Energa Czarni pokonali w niedzielny wieczór Rosę 87:78, odnosząc bardzo ważne zwycięstwo. W tle można było doszukiwać się pojedynku dwóch amerykańskich rozgrywających, Jerela Blassingame'a i Danny'ego Gibsona. Choć zawodnik słupskiej drużyny zdobył mniej punktów od swojego vis a vis, w ostatecznym rozrachunku wypadł lepiej.
[ad=rectangle]
Obaj na parkiecie spędzili podobną ilość czasu. Były zawodnik Asseco Gdynia przebywał na nim nieco ponad 35 minut, o 180 sekund więcej od kierującego grą radomian. Nie był może tak widoczny jak 30-latek - zdobył mniej punktów: 4 (skuteczność 1/7 z dystansu) przy 16 "oczkach" Gibsona (4/6 "za dwa", 2/7 zza linii 6,75 m) - lecz miał więcej zbiórek i asyst.
Najniższy na boisku Blassingame (zaledwie 175 cm) zgarnął najwięcej piłek (7) w swojej drużynie, tyle samo co Karol Gruszecki i... środkowy rywali, John Turek! To pokazuje nieporadność podkoszowych radomskiej ekipy, ale i spryt, doświadczenie oraz umiejętność ustawienia się amerykańskiego playmakera. Jeśli chodzi o asysty, nie miał już sobie równych, zapisując ich na swoim koncie 9. Wprawdzie Gibson zaliczył tylko o jedno decydujące podanie mniej od 33-latka, ale w kluczowych momentach popełnił błędy, które drogo kosztowały jego drużynę.
- Myślę, że w momencie, w którym doszedł do nich Blassingame, zdecydowanie zmienił ich oblicze - nie miał wątpliwości Wojciech Kamiński. - Mimo że przeciwko nam nie punktował, to pozostali zawodnicy stali sobie po rogach, szeroko na obwodzie, i wykorzystywali jego akcje - podkreślił trener Rosy.
- Był dla nas za szybki, nie radziliśmy sobie z obroną pick and rolli, no i zaliczył 9 asyst oraz 7 zbiórek. On napędzał ten zespół, a pozostali strzelcy wykonywali swoje zadania i trafiali - zaznaczył szkoleniowiec. Najlepiej o wyższości niedawno zakontraktowanego przez Czarnych zawodnika świadczy wskaźnik eval: +7 przy -10 Gibsona.