Osłabieni goście pokazali charakter - relacja z meczu Sportino Inowrocław - GKS Tychy

Mimo że GKS Tychy w Inowrocławiu musiał radzić sobie bez najlepszego strzelca, Jacka Jareckiego, to sprawił gospodarzom sporo problemów. Sportino zwycięstwo zawdzięcza Aleksandrowi Lichodzijewskiemu. Koszykarz, który w całym spotkaniu zdobył aż 23 punkty, 11 z nich rzucił w ostatnich sześciu minutach, co zdecydowało o sukcesie podopiecznych Aleksandra Krutikowa.

W tym artykule dowiesz się o:

Już przed meczem okazało się, że mimo obecności na ławce rezerwowych małe szanse na występ mają Jacek Jarecki i Tomasz Bzdyra. Obaj nie pojawili się na parkiecie ani przez chwilę. Trudno, więc było liczyć, że goście nawiążą wyrównaną walkę. Jareckiego starał się zastępować Dawid Witos, który rzucił aż 24 "oczka" i ani na chwilę nie opuścił parkietu. Brak Bzdyry nie był widoczny, ponieważ świetnie spisał się Mariusz Markowicz.

Początek meczu potwierdzał przewidywania. Już po minucie Sportino prowadziło 5:0. Goście szybko odpowiedzieli czterema punktami, lecz na długi czas były to jedyne celne rzuty do kosza. Gospodarze zaliczyli serię trzynastu punktów. Ekipa prowadzona przez Aleksandra Krutikowa świetnie broniła, zmuszając tyszan do popełnienia aż siedmiu strat. Po wsadzie Wojciecha Żurawskiego i "trójce" Wojciecha Kusa Sportino prowadziło 18:4. W końcówce tej odsłony goście wrócili do gry, odrabiając połowę strat za sprawą Pawła Olczaka i Markowicza. Gospodarze i tak prowadzili jednak 22:15.

Druga odsłona również przebiegała pod dyktando koszykarzy z kujawsko-pomorskiego. Z dobrej strony pokazał się Krzysztof Jakóbczyk, który dał dobrą zmianę. Skuteczny był też Żurawski. Gospodarze utrzymywali kilkunastopunktową przewagę, by na dłuższą przerwę schodzić przy prowadzeniu 47:35.

Rozmowa w szatni pomogła podopiecznym Tomasza Służałka. Obie drużyny grały falami i przez długi czas Sportino utrzymywało bezpieczny dystans, jednak z upływem minut przewaga zaczęła topnieć. Dużo problemów swojej byłej ekipie sprawiał Witos, który raz za razem dziurawił kosz zza linii 6,75 metra. Mimo, że pod tablicami szalał Żurawski, to w ostatnich czterech minutach goście odrobili większość strat i przed decydującą odsłoną inowrocławianie prowadzili "tylko" 60:55.

Początek czwartej kwarty zapowiadał dramat gospodarzy. Już po minucie do remisu doprowadził Witos (60:60). Koszykarzom ze Śląska zabrakło jednak sił, gdyż podstawowi gracze przebywali bardzo długo na parkiecie, a żaden z rezerwowych nie potrafił wziąć na siebie ciężaru gry. Sportino po dłuższym przestoju powróciło do dyspozycji z pierwszej połowy. Kibice gospodarzy nie mogliby jednak cieszyć się ze zwycięstwa, gdyby nie Aleksander Lichodzijewski, który zdobył dziewięć kolejnych punktów dla swojej ekipy. Na tablicy widniał wtedy rezultat 69:61 i stało się jasne, że GKS po raz drugi już nie da rady odrobić strat. Goście jeszcze raz jednak spróbowali, za co należą im się brawa. Przyjezdni za sprawą Markowicza i Artura Kijanowskiego zmniejszyli stratę do czterech punktów, lecz ważnego rzutu nie trafił Olczak i to Sportino mogło cieszyć się z wygranej. Niewątpliwie na miano gracza meczu zasłużył Lichodzijewski, który oprócz tego, że był najlepszym strzelcem swojej ekipy, to blisko połowę swojego dorobku zapisał w decydujących minutach.

Sportino Inowrocław - GKS Tychy 73:67 (22:15, 25:20, 13:20, 13:12)

Sportino: Lichodzijewski 23, Żurawski 14, Jakóbczyk 13, Kus 9, Piotrkiewicz 6, Mowlik 3, Sulowski 3, Żytko 2, Grod 0, Wierzbicki 0.

GKS: Witos 24, Markowicz 15, Olczak 11, Hałas 10, Kijanowski 5, Kwiatkowski 2, Goldammer 0.

Źródło artykułu: