Szóste spotkanie w rywalizacji półfinałowej pomiędzy Treflem Sopot a Turowem Zgorzelec przyciągnęło na trybuny sporą ilość widzów. Warto zaznaczyć, że w hali Ergo Arena pojawili się także fani ze Zgorzelca. - Kibice zawsze nam pomagają. Liczy się dla nas każdy głos. Doceniamy to, ze ludzie za nami jadą tyle kilometrów. To bardzo miłe. Sopot będzie miał na trybunach przewagę liczebną, ale to nic nie będzie znaczyło - mówił na łamach plk.pl przed meczem Bartosz Bochno.
Jeszcze przed zawodami okazało się, że w Treflu Sopot do gry nie będzie dysponowany litewski zawodnik Giedrius Gustas, który nabawił się kontuzji w ostatnim meczu. To sprawiło, że jedynym rozgrywającym w ekipie Karlisa Muiznieksa był Lorinza Harrington.
Dla sopocian spotkanie numer sześć było ostatnim by przedłużyć swoje szanse na awans do finału. Już od samego początku meczu dało się wyczuć wielką motywację w ekipie znad morza. Sopocianie z wielkim impetem weszli w ten mecz. Po dwóch minutach prowadzili już 7:0, a po kolejnych 18:4. Co ciekawe wszystkie punkty dla sopocian w tym fragmencie gry zdobył duet Adam Waczyński-Lawrence Kinnard, który był bardzo dobrze obsługiwany przez swoich kolegów z drużyny.
Z biegiem czasu pozostali koszykarze Trefla włączyli się w zdobywanie punktów. Zgorzelczanie mieli spore problemy ze skutecznością, szczególnie spod kosza. Dobrą zmianę z ławki dał Michał Gabiński, który szybko zdobył pięć punktów, zmniejszając przy okazji straty do dziesięciu oczek.
Sopocianie ani przez chwilę nie zwalniali tempa, systematycznie powiększając swoją przewagę. Jednakże taki stan trwał do połowy drugiej kwarty, gdzie to Turów zaczął grać lepiej. Skuteczny był szczególnie Michael Kuebler, który raz za razem trafiał z półdystansu.
Na przerwę gracze Muiznieksa schodzili z ośmiopunktową przewagą. Wszystko za sprawą ostatniej akcji, w której Kinnard równo z syreną trafił spod kosza z faulem.
Po przerwie sopocianie znów byli szybsi, dokładniejsi oraz skuteczniejsi od swoich przeciwników. W dodatku w ekipie Turowa czwarte przewinienie złapał środkowy Robert Tomaszek i trener Jacek Winnicki zmuszony był desygnować po raz pierwszy do gry Ivana Zigeranovicia.
Dużą bronią sopocian w tym spotkaniu był rzuty dystansowe. Szczególnie w trudnych momentach gracze Muiznieksa rzucali zza linii 6,75.
Przewaga sopocian cały czas oscylowała w granicach 8-10 punktów. Bardzo ważna była końcówka trzeciej kwarty, w której Trefl przyspieszył i odskoczył zgorzelczanom na 15 oczek. Duża w tym zasługa Kinnarda, który w tym meczu mylił się bardzo rzadko.
Sopocianie spokojnie kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie. Gracze ze Zgorzelca walczyli do samego końca, ale nie udało im się odrobić strat. Ostatnie siódme spotkanie odbędzie się w Zgorzelcu 4 maja o godzinie 18. Bezpośrednią transmisję przeprowadzi stacja TVP Sport.
Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec 93:79 (26:13, 17:22, 26:21, 24:23)
Trefl: Lawrence Kinnard 28, Adam Waczyński 20, Paweł Kikowski 14, Filip Dylewicz 12, Marcin Stefański 6, Dragan Ceranić 5, Lorinza Harrington 4, Slobodan Ljubotina 3, Paweł Malesa 1
PGE Turów: Torey Thomas 20, Daniel Kickert 15, Konrad Wysocki 14, Michael Kuebler 10, Michał Gabiński 8, David Jackson 5, Ivan Zigeranović 3, Bartosz Bochno 2, Mateusz Jarmakowicz 2, Marko Brkić 0, Robert Tomaszek 0.