Spotkanie pomiędzy Słoweńcami i Serbami tym razem nie miało już większego ciśnienia. Inaczej było przed dwoma laty, gdy obie reprezentacje spotkały się w półfinale polskiego EuroBasketu, gdzie gwiazdą wieczoru był Milos Teodosic, a stawką meczu przepustka do gry o tytuł. Siódme miejsce żadnej z tych ekip nie zadowalało, dlatego emocji jak gdyby miało nie być.
Serbowie do spotkania przystąpili bez Nenada Krsticia, a z Teodosicia jak gdyby całkowicie zeszło powietrze. To wszystko wykorzystali Słoweńcy, których grę doskonale napędzał Goran Dragic, a zza łuku seryjnie trafiał Jaka Lakovic. To wszystko sprawiło, że po trzech kwartach Serbowie tracili do rywali aż 13 punktów i nic nie wskazywało na to, że coś może się zmienić.
Podopieczni Dusana Ivkovicia przeszli jednak istną metamorfozę przed decydującą częścią meczu i rozpoczęli ją od runu 13:0! Po chwili Serbowie zdołali nawet objąć prowadzenie 68:67, ale wtedy swoją piątą trójkę w meczu ustrzelił Lakovic. Sukces przypieczętował natomiast Erazm Lorbek, który na pół minuty przed końcem meczu ustalił jego wynik.
Goran Dragic zakończył pojedynek z dorobkiem 21 oczek, trafiając 9 z 12 oddanych rzutów z gry. 15 punktów dołożył natomiast Jaka Lakovic, który wszystkie swoje punkty zdobył rzutami zza linii 6,75. Słoweńcy właśnie znakomitej egzekucji z obwodu mogą zawdzięczać wygraną, bowiem w całym meczu trafili 13 razy zza łuku, podczas gdy rywale uczynili to zaledwie trzykrotnie.
72:68
(27:20, 17:19, 20:12, 8:17)
Słowenia: G. Dragic 21, Lakovic 15, Ozbolt 9, Muric 8, Lorbek 8, Z. Dragic 6, Smodis 3, Begic 2, Slokar 0, Jagodnik 0.
Serbia: Perovic 13, Bjelica 12, Savanovic 12, Macvan 12, Markovic 9, Keselj 5, Teodosic 3, Marjanovic 2, Paunic 0.
Występ na Igrzyskach Olimpijskich to ponoć marzenie każdego sportowca, zatem pojedynek o 5. miejsce na litewskim EuroBaskecie miało ogromne znaczenie tak dla Litwinów, jak i Greków. Owe piąte miejsce dawało bowiem możliwość gry w dodatkowych kwalifikacjach do londyńskiej olimpiady, zatem było o co grać.
W spotkanie lepiej weszli Grecy, którzy wykorzystywali każdy błąd gospodarzy turnieju, a w pierwszej kwarcie prowadzili już nawet różnicą ośmiu oczek. Wtedy jednak do pracy zabrali się Martynas Pocius oraz Robertas Javtokas. Dzięki temu duetowi podopieczni Kestitusa Kemzury zdołali wrócić do gry, a straty Litwinów malały z każdą kolejną minutą spotkania.
Kluczowe dla losów meczu okazały się pierwsze minuty po zmianie stron. Gospodarze bowiem zdołali odrobić wszystkie straty, nerwów na ławce trenerskiej nie wytrzymał Ilias Zouros (ukarany przewinieniem technicznym), w ofensywie odblokował się Rimantas Kaukenas, a Litwa w chwilę prowadziła już 54:44.
Wydawało się, że od tego momentu Litwini przejęli inicjatywę. Po ich stronie cały czas było o kilka punktów więcej. Nerwy zaczęły się na pół minuty przed końcem, gdy zza łuku trafił Nick Calathes, a przewaga podopiecznych Kemzury w tym momencie zmalała do zaledwie punktu. Na szczęście gospodarzy próbę nerwów na linii rzutów wolnych wytrzymali kolejno Darius Songalia oraz Mantas Kalnietis, a to dało Litwinom ważną wygraną na osłodę, bowiem wszyscy marzyli tutaj o medalach.
Litwini wygrali, bowiem w ich składzie aż sześciu zawodników zanotowało na sowim koncie dwucyfrowe zdobycze punktowe. Liderzy zespołu zmieniali się w roli liderów niczym zawodnicy biegnący na zmianach w wyścigu sztafetowym, a to dało im końcowy sukces.
73:69
(14:20, 18:17, 24:11, 17:21)
Litwa: Pocius 13, Songalia 12, Kalnietis 11, Kaukenas 10, Jankunas 10, Javtokas 10 (10 zb), Jasaitis 7, Valenciunas 0, Jasikevicius 0, Delininkaitis 0.
Grecja: Calathes 16, Koufos 14, Fotsis 13 (10 zb), Vasileidas 13, Papanikolau 9, Bourousis 4, Xanthopoulos 0, Bramos 0, Sloukas 0.