Niedawno Kotwica Kołobrzeg zdobyła Tarnobrzeg, nic zatem dziwnego, że podopieczni Tomasza Mrożka mieli apetyt, by ten sam wynik powtórzyć w dolnej "szóstce". Czarodzieje z Wydm przegrali jednak aż 65:93, na co duży wpływ miał fakt, że goście nie nocowali na Podkarpaciu, a przejechali ponad 700 kilometrów bezpośrednio na mecz. - Nie udało nam się to spotkanie, zresztą jak wiele poprzednich - powiedział rozgoryczony kapitan Kotwicy, Grzegorz Arabas.
Starcie na tarnobrzeskim parkiecie obejrzała garstka kibiców. Nie było to niestety pierwsze spotkanie na dole tabeli, podczas którego trybuny na halach świeciły pustkami. - My jako zawodnicy nie mamy na to wpływu. To znaczy możemy mieć wpływ swoją grą, aczkolwiek to, że mało kto przychodzi i nie ma zainteresowania to jest już głębszy problem, jak tylko brak spadków z ligi i jakiś dodatkowych emocji z tym związanych. To jest problem koszykówki w Polsce jako produktu, a nie samej formy "szóstek" - dodał doświadczony zawodnik.
Część drużyn myśli już na dobrą sprawę o zakończeniu sezonu. Czy gra o poszczególne miejsca w przypadku, gdy na dobrą sprawę nikt z ligi nie spada jest dla zawodników wystarczającą motywacją? - To jest temat na szerszą dyskusję. Można by długo siedzieć i o tym rozmawiać. Można by gdybać, ale zasady są jakie są, a liga wygląda, tak jak wygląda. Można by się zastanawiać, czy spadki z ligi coś by zmieniły, jeśli chodzi o poziom, czy sam wizerunek dyscypliny - podkreślił po meczu gracz Kotwicy.
Po klęsce ze Stabill Jeziorem Tarnobrzeg kołobrzeżanie mają iluzoryczne szanse na opuszczenie ostatniej pozycji w tabeli. Ostatnią szansą z pewnością będzie starcie z Polpharmą Starogard Gdański. - Myślę, że szanse na play-off straciliśmy już dużo, dużo wcześniej. Motywacją miała być natomiast walka o to 10. miejsce. Nie wiem, czy jest to w ogóle możliwe patrząc na naszą postawę. Będzie ciężko. Nie chcę się tłumaczyć, że mamy wąski skład. W Tarnobrzegu było dziesięciu graczy i każdy był gotowy do gry. Skład szerszy jak w Jeziorze, w jakim stylu nas pokonali to sam pan widział... - zakończył Grzegorz Arabas.