Oba zespoły w chwili obecnej legitymują się niemal identycznym bilansem w ligowej tabeli i na chwilę obecną żadnej z nich nie ma w fazie play-off. Dlatego też nie trzeba przekonywać nikogo, jak ważny jest to mecz.
MKS Dąbrowa Górnicza dysponuje atutem własnego parkietu, ale ekipy PGE Turów Zgorzelec jeszcze na parkietach TBL nie pokonała. W niedzielnym meczu zatem zespół Drażena Anzulovicia będzie chciał zakończyć tą serię, a prze okazji i drugą - trzech kolejnych ligowych porażek.
- Chcemy dać z siebie więcej niż sto procent. Jeśli tylko włożymy w mecz wystarczająco dużo energii i będziemy walczyć do samego końca to powinniśmy zwyciężać - przekonuje na łamach oficjalnej strony klubu Drago Pasalić, chorwacki środkowy dąbrowian.
W tej samej rozmowie zawodnik zwraca też uwagę na bardzo ważną rzecz, mianowicie problemy kadrowe, które w ostatnim czasie dotknęły MKS. Już podczas meczu z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski było widać jak jest źle. Miniony tydzień nie był dla trenera Anzulovicia wcale lepszy.
Rywal ze Zgorzelca gra kratkę, a swój ostatni mecz przegrał w Kutnie z tamtejszym Polfarmexem. Wówczas słabo zagrał Daniel Dillon, a to od niego w PGE Turowie zależy niemal wszystko. Zresztą pojedynek rozgrywających w niedzielnym spotkaniu powinien być prawdziwą ozdobą tego widowiska.
Bardzo dużo zależeć będzie w zgorzeleckim zespole od postawy Kirka Archibequa. Ten będzie musiał przeciwstawić się potężnemu Ericowi Williamsowi, który ma za sobą fatalny występ i z pewnością będzie chciał się zrehabilitować.
W porównaniu z Anzuloviciem, trener Piotr Ignatowicz nie może narzekać na braki kadrowe, a w ostatnim czasie pauzuje jedynie Filip Dylewicz. Trzeba jednak przyznać, że jest to potężny brak w kadrze.
Początek niedzielnego pojedynku w hala "Centrum" w Dąbrowie Górniczej zaplanowano na godzinę 20:00.
Zobacz wideo: Davis Cup: kibice - najlepsza broń biało-czerwonych
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.