Przed meczem okazało się, że obie drużyny będą musiały radzić sobie bez liderów. Mianowicie Qyntel Woods oraz Michael Hicks nie mogli wystąpić w tym spotkaniu z różnych przyczyn. Zoran Sretenović postanowił desygnować do pierwszej piątki Briana Gilmore'a.
Mecz lepiej rozpoczęli gracze Tomasa Pacesasa, którzy objęli prowadzenie 5:0. Goście indywidualnymi akcjami próbowali zdobywać punkty, ale większość z prób okazywała się niecelna.
Po początkowym marazmie do głosu zaczęli dochodzić goście z Kociewia. Po trójce Roberta Skibniewskiego, Kociewskie Diabły objęły nawet prowadzenie 9:7. Starogardzianie, wspierani przez liczną grupę kibiców, zaczęli grać coraz pewniej. Świetną pierwszą kwartę zaliczył popularny "Skiba" (8 oczek). Mistrzowie Polski w tym fragmencie gry mieli olbrzymie problemy z trafianiem do kosza, co skrzętnie wykorzystywali gracze Sretenovicia (16:8).
W ekipie Pacesasa bardzo skuteczny był Tommy Adams, który w krótkim okresie czasu zdobył 10 punktów. Trzeba przyznać, że Amerykanin grał jak w transie, trafiając trójkę za trójką. Jednak w tym elemencie nie gorsi byli starogardzianie, którzy raz po raz dziurawili kosz z dystansu. Gdynianie z biegiem czasu zaczęli łapać swój rytm gry, praktycznie odrabiając wszystkie straty do gości ze Starogardu (32:33).
Gospodarze mimo, że grali zdecydowanie bardziej zespołowo od ekipy Zorana Sretenovicia (9 asyst, przy 3 gości) to do przerwy przegrywali 34:39.
Trzecia kwarta rozpoczęła się od trójki Gilmore’a, w odpowiedzi trafili jednak Radko Varda oraz niesamowity Adams. Z biegiem czasu gra się bardzo wyrównała, ale cały czas na prowadzeniu były Kociewskie Diabły. Po punktach spod kosza Piotra Szczotki, na tablicy świetlnej pojawił się remis po 50. Ekipa z Kociewia ani przez moment nie odstawała od mistrzów Polski.
Trzeba przyznać, że serbski trener Sretenovic zaszczepił w swoich podopiecznych wolę walkę oraz wielką determinację. Gospodarze jedynie na początku spotkania prowadzili (5:0), a od tamtego czasu cały czas z przodu była Polpharma. Bardzo ważnym momentem w spotkaniu było piąte przewinienie podstawowego środkowego gości - Kirka Archibeque’a. Od tego momentu druga drużyna w tabeli TBL zaczęła grać nieco gorzej. Starogardzianie zatracili swoją skuteczność, jaką mieli do przerwy. Po punktach świetnego w tym dniu Adamsa, gospodarze prowadzili już 62:58.
Wówczas podopieczni Pacesasa stanęli, a do głosu znów doszli gracze Sretenovicia, którzy zdobyli pięć punktów z rzędu, powracając przy okazji na prowadzenie (63:62). W kolejnej akcji z półdystansu trafił Filip Videnov, wyprowadzając Asseco na 64:63. Jednak szybką ripostą popisał się Deonta Vaughn. Na 17 sekund przed końcem spotkania rzuty wolne wykonywał Uros Mirković, ale pomylił się dwukrotnie. Wówczas skuteczną akcją popisał się Adams i na pięć sekund przed końcem, gospodarze prowadzili 66:65. O czas poprosił trener Sretenović. Vaughn uciekł Mateuszowi Kostrzewskiemu i zdobył punkty spod kosza. Gracze Tomasa Pacesasa mieli niecałe trzy sekundy na rozegranie skutecznej akcji, ale Adams chybił z rogu boiska.
Asseco Prokom - Polpharma 66:67 (16:22, 18:17, 17:15, 15:13)
Asseco Prokom: Adams 24, Widenow 9, Varda 8, Eldridge 8, Szczotka 7, Hrycaniuk 4, Burrell 2, Ewing 2, Łapeta 2, Witka, Kostrzewski.
Polpharma: Skibniewski 15, Vaughn 14, Mirković 12, Gilmore 9, Cielebąk 6, Archibeque 5, Chanas 5, Metelski 1, Dutkiewicz.