- Ja i zawodnicy powiedzieliśmy sobie, że absolutnie nie chcemy wracać do Radomia na żaden piąty mecz - oświadczył po zakończeniu drugiego spotkania we własnej hali Mariusz Karol, trener Rosy. Jego podopieczni zrealizowali ten cel. Po sobotnim starciu mogli mieć jednak pewne obawy co do zakończenia walki na terenie przeciwnika.
- Łańcut był od nas lepszy i wygrał zasłużenie. Dobrze spisał się na obwodzie, w żaden sposób nie mogliśmy powstrzymać rywali - komentował pojedynek numer trzy Michał Wolczyk, rzecznik prasowy przyjezdnych. Faktycznie - podopieczni Dariusza Kaszowskiego trafili 12 na 25 rzutów za trzy punkty, przy zaledwie pięciu udanych próbach radomian. W tym elemencie brylował zwłaszcza Tomasz Fortuna, który 4 razy umieścił piłkę w koszu.
Jak podkreślał drugi szkoleniowiec Rosy, Marek Łukomski, przyjezdni nie zrealizowali nawet w połowie założeń taktycznych. - Sokoły postawiły wszystko na jedną kartę, poczuły się pewnie w ofensywie, pozwoliliśmy im na zbyt wiele pozycji rzutowych - zaznaczał. Zadowolony z postawy swoich graczy był, rzecz jasna, opiekun gospodarzy. - Pokazaliśmy charakter i że nikomu nie odpuścimy, mimo że większość postawiła na nas już krzyżyk w tej rywalizacji - mówił.
Po sobotnim spotkaniu Mariusz Karol miał do podopiecznych pretensje przede wszystkim o to, że nie stanowili drużyny. Jego zdaniem, na swoim dobrym poziomie zagrało jedynie dwóch, trzech koszykarzy, a reszta "przeszła obok meczu". Dodał, iż o triumfie łańcucian zadecydowały detale.
Niedzielne starcie przebiegło już zdecydowanie po myśli radomian. Świetnie spisali się oni w drugiej połowie, czyli w momentach decydujących o końcowym wyniku. - Tym razem byliśmy drużyną, stanowiliśmy kolektyw - cieszył się szkoleniowiec Rosy. Jego zawodnicy wykorzystali swoje atuty, przede wszystkim kapitalne przygotowanie kondycyjne. Widoczne było to zwłaszcza w dwóch ostatnich kwartach niedzielnego meczu. Wytrzymali trudy spotkania i mogą już myśleć o półfinale fazy play-off.