W drugiej kwarcie meczu z Treflem Sopot kontuzji mięśnia dwugłowego nabawił się Seid Hajrić, co spowodowało, że opiekun Anwilu Włocławek, Predrag Krunić był poniekąd zmuszony do postawienia na Mikołaja Witlińskiego. Młody polski podkoszowy skorzystał ze swojej szansy, której nie dostaje w tym sezonie za często. Średnio na parkiecie spędza dziewięć minut, w ciągu których zdobywa przeciętnie trzy punkty.
[ad=rectangle]
Podkoszowy w poniedziałek w ciągu 16 minut na parkiecie uzyskał osiem punktów (4/7 z gry), dodając do swojego dorobku pięć zbiórek. Witliński udowodnił, że może z powodzeniem rywalizować z innymi podkoszowymi w Tauron Basket Lidze. Jego dobra gra nie przełożyła się jednak na końcowy wynik.
Różnica klasa widoczna była szczególnie w drugiej kwarcie. Po wyrównanym początku Trefl przeszedł do ofensywy, w której prezentował wiele ciekawych rozwiązań. Do przerwy sopocianie mieli 18 punktów przewagi. Włocławianie nie potrafili znaleźć odpowiedzi na Eimantasa Bendziusa, który w całym meczu uzyskał 24 oczka.
- Sopocianie zagrali bardzo dobrze w pierwszej połowie. Wiedzieliśmy, że się na nas rzucą od samego początku. Byliśmy jednak na to przygotowani. Trener uczulał nas na to, ale gdzieś się pogubiliśmy. Trefl to skrzętnie wykorzystał. Miał świetny dzień pod względem rzutowym. Nie umieliśmy ich zatrzymać - mówi Witliński.
Po przerwie gra włocławian się poprawiła, ale gości było stać jedynie na odrobianie kilku punktów straty z pierwszej odsłony. - Chcieliśmy za wszelką cenę wrócić do gry i po części udało się nam to zrobić. Szkoda tego meczu - przyznaje zawodnik.
Czy ta porażka oznacza koniec szans na play-offy? - Uważam, że przed nami jeszcze dziewięć meczów i wszystko jest możliwe - zaznacza zawodnik.