Po pierwszej połowie meczu w hali Gryfii Anwil Włocławek prowadził z Energą Czarnymi Słupsk 40:34 i wydawało się, że kontroluje przebieg spotkania. Rottweilery grały bardzo skutecznie w defensywie i nie pozwalały gospodarzom biegać do szybkiego ataku. Niestety dla Igora Milicicia i jego zawodników, po zmianie stron wszystko się zmieniło.
- Przespaliśmy pierwsze pięć minut trzeciej kwarty. Spowodowaliśmy tym samym, że Energa Czarni nabrali wiary w siebie, złapali rytm i to dało im pozytywną energię na końcówkę meczu - powiedział trener Anwilu.
- Oczywiście gratuluję słupskiemu zespołowi, ale muszę też docenić postawę moich koszykarzy. Walczyli do samego końca, nie poddali się i to mnie cieszy. Nikt nie może powiedzieć, że nie graliśmy do końca meczu o zmianę wyniku - dodał chorwacki szkoleniowiec.
Anwil przegrał trzecią kwartę aż 13:27 i cały mecz 71:77. Jest to dopiero druga taka sytuacja w tym sezonie, gdy włocławianie są słabsi od swojego rywala po zmianie stron. Dotychczas to Rottweilery częściej były lepszą ekipą od swoich rywali w drugich połowach meczów.
- Wykonaliśmy nasze przedmeczowe założenia w 80 procentach, a o wszystkim zadecydowała trzecia kwarta. Taka sytuacja już nigdy nie może się powtórzyć. Na wyjazdach trzeba grać agresywnie i z pełną koncentracją przez cały czas, od początku do końca, tym bardziej na tak trudnym terenie. Niestety, po przerwie nie istniał nasz powrót do obrony i dlatego nie zatrzymaliśmy rywala - zakończył Milicić.
Mimo porażki w Słupsku, Chorwat ma powody do zadowolenia. Z bilansem 7-3 Anwil utrzymuje wysokie miejsce w czołówce Tauron Basket Ligi.