Niemal przez całe spotkanie ton rywalizacji nadawały "Czarne Pantery". To one po kilku minutach wyrównanej walki objęły prowadzenie i prezentowały się znacznie lepiej od gospodarzy. Słupszczanie grali skutecznie i nie notowali długich przestojów, dzięki czemu pod koniec drugiej kwarty mieli już siedem punktów przewagi.
Zespół Emila Rajkovicia nie dawał za wygraną. Śląsk miał kilka argumentów w ofensywie, w związku z czym za każdym razem wychodził z opresji. Wrocławianie znajdowali się w nich dość często, bo nie potrafili utrzymać solidnego poziomu. Dość szybko się gubili i ponownie stawali w miejscu.
Po przerwie mieli jednak fragment naprawdę przyzwoitej gry. Do tego stopnia, że Wojskowi wreszcie dopięli swego i - mimo że na krótko - wyszli na prowadzenie. Ich przewaga była niewielka, łatwa do odrobienia, ale wynik wciąż był na styku, więc mieli szansę na wygraną. Tak przynajmniej było do 32 minuty meczu. Wówczas zawodnicy Donaldasa Kairysa pokazali swoją wyższość.
Energa Czarni znakomicie spisali się na finiszu. W ich szeregach rewelacyjnie dysponowany był Demonte Harper. Amerykanin w ostatniej odsłonie spotkania zdobył aż 10 punktów, zaś w całym meczu zgromadził ich o 14 więcej. Poza tym zanotował 6 zbiórek i 4 asysty. Goście mieli jednak kilka innych opcji - dobrze zagrali Jarosław Mokros i Łukasz Seweryn. Nieco problemów ze skutecznością mieli natomiast Cheikh Mbodj i Jerel Blassingame.
W zespole Śląska najlepiej spisał się Jarvis Williams. Koszykarz zza oceanu był całkiem blisko double-double, bo zgromadził 19 punktów i 8 zbiórek, ale także 2 asysty.
WKS Śląsk Wrocław - Energa Czarni Słupsk 73:85 (18:23, 17:18, 23:23, 15:21)
WKS Śląsk: Williams 19, Jankowski 14, Ikowlew 12, Jarmakowicz 8, Kowalenko 7, Han 5, N. Kulon 4, Chanas 2, Wnętrzak 2.
Energa Czarni: Harper 24, Mokros 14, Mbodj 11, Jackson 10, Blassingame 10, Seweryn 9, Borowski 4, Surmacz 3.