Początek dla Polaków był wręcz wyśmienity. Momentalnie objęli oni prowadzenie 7:0, dając jednocześnie do zrozumienia, że chcą zrehabilitować się za porażkę z Czarnogórą. Znów główną rolę odgrywał Marcin Gortat. Zawodnik Phoenix Suns nie miał sobie równych pod koszem i bez trudu zdobywał kolejne punkty.
Gdy przykład z niego wziął Michał Ignerski wiele wskazywało na to, że kibice będą świadkami dobrego widowiska autorstwa biało-czerwonych. Oprócz nich dużo pożytecznej pracy wykonywał Dardan Berisha. Urodzony w Kosowie obrońca pewnie trafiał z dystansu, potwierdzając wysokie aspiracje.
Przeciwnik doszedł do głosu jedynie w połowie pierwszej kwarty i wówczas nawet wyrównał. Wszystko za sprawą Kasparsa Berzinsa, który sprawiał trochę kłopotów defensorom miejscowych oraz bohatera piątkowego spotkania Rihardsa Kuksiksa. Jednak jak się okazało w dłuższej perspektywie ich poczynania nie przyniosły pożądanego efektu. Błyskawiczne akcje Ignerskiego oraz Gortata sprawiły, że po dziesięciu minutach wynik na tablicy świetlnej brzmiał 27:17, wobec czego ich team znajdował się w mocno uprzywilejowanym położeniu.
Druga "ćwiartka" nie odmieniła dotychczasowego scenariusza. Gospodarze wciąż posiadali inicjatywę i co istotne grali z o wiele większym polotem aniżeli dzień wcześniej. Dobrze radzili sobie nominalni zmiennicy jak Piotr Pamuła i Mateusz Ponitka. Obaj nie tylko swobodnie czuli się wśród bardziej doświadczonych kolegów, ale też w pełni wykorzystywali daną im szansę.
Pozytywną kartę mógł również zapisać Robert Skibniewski, lecz partnerzy często nie odczytywali jego zamiarów, co zwykle skutkowało stratą. Niemniej wszelkie pomyłki Polaków były tuszowane przez fantastyczną skuteczność. Tutaj w zasadzie nikt nie miał prawa się do czegokolwiek przyczepić, a poparcie tych słów stanowił dystans dwudziestu jeden punktów, który dzielił obie drużyny po pierwszej połowie.
W dalszych partiach Polska nie musiała tak mocno forsować tempa i spokojnie wcielała w życie taktyczne założenia. Goście natomiast pomyśleli o zniwelowaniu choćby części strat, w związku z czym odważniej zapędzali się na przeciwną stronę boiska. Te dążenia przynajmniej w pewnym stopniu dały korzyści. Dzięki Davisowi Bertansowi Łotysze poczuli się pewniej, co znalazło odzwierciedlenie w efektywności poszczególnych zagrań.
Wtedy jednak sprawy w swoje ręce wziął Ponitka. Jeden z bardziej utalentowanych koszykarzy młodego pokolenia popisał się kilkoma penetracjami, zapewniając drużynie większy komfort przed decydującą batalią. Co ważne, swoje "trzy grosze" dołożył jeszcze Skibniewski, wobec czego o końcowy rezultat raczej nikt związany z polską kadrą nie musiał się martwić.
Zgodnie z przypuszczeniami podopieczni Alesa Pipana odnieśli efektowne zwycięstwo. Utrzymali oni skupienie i wyczekiwali upragnionego finiszu. Publiczności przypomniał się rozgrywający jedno z lepszych spotkań w narodowych barwach Berisha. Wtórował mu Jakub Wojciechowski, który umiejętnie znajdował sobie pozycje strzeleckie. Żałować można było tylko, że magiczna bariera stu punktów nie została przekroczona, lecz i tak triumf 99:74 dał powody do radości.
Polska - Łotwa 99:74 (27:17, 27:16, 26:21, 19:20)
Polska: Gortat 25, Berisha 15, Ponitka 14, Skibniewski 10, Wojciechowski 10, Koszarek 8, Zamojski 7, Ignerski 5, Kulig 2, Pamuła 2, Karnowski 2
Łotwa: Davis Bertans 17, Kaspars Berzins 11, Dairis Bertans 9, Meiers 9, Vecvargas 6, Majeris 6, Arturs Berzins 6, Kuksiks 5, Strelnieks 3, Freimanis 2
Bez "setki", ale efektownie - relacja z meczu Polska - Łotwa
Drugiego dnia turnieju Sopot Basket Cup polscy koszykarze nie zawiedli oczekiwań i pewnie pokonali Łotwę 99:74. Wśród najskuteczniejszych ponownie znalazł się Marcin Gortat.
Źródło artykułu: