Na Podkarpaciu zawodnicy ze Szczecina zagrali dobrze jedynie przez pierwsze trzy minuty pojedynku. - Nie powiem, że pycha, ale pewność tych pięciu meczów, gdzie naprawdę fajnie graliśmy i wygrywaliśmy bez żadnych problemów. Uwierzyliśmy w ten początek, gdzie prowadziliśmy 8:3, bo punkty przyszły za łatwo, Potem głupie straty i brak pewności siebie. Takie nieprofesjonalne podejście. Później zanim się to wszystko nakręciło, to tak wyszło - przyznał Zbigniew Majcherek w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Szkoleniowiec gości miał duże pretensje do swoich zawodników o grę w starciu z krośnianami. - Powiem szczerze, że moi zawodnicy zagrali dzisiaj 50 procent tego co mogą - stwierdził trener AZS. - Po udanym początku uwierzyliśmy, że wygramy. Rywale przegrali z Poznaniem, a moi zawodnicy pomyśleli, że posiłujemy się ale będzie ok. Potem zebrać to towarzystwo jest ciężko. Próbowałem rotacjami, tego posadziłem, tego mobilizowałem, ale też ciężko to udźwignąć - dodał.
Pomimo nie najlepszej dyspozycji, goście sobotniego meczu mieli w końcówce cień szansy na odniesienie sukcesu. Na trzy minuty przed końcem zniwelowali oni stratę do dziewięciu oczek i mieli piłkę. Jednak po raz kolejny zabrakło im skuteczności. - Dwa trzy faule więcej i w końcówce byłoby dwoma, trzema i nie wiadomo jakby się to skończyło. W pierwszej połowie z czystych pozycji za trzy nie trafiliśmy chyba dwunastu rzutów - tłumaczył Majcherek.
Według szkoleniowca szczecinian w sobotnim spotkaniu nie popisali się sędziowie. Jego zdaniem kilka decyzji arbitrów mogło być zupełnie innych. - Nie może być tak, że za ten sam faul jednemu zawodnikowi dają piłkę z boku a drugiemu rzuty. Ten faul co Pacocha wchodził na kosz i był dwutakt, to nie było rzutów, a kolega Łączyński zrobił to samo i były rzuty. Faul jest faulem, nie można tak robić. Można mieć żal i się wkurzać, ale szkoda meczyku - przyznał trener AZS. - Ja nie mówię, że mecz był do wygrania. Przeciwnik też chciał wygrać i grał poprawnie - dodał.
Po udanym początku gracze ze Szczecina jakby osiedli na laurach. Przez większość spotkania nie mieli za wiele do powiedzenia. Podopieczni Dusana Radovica spokojnie kontrolowali przebieg pojedynku. W ich stylu gry nie zmieniło się nic także po przerwie. Dopiero końcówka była dobra w ich wykonaniu, gdy na boisku przebywali gracze drugiej piątki MOSiR. - Szkoda, że nie zagraliśmy tak agresywnie i ze złością sportową po przerwie, jak mówiłem w szatni. Nie było jej, bo gracze to profesorowie - żałował Majcherek.
- Żadni profesorowie, ale normalni ludzie, którzy poprawnie grają w koszykówkę jak się skoncentrują, to grają przyzwoicie i to wygląda. Jak ktoś zaczyna "coś tam, coś tam". Potem jest jedna akcja, druga akcja i jakieś niepotrzebne protesty. Człowiek powinien się zamknąć. Poklepać się po tyłku czy ramieniu, "skup się". To tego profesjonalizmu nie ma. Najgorsze, że rutyniarze powinni uspakajać. Szkoda tego meczyku, bo jakbyśmy wygrali, to byłoby zupełnie inaczej. Bylibyśmy z Krosnem na fifty-fifty - powiedział trener szczecińskiego zespołu.