Zoran Martić, trener Trefla Sopot, dość nieregularnie korzysta z usług Sławomira Sikory. Trudno znaleźć jakąkolwiek prawidłowość w poczynaniach słoweńskiego szkoleniowca pod tym względem. Najlepszym przykładem jest chociażby mecz z Asseco Gdynia, w którym Sikora po raz pierwszy na parkiecie pojawił się... na początku czwartej kwarty.
Zawodnik tym faktem jednak się nie przejął i od razu zabrał się do pracy. W ciągu minuty dwukrotnie zaliczył przechwyt. Najpierw zabrał piłkę Sebastianowi Kowalczykowi, a później Piotrowi Szczotce.
Przechwyty to zresztą bardzo silny punkt Sikory. W tym sezonie na swoim koncie ma ich już 21 (przeciętnie 1,3 na mecz). Zawodnik jasno deklaruje, że najlepiej czuje się w defensywie. - Nie jestem graczem ataku - podkreśla.
WP SportoweFakty: Na parkiecie nie pojawiasz się zbyt często, ale jak już wchodzisz, to zawsze coś dobrego dla drużyny zrobisz. Szczególnie imponujące są przechwyty.
Sławomir Sikora: Chyba mam jakiś dar do przechwytywania piłek. Miałem to już od młodzieńczych lat. Może ta praca na nogach nie jest idealna, ale dużą rolę grają szybkie ręce. Potrafię włożyć je w odpowiednie miejsce. Wiadomo, że czasami sędziowie odgwiżdżą faul, ale jeśli arbitrzy pozwalają na kontakt, to często jest z tego duży pożytek.
Wydaje mi się, że czasami samym agresywnym podejściem do rywala można dużo zdziałać. Jak to wygląda z twojej perspektywy?
- Tak. Nikt nie lubi grać pod presją. Są zawodnicy, którzy lepiej sobie z tym radzą, ale są też tacy, którym to bardzo przeszkadza. Trzeba trafić na tych drugich.
Sławomir Sikora - król przechwytu?
- Nie ukrywam, że to bardzo przyjemne uczucie, kiedy zabierasz piłkę i biegniesz na pusty kosz. To są efektowne akcje. Nie ma co tego ukrywać.
Chyba można zaryzykować tezę, że Sławomir Sikora jest graczem defensywnym?
- Oczywiście. Często koledzy śmieją się z tego, że gdyby można było dokonywać zmian, jak w piłce ręcznej, to wychodziłbym tylko do obrony. Gdybym mógł, to grałbym tylko w defensywie.
Czyli w ataku bardziej się przyglądasz poczynaniom kolegów?
- Wiadomo, że czasami coś się ustrzeli w ataku, ale pierwszą strzelbą to ja nie jestem.
Emocje po spotkaniu derbowym opadły?
- Praktycznie na każdym treningu jeszcze sobie żartujemy. Jak są jakieś sporne sytuacje, to ktoś rzuci żartem, że był ewidentny faul. Nie ma co ukrywać, że trzeba już o tym zapomnieć i skoncentrować się na następnym rywalu, który łatwy nie będzie. MKS z pewnością przyjedzie bardzo zmotywowany, aby odnieść zwycięstwo i zbliżyć się do play-offów.
Rozmawiał Karol Wasiek