wobec czego opiekun przeciwniczek poprosił o przerwę. Niemniej miejscowe odważnie walczyły o swoje. Ich postawa naprawdę się podobała, aczkolwiek niektóre, proste błędy dawały odczucie żalu, bowiem ogólny rozrachunek miał szansę wyglądać korzystniej. Jednak wynik 32:36 dawał nadzieje, że polska drużyna dalej podejmie walkę. Zwłaszcza, iż równo z syreną za trzy przymierzyła Hind Ben Abdelkader.

ZOBACZ WIDEO Ireneusz Mazur: Mecz z Serbią otworzył nam drogę do tytułu mistrza świata

Po zmianie stron nadszedł koszmar wiślaczek, czyli defensywa strefowa. Podobnie jak w starciu z włoską Familą Schio, nie radziły sobie specjalnie przy takim stylu preferowanym przez konkurenta. Wiele wymuszonych, niepotrzebnych zagrań dawały mierny efekt, co stanowiło wodę na młyn dla teamu z pogranicza Europy oraz Azji. Wspominane Gruda, a także Quigley doskonale wiedziały, co zrobić. Parę zdecydowanych wejść pod kosz wystarczyło, by wypracować sobie najwyższą dotąd, kilkunastopunktową zaliczkę. To dawało poczucie komfortu, wobec faktu, że nadchodziła decydująca batalia, a Turczynki nie zwykły marnować podobnych okazji.

Promyk nadziei zaświtał minutę przed finiszem trzeciej "ćwiartki". Wisła nagle zebrała wiatr w żagle. Popisy i przede wszystkim „trójka” absolutnie najlepszej na parkiecie Ygueravide pozwoliły znacząco zmniejszyć straty o czym świadczył rezultat 49:52.

Do ostatniej partii koszykarki z Małopolski przystąpiły naładowane emocjami. Chciały za wszelką cenę wyrwać zwycięstwo Fenerbahce i sprawiały wrażenie niezwykle zdeterminowanych. Tyle, że poza paroma trafieniami godnymi uwagi, m in. Agnieszki Szott-Hejmej przyszły te mniej pomyślne fragmenty wieńczone utratą posiadania piłki. Turecka ekipa tego wieczoru korzystała z najmniejszych prezentów. Nawet jeżeli ogólny obraz jej poczynań nie zawsze był idealny.

Finalnie triumfowała, chociaż stoczyła bardzo ciężki dla siebie bój. Dziewczyny bez wątpienia odczują jego trudy. Szczególnie, że w samej końcówce kolektyw w białych strojach naciskał i mimo wszystko znajdował się tuż za plecami europejskiego potentata.

Wisła Can Pack Kraków - Fenerbahce Stambuł 64:70 (19:18, 13:18, 17:18, 15:18)

Wisła Can Pack: Ygueravide 21, Simmons 13, Kobryn 13, Morrison 8, Ben Abdelkader 5, Szott Hejmej 2, Misiuk 2.

Fenerbahce: Gruda 19, Lavender 16, Stricklen 16, Quigley 13, Verameyenka 4, Vardarli 2.

Źródło artykułu: