Gdynianie mieli naprawdę imponujący początek, który pokazał, że we własnym boisku czują się jak ryba w wodzie. Szybko udało im się wypracować prowadzenie, lecz po stronie Anwilu dwoił i troił się Deividas Dulkys. Litwin był wręcz nie do zatrzymania - trafiał z dystansu, trafiał z bliższych odległości. Jego skuteczność w pierwszej kwarcie stała na niesamowitym poziomie, dzięki czemu włocławianie trzymali się blisko gospodarzy.
Tyle że taka strategia gry na dłuższą metę nie miała szans powodzenia, co zresztą dość szybko zostało zweryfikowane. Już w drugiej partii zespół Miliji Bogicevicia, który w grudniu notował same zwycięstwa, napotkał na problemy. I to spore kalibru, bo ofensywa nie działała na odpowiednim poziomie. "Rottweilery" coraz częściej pudłowały i dobrze czuły się tylko w pobliżu kosza. Z tego skorzystali gracze Asseco, którzy pod koniec pierwszej połowy - po trafieniach Piotra Szczotki i A.J. Waltona - zdołali odskoczyć przeciwnikowi.
Po przerwie obraz gry nieco się zmienił, bo Anwil wziął się za odrabianie strat. Wprawdzie włocławianie nadal mieli problemy ze skutecznością na dystansie, ale jednak byli całkiem skuteczni w walce podkoszowej, co pozwoliło im odrobić straty ze skromną nawiązką. O wszystkim i tak zadecydowała czwarta odsłona, w której znacznie lepiej wypadli gracze David Dedka. Asseco przede wszystkim miała sporo opcji w ofensywie (goście opierali się na Keithcie Clantonie), więc efekt mógł być tylko jeden - zabójcza seria, która przyniosła im kolejną wygraną na własnym parkiecie. To już piąty triumf gdynian w obecnych rozgrywkach.
Asseco Gdynia - Anwil Włocławek 78:72 (25:23, 17:11, 11:20, 25:18)
Asseco: Dmitriew 15, Szczotka 12, Seweryn 12, Galdikas 11, Walton 8, Frasunkiewicz 8, Matczak 7, Szymański 3, Kowalczyk 2, Żołnierewicz 0.
Anwil: Dulkys 22, Clanton 15, Hajrić 10, Sokołowski 9, Katnić 9, MIjatović 5, Kostrzewski 2, Witliński 0, Pamuła 0.