Ekstraklasa mężczyzn nigdy nie była na ustach wszystkich, docierała do niezbyt licznego grona kibiców, ale w ostatnich latach staczała się coraz niżej. To nic innego, jak pokłosie niezbyt przemyślanych decyzji, wprowadzania zamiast profesjonalizmu wszechobecnej w Polsce amatorszczyzny, safanduły Janusza Wierzbowskiego oraz jego współpracowników, nie sposób też ominąć Romana Ludwiczuka. Żadna z tych osób nie zareagowała w odpowiednim momencie, kiedy zapaliło się czerwone światło nie zatrzymali się, by przeanalizować sytuację, śmiało pędzili do przodu niczym jeździec bez głowy. Teraz Polska Liga Koszykówki to zaścianek polskiego sportu, cierpi na chorobę, która wymaga natychmiastowego leczenia, bo w innym wypadku pacjent umrze.
Kilka miesięcy temu pojawiło się światełko w tunelu. Z urzędu prezesa PLK ustąpił Wierzbowski, wszystkim malkontentom zamknięto usta powołując nowy zarząd, powierzono stery Jackowi Jakubowskiemu i Grzegorzowi Bachańskiemu. Dla wielu oznaczało to początek rewolucji, wprowadzenie nowych standardów, nadzieja na to, że koszykówka znów zyska rozgłos, nie będzie rzadko odwiedzaną prowincją sportu, lecz przebije się do społeczeństwa.
Znalezienie sponsora - po ponad półtora roku - było pierwszym sukcesem nowych sterników. Zainwestować w niszową dyscyplinę odważył się Tauron Polska Energia, który w czerwcu zadebiutował na giełdzie. Powstała więc Tauron Basket Liga, a kibice w fazie play off na brak transmisji, których wcześniej było jak na lekarstwo, narzekać nie mogli. Ku zdumieniu wszystkich Tauron był zadowolony ze współpracy w końcówce sezonu 2010/11, zgodził się nawet na jej kontynuowanie. Liga znalazła więc w końcu sponsora na cały sezon, zyskała 1,2 miliona złotych, ale jednocześnie inwestor postawił szereg wymogów, które PLK musi spełnić.
Zarząd PLK zdecydował się na stworzenie, mającego prężnie funkcjonować działu marketingu. W tym celu zatrudniono Jakuba Kacprzaka, który wraz z początkiem sierpnia zaczął pełnić funkcję dyrektora ds. marketingu. Pomysły zarządu ligi nie spotkały się jednak z entuzjazmem rady nadzorczej. Specjalnie przygotowany projekt przepadł niemal w całości. - Rada nadzorcza nie kreuje polityki marketingowej PLK i nic nie odrzucała - przekonuje Roman Ludwiczuk, przewodniczący rady nadzorczej, choć Andrzej Twardowski twierdzi zupełnie coś innego. - Liga nie powinna opierać się wyłącznie na klubach. Wydanie Skarbu Kibica to spory koszt, a można go przecież wydać z powierzchniami reklamowymi i to za pieniądze sponsorów - przyznał prezes Energi Czarnych Słupsk. - Rada Nadzorcza zapoznała się z propozycjami zarządu Polskiej Ligi Koszykówki. Postanowiliśmy żeby liga wprowadziła pewne poprawki, bo mieliśmy obiekcje co do budżetu. Był źle skonstruowany - za dużo w nim było wydatków, zarazem zbyt wiele niepewnych przychodów. Bilans tego był ujemny, w efekcie rada zleciła poprawki.
To jednak nie koniec scysji w dziale marketingu. Prócz Kacprzaka mieli w nim pracować także Adam Romański (jako media manager) oraz Piotr Kwiatkowski (kierownik projektu PLK), lecz z naszych informacji wynika, że rada nadzorcza nie zgodziła się na zatrudnienie Romańskiego, a Kacprzakowi i Kwiatkowskiemu podsunęła nowe umowy. - Rada Nadzorcza nie kreuje polityki kadrowej PLK, to należy wyłącznie do zarządu - twierdzi jednak Ludwiczuk.
Nowym członkiem zarządu Polskiej Ligi Koszykówki został Stanisław Trojanowski. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ponoć z wnioskiem o jego powołanie wystąpił Jakubowski, co jest niezgodne z kodeksem spółek handlowych. Ponadto Trojanowski pracował już w PLK, nie pomógł wówczas lidze, zajmował się w niej praktycznie wszystkim. - Prezes Jacek Jakubowski wystąpił z wnioskiem do Rady Nadzorczej o powołanie prokurenta lub trzeciego członka, bo na zwolnieniu lekarskim przebywa Grzegorz Bachański - tłumaczy prezes PZKosz. Według nieoficjalnych informacji Jakubowski wystąpił z wnioskiem pod naciskiem będącego u władzy Ludwiczuka, nie bez powodu padło na Trojanowskiego, jest on poplecznikiem przewodniczącego rady nadzorczej, któremu w ostatnim czasie sprawy wymknęły w wymknęły się z rąk.
PLK miała zyskać wraz z nowymi członkami zarządu większą autonomię, nie działać tak, jak życzy sobie tego PZKosz., lecz dla interesu ligi. Tymczasem jednak kilka miesięcy temu kluby zgodziły się na zwiększenie udziałów związku, w efekcie PZKosz. obecnie w stu procentach dysponuje akcjami PLK. Na dodatek ostatnie decyduje pokazują jednak wyraźnie, że zarząd ligi toczy bitwę z radą nadzorczą, która ma inne interesy. Trudno w ten sposób o profesjonalizm, wprowadzenie nowych i wyższych standardów, podniesienie poziomu nie tylko sportowego, ale i organizacyjnego.
->>Przeczytaj wywiad z Romanem Ludwiczukiem, prezesem PZKosz.<<-