Budować swój wizerunek - rozmowa z Filipem Dylewiczem, kapitanem Trefla Sopot

- Chcę budować swój wizerunek w oczach kibiców, ekspertów poprzez dobre występy na parkiecie. Ludzie oceniają moje czyny, chęci i to oni mogą powiedzieć, czy jestem ikoną - mówi Filip Dylewicz.

Karol Wasiek: Jakiś czas temu powiedziałeś, że nie jesteś ani ikoną Trefla Sopot, ani polskiej ligi. Dalej to podtrzymujesz?

Filip Dylewicz: Powiedzmy sobie szczerze, że nie mi to oceniać, czy jestem ikoną Trefla, czy polskiej ligi. To by dziwnie zabrzmiało, kiedy wypłynęłoby to z moich ust. Tego wolę uniknąć. Chcę budować swój wizerunek w oczach kibiców, ekspertów koszykówki poprzez dobre występy na parkiecie. Ludzie oceniają moje czyny, chęci i to oni mogą powiedzieć, czy jestem ikoną, ale absolutnie nie może to wypłynąć z moich ust. Dlatego tak też powiedziałem.

Nie za duża skromność z twojej strony? Patrząc ile osiągnąłeś w swojej karierze to wypowiedzenie takich słów nie byłoby przejawem żadnego gwiazdorstwa.

- To też nie mi oceniać. Ja tak uważam i zdania nie zmienię. Adam Wójcik też nigdy nie powiedział o sobie, że jest ikoną polskiej koszykówki.

To kto w takim razie jest gwiazdą polskiej ligi?

- Na pewno Walter Hodge, Łukasz Koszarek i wiele innych osób (śmiech). Jest kilku koszykarzy, którzy wnoszą wiele dobrego do polskiej ligi. Myślę, że jakbyś zapytał Łukasza Koszarka bądź Waltera Hodge'a, czy uważają się za gwiazdy polskiej ligi to na pewno powiedzieliby, że nie są gwiazdami.

Walter Hodge powiedziałby, że tak.

- A to ciekawe (śmiech). Myślę, że Łukasz Koszarek, czy inni Polacy jednak by tak nie powiedzieli.

Przypomniało mi się, że kilka tygodni temu Ben McCaulley również stwierdził, że jest jedną z gwiazd polskiej ligi. Z czego to wynika? To różnica mentalnościowa?

- Być może tak. Z drugiej strony są to gracze, którzy spędzają jakiś tylko okres w Polsce. Często są to epizody w ich karierach. Grę w Polsce traktują jako odskocznię do lepszych klubów. Polska mentalność jest taka, że jeżeli ja bym powiedział coś takiego to prawdopodobnie stosunek pozytywnych do negatywnych komentarzy byłby przechylony na tę drugą stronę. Większość osób powiedziałoby, że uderzyła mi "sodówka" do głowy. Taka jest rzeczywistość w Polsce.

Czyli bierzesz pod uwagę komentarze, które widnieją pod artykułami związanymi z twoją osobą?

- No tak, bo te komentarze bolą. Lepiej się nie wychylać i robić to, co się umie najlepiej. Doceniam ludzi, którzy się na tym znają i wiedzą coś na temat koszykówki. Wtedy takie komentarze mogę docenić. Często zdarza się tak, że ludzie, którzy są z innych miast bardzo negatywnie postrzegają moją osobę. Wolę tego uniknąć. Cieszę się, że tutaj w Trójmieście jest wiele życzliwych mi osób.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Z czego biorą się te negatywnie opinie na twój temat? Element frustracji kibiców?

- Po części na pewno tak. Wiele osób wypomina mi tę historię sprzed kilku lat, ale to biorę przysłowiowo "na klatę", bo wiem, że wówczas postąpiłem bardzo infantylnie. To był błąd, którego się wstydzę. Wyciągnąłem z tego wnioski. Myślę, że moje poczynania są teraz zupełnie inne. Takie zresztą powinny być od początku mojej kariery, ale wszyscy jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy.

Czytasz w ogóle artykuły na swój temat?

- To są jakby dwie strony medalu. Są portale, które czytam z przyjemnością, bo obiektywnie opisują rzeczywistość koszykarską w Polsce. Są też takie portale, które są stricte ukierunkowane na promocję jednego klubu i robią wszystko, żeby oczernić innych dookoła. Jeśli cokolwiek w tym klubie dzieje się złego to wówczas prostują i mówią, że wszystko jest rewelacyjnie. Są też osoby, które nie do końca znają się na koszykówce, a starają się kreować rzeczywistość. Kiedyś rozśmieszyła mnie taka sytuacja, że jakiś dwudziestoparolatek wymyślił sobie, że będzie stawiał oceny od 1-5 jakiemuś graczowi za dany występ. Tak sobie siedzę i się zastanawiam, co taki dwudziestoparolatek może wiedzieć na temat zawodowej koszykówki. Patrzy tylko, czy ktoś "dał z góry", czy ktoś przechwycił piłkę, a tak naprawdę nie potrafi zrozumieć zespołowości, bo koszykówka to nie są indywidualności. Mimo wszystko się angażuje w kreowaniu rzeczywistości. Nie wszyscy są tacy, ale zdarzają się takie przypadki.

Odmówiłbyś wywiadu jakiemuś dziennikarzowi?

- Tak, cały czas odmawiam. Nie mam problemów z komunikacją z mediami, ale na pewno jest jedna osoba na tym świecie, z którą prawdopodobnie nie będę rozmawiał na tematy zawodowe, czy koleżeńskie.

Mówiłeś o budowaniu wizerunku swojej osoby. Rozumiem, że strona internetowa fd8.pl ma być właśnie kreowaniem swojego wizerunku? Powiedz, skąd wziął się w ogóle pomysł na tę stronę?

- Nie tylko mojego wizerunku. Ideą tej strony w głównej mierze będzie kreowanie młodych koszykarzy, których w przyszłości chcę skupić wokół mojej osoby. Początki uprawiania każdej dyscypliny sportowej są bardzo trudne. Młody człowiek zaczynający przygodę ze sportem przez bardzo długi czas jest bezimienny przez to wiele osób zniechęca się do sportu. Na tej stronie chciałbym również podzielić się swoimi przemyśleniami na temat koszykówki. Liczę, że dzięki tej stronie więcej osób zacznie uprawiać tę dyscyplinę. Chcę, żeby te młode osoby zdawały sobie sprawę z tego, że sport to nie tylko obowiązki, ale także przyjemności - poznawanie świata, ludzi, kształtowanie psychiki. Teraz w trakcie sezonu nie mam za dużo czasu na prowadzenie analiz, ale po sezonie ta sytuacja ulegnie zmianie. Liczę na pozytywny wydźwięk tej strony.

Źródło artykułu: