Gdy celną trójką już na samym początku meczu popisał się George Reese, trener Anwilu Włocławek, Emir Mutapcić wziął głęboki oddech. Przed spotkaniem z AZS Koszalin, Bośniak z pewnością spędził kilka dobrych godzin rozważając jak powstrzymać będącego ostatnio w kapitalnej formie Amerykanina, lecz wszystko wskazywało na to, że plan się nie powiódł. Tym bardziej, że chwilę później osiem oczek rzucił Winsome Frazier i gospodarze prowadzili, ku uciesze licznie zgromadzonych fanów, 14:11.
Goście mieli spore problemy z realizacją założeń w defensywie, co często kończyło się nieporozumieniami i niepotrzebnymi faulami. Luki w obronie idealnie natomiast wykorzystywał Igor Milicić, który już po pierwszych dziesięciu minutach miał na swoim koncie sześć asyst. Mimo rozsądnej gry Chorwata z polskim paszportem i aż 12 punktów w tej kwarcie Fraziera, to goście prowadzili przed drugą kwartą 23:22. Anwil poukładał bowiem swoją grę w defensywie, zaś sporo ożywienia w ofensywie wnieśli zmiennicy: Eric Hicks czy Dardan Berisha.
Trener Mutapcić jak zwykle stosował częstą rotację i plan ten zaczął przynosić korzyści. Męczony na zmianę przez D.J. Thompsona i Chrisa Thomasa, Milicić przestał już tak skutecznie wyszukiwać swoich partnerów, zaś ten drugi Amerykanin zdobył sześć punktów i Anwil prowadził 30:26. Chwilę później kilka ważnych akcji zaliczył Stipe Modrić i było już 35:30. Gospodarze co prawda rzucili się do obrabiania strat, ale ich zapał ostudził trzeci faul Fraziera oraz kilka punktów Nikoli Jovanovicia. Kapitalna końcówka pierwszej połowy sprawiła zatem, że do przerwy wicemistrzowie Polski prowadzili aż 48:36.
Gdy zaś czwarte przewinienie popełnił jeden z kluczowych zmienników koszalinian, Grzegorz Arabas, a swój 15 punktów rzucił bardzo pewnie grający Paul Miller, Anwil wyszedł na prowadzenie 57:42 i wydawało się, że złapał rytm. Siedem oczek Reese’a pozwoliło jednak gospodarzom wrócić do gry (57:49) i od tego momentu rozpoczęła się walka kosz za kosz. Na kolejne cztery punkty amerykańskiego skrzydłowego AZS, tym samym odpowiedział Łukasz Majewski i po trzydziestu minutach goście wygrywali 67:57.
W czwartej kwarcie gra się jeszcze bardziej zaostrzyła. Koszalinianie zdawali sobie sprawę, że jeśli chcą jeszcze przechylić szalę spotkania na swoją korzyść, muszą zniwelować straty do włocławian tak szybko, jak tylko się da. Trener Karol desygnował więc na parkiet grających bardzo skutecznie: Reese’a, Fraziera, Milicicia i Slavisę Bogavaca. Innymi słowy posłał do boju swoich najbardziej doświadczonych zawodników i ci powoli zaczęli odrabiać straty.
Najpierw serią punktów popisał się Bogavac i AZS zmniejszył straty do siedmiu punktów w 35. minucie (68:75) i choć chwilę oddechu gościom zapewnił jeszcze Majewski (68:78), kolejnych pięć oczek rzuconych do spółki przez Milicicia i Bogavaca sprawiło, że przewaga Anwilu zmalała w na dwie minuty do końca jedynie do stanu 73:78!
W tym momencie najwięcej zimnej krwi zachował Thompson. Amerykanin od początku starcia czuł się w koszalińskiej hali jak ryba w wodzie, wszak grał w niej w barwach AZS przed trzema laty. Zawodnik Anwilu dobrze konstruował akcje swojej drużyny i m.in. dzięki niemu przyjezdni prowadzili przez większą część meczu, choć sam nie zdobywał wielu punktów. I pewnie dlatego defensorzy AZS zupełnie zapomnieli o filigranowym rozgrywającym w decydującej części spotkania i on wykorzystał ten fakt znakomicie. Najpierw przymierzył fantastyczną trójkę, gdy zegar 24 sekund nieuchronnie zbliżał się do końca, a następnie zbierał piłki po niecelnych rzutach rywali i będąc faulowanym, ustalił wynik meczu na 85:78. Podopieczni Emira Mutapcicia przerwali zatem fatalną serię pięciu kolejnych porażek.
AZS Koszalin - Anwil Włocławek 78:85 (22:23, 14:25, 21:19, 21:18)
AZS: George Reese 24, Slavisa Bogavac 18, Winsome Frazier 15, Igor Milicić 12, Mirosław Łopatka 5, Tomasz Śnieg 4, Grzegorz Arabas 0, Robert Gibaszek 0
Anwil: Paul Miller 17, Łukasz Majewski 15, Eric Hicks 9, Chris Thomas 8, D.J. Thompson 8, Stipe Modrić 7, Andrzej Pluta 6, Dardan Berisha 5, Tomasz Celej 5, Nikola Jovanović 5