Niczym ciekawym nie wyróżnił się w starciu przeciwko Asseco Gdynia Amerykanin Keion Bell. Po obiecującym debiucie w Koszalinie zawodnik zawiódł i potwierdził obawy kibiców, że choćby w minimalnym stopniu będzie w stanie zastąpić Dominique'a Johnsona. 25-letni zawodnik nie jest strzelcem, a punkty potrafi zdobywać jedynie dzięki swoje dynamice. W Koszalinie zdobył 21 punktów, ale przeciwko gdynianom zawiódł. Zdobył co prawda osiem punktów, ale trafił tylko 3/8 rzutów z gry, a w obronie był najsłabszym ogniwem Jeziora Tarnobrzeg.
[ad=rectangle]
- Brakuje Johnsona i to każdy widzi. Bell go nie zastąpi i nie ma się co oszukiwać, że będzie inaczej. Mamy za sobą dwa mecze i trzeba przemyśleć, czy się rozstaniemy i będziemy coś zmieniać, czy już do końca powalczymy takim składem - mówi Zbigniew Pyszniak.
Bell jest na dwutygodniowym try-oucie, którego prawdopodobnie nie ukończy z pozytywnym skutkiem. Martwić może nie tylko poziom, jaki reprezentuje Amerykanin, ale przede wszystkim poziom jego umiejętności. Nie ma mentalności lidera, a sama charakterystyka koszykarza jest odmienna od tej, którą prezentował jego poprzednik.
- Będziemy się zastanawiać co zrobić. Na pewno po Johnsonie poprzeczka jest bardzo wysoko zawieszona. Dalej jednak twierdzę, że jeśli będą grać zespołowo, ale naprawdę zespołowo to mogą walczyć. Rzucić potrafi wielu zawodników, ale z czystych pozycji. Póki dzielili się piłką, to wyglądało to dobrze - analizuje trener Jeziorowców.
Mecze z AZS i Asseco jasno pokazują, że miejsce po liderze wciąż jest wolne. Niewiele natomiast wskazuje, że któryś z obecnych w składzie zawodników będzie w stanie wybić się ponad resztę zespołu i poprowadzić go po kolejne wygrane. - Jest na pewno luka i tego ukryć się nie da. Musimy grać bardziej zespołowo i szarpać w obronnie, to wtedy w jakimś stopniu to zminimalizujemy - dodaje Pyszniak.