W piątek opublikowaliśmy tekst "Śląsk - Anwil - "święta wojna" w pigułce", które było wrocławskim spojrzeniem na ów temat. Nie mogło być inaczej, gdyż przygotowywał je wrocławianin. Czas więc na spojrzenie osoby rodem z Włocławka.
[ad=rectangle]
Uszczypliwości, uszczypliwości...
Ach, jaki ten Igor Griszczuk był niedobry. Ten, który "dogadywał, szczypał, grał nieczysto". A ten dobry, "nasz", Maciej Zieliński "z kolei przez całą karierę w Polsce związany był tylko i wyłącznie ze Śląskiem". Oczywiście, trochę z humorem, trochę z uśmiechem, bo jednak liczba przymiotów pozytywnych dla obu dżentelmenów zmienia się wprost proporcjonalnie do szerokości geograficznej, jednak łatwo we Wrocławiu zapomina się o tym, jak ich ulubieniec swoim firmowym zawiśnięciem w powietrzu z wystawionym kolanem niejednokrotnie nokautował rywali, a na dodatek nie był tylko i wyłącznie związany ze Śląskiem, wszak karierę rozpoczynał w Olsztynie, a w latach 90-tych kilka sezonów spędził na uczelni Providence. To oczywiście szpileczki, wbijane w bok rywala z uśmiechem na ustach, a prawda jest oczywiście taka, że obecnie polska koszykówka cierpi przez brak właśnie takich dwóch postaci, jak Griszczuk i Zieliński, którzy nadawali ton i charakter rozgrywkom przez długie sezony w latach 90-tych.
Osiemnastka odwołana
Dziwnym trafem, w poprzednim zestawieniu zabrakło jednego z najważniejszych momentów dla polskiej koszykówki w XXI wieku - przełamania zwycięskiej passy Śląska. Na przełomie wieków wrocławianie byli potęgą, która wygrała pięć kolejnych mistrzostw z rzędu i rozochocona tym faktem, przed sezonem 2002/2003 zapraszała na "osiemnastkę" czyli 18-ste złoto w historii klubu. Do tego jednak nie doszło ani w tamtym, ani w żadnym kolejnym sezonie, a na przeszkodzie stanął nie kto inny, jak Anwil. Włocławianie rozprawili się z ówczesnym mistrzem 3-0 w półfinałowej batalii, trzecią wygraną wyrywając z rąk rywali w hali Orbita po dwóch dogrywkach. Każda historia i każda seria się kiedyś kończy, ale seria zakończona przez odwiecznego rywala smakuje podwójnie. Tym bardziej, że w tamtych rozgrywkach złoto należało do Włocławka, a Wrocław musiał zadowolić się brązem.
Kilka lat przerwy
Gdy Anwil Włocławek gromił Śląska Wrocław 10 listopada 2007 różnicą ponad 20 punktów (86:64), kibice zgromadzeni w Hali Mistrzów nie przypuszczali nawet, że następny raz w rywalizacji z odwiecznym rywalem obejrzą swoich ulubieńców dopiero za... sześć kolejnych lat. Niestety, niespełna rok później, na trzy dni przed kolejnym starciem we Włocławku (10 października 2008 roku), szefowie klubu z Wrocławia ogłosili upadłość i wycofali drużynę z rozgrywek. I choć od tamtego czasu ekipa z Dolnego Śląska pojawiała się w Hali Mistrzów, nie był to zespół spod szyldu WKS, a WKK. Ostatecznie, "właściwi" wrocławianie ponownie zawitali do ekstraklasy rok temu, ale było to dla nich bolesne doświadczenie zakończone brakiem awansu do play-off. Dodatkowo, w sezonie 2013/2014 obie odsłony "świętej wojny" wygrał Anwil. Najpierw we Wrocławiu 73:61, a tuż przed sylwestrem we Włocławku 78:60.
Wojna na trybunach - czy to koniec?
We wcześniejszym tekście mój redakcyjny kolega pisze, że "święta wojna" to również wojna na trybunach. Tak było, ale czy tak jeszcze jest? W poprzednim sezonie wielka grupa kibiców Anwilu Włocławek pojawiła się w hali Orbita, ale w spotkaniu rewanżowym we Włocławku zawodnicy z Wrocławia mogli tylko tęsknym okiem spoglądać w stronę sektora gości, który był... zajęty przez fanów Anwilu. Nikt bowiem z Wrocławia (klubu czy klubu kibica) nie wystosował żadnej prośby o bilety dla przyjezdnych fanów na to spotkanie.
Czy to oznacza koniec wojny na trybunach? Bardzo możliwe, tym bardziej, że do Wrocławia na niedzielny pojedynek nie wybiera się żadna zorganizowana grupa kibiców z Włocławka. Przyczyna? Klub z Wrocławia domaga się zapłaty za bilety za poprzedni mecz, w którym to ze względu na błędy organizatorów, kibice z Włocławka zostali wpuszczeni do hali Orbita... bez okazywania wejściówek, czyli de facto bez uiszczenia zapłaty za nie. Ochrona obiektu po prostu wpuściła fanów Anwilu w połowie pierwszej kwarty jednym z tylnych wejść, a dziś Śląsk przenosi odpowiedzialność za błędy firmy na kibiców z Włocławka.
Nie jest to wina kibiców Anwilu , że nie potrafią organizować tego typu imprez sportowych . Cytując H1- "W tamtym sezonie mi Czytaj całość