W pierwszej połowie w grze Asseco Gdynia nic nie funkcjonowało. Szczególnie kiepska była defensywa żółto-niebieskich, którzy przecież wcześniej przyzwyczaili kibiców do tego, że potrafią szczególnie bronić. W niedzielę tego brakowało w dwóch pierwszych kwartach. Gospodarze zdobyli aż 47 punktów i zbudowali dwanaście oczek przewagi.
- W pierwszej połowie zagraliśmy fatalne zawody. Nic nam nie wychodziło. Przegrywaliśmy w obronie pojedynki jeden na jeden. Do tego nie było pomocy ze słabej strony i drużyna BM Slam Stal to skrzętnie wykorzystywała. Zbudowali dwanaście punktów przewagi - komentuje Jakub Parzeński, podkoszowy Asseco Gdynia.
W przerwie w gdyńskiej szatni było bardzo gorąco, o czym mówi zawodnik żółto-niebieskich. Wskazówki Tane Spaseva pomogły.
- W przerwie spotkania trener udzielił nam srogiej reprymendy. To podziałało. Wyszliśmy bardzo zmotywowani i dość szybko odrobiliśmy straty. Udało się odwrócić losy tego spotkania - zaznacza Parzeński.
Kluczem do sukcesu żółto-niebieskich była znakomita dyspozycja w rzutach z dystansu. Goście trafili aż 15 z 30 "trójek"! - To prawda, ale dodałbym także fakt, że zanotowaliśmy 22 asysty - przyznaje zawodnik.
Gdyńską drużynę w Kaliszu wspomagała około 70-osobowa grupa kibiców, którzy przez cały mecz głośno wspierali swoich ulubieńców. - Dziękuję kibicom za przybycie. Głośno nas wspierali przez całe spotkanie. To nam bardzo pomogło - mówi Parzeński.