Kilka dni temu wszyscy kibice w Polsce, jak i sami zawodnicy oraz trenerzy kadry narodowej byli w euforii. Nie dość, że "Biało-czerwoni" pokonali niepokonaną wówczas Belgię i zrewanżowali się za wcześniejszą porażkę Gruzinom, to jeszcze inne wyniki w grupie C ułożyły się jakby na wyraźne życzenie Polski - Belgia pokonała bowiem Gruzję na wyjeździe. Wystarczyło więc wygrać w Coimbrze z najsłabszą w grupie Portugalią (pięć porażek w pięciu spotkaniach) by do decydujących batalii przystępować z pozycji lidera w grupie.
Niestety podopieczni Igora Griszczuka nie wykorzystali szansy, co więcej - skompromitowali się na całej linii i przegrali w Portugalii 84:85. Ktoś może powiedzieć, że dopiero po dogrywce, że dopiero po walce, lecz przecież nie o to chodziło. Zaledwie kilka dni wcześniej Portugalia została zmiażdżona przez Bułgarię 103:64. A to właśnie ekipa znad Morza Czarnego będzie kolejnym przeciwnikiem Polski, która teraz z kolei nie ma już żadnego marginesu błędu.
Koszykarze trenera Griszczuka muszą więc wygrać w poniedziałek w Katowicach, jeśli nadal marzą o awansie do przyszłorocznego EuroBasketu 2011 na Litwie. Muszą zaskoczyć czymś reprezentację Bułgarów, lecz akurat element zaskoczenia to pięta achillesowa aktualnej reprezentacji. Białorusin z polskim paszportem ufa przede wszystkim graczom pierwszej piątki i rzadko kiedy zmiennicy pojawiają się na placu gry w najtrudniejszych momentach meczów. I choć Maciej Lampe oraz Marcin Gortat potrafią zagrać mecz na poziomie ponad 50 punktów (jak przeciwko Belgii), grają średnio ponad trzydzieści minut w każdym spotkaniu, co musi przełożyć się na zmęczenie.
Na nasze szczęście, reprezentacja Bułgarii również ma swoje problemy, które "Biało-czerwoni" muszą wykorzystać. Drużyna prowadzona przez Rosena Barchovskiego to przede wszystkim strzelec Filip Videnov. Gdyby nie 30-letni zawodnik, ekipa znad Morza Czarnego z pewnością miałaby zupełnie inny bilans niż obecne 3-2. Przegrałaby m.in. z Polską, lecz wówczas właśnie cztery trójki gracza FMP Żeleznika Belgrad dały zwycięstwo Bułgarom.
Jeśli defensywie Polski uda się zneutralizować poczynania Videnova (średnia 21 oczek na mecz), lub chociaż ograniczyć jego ofensywne zapędy, o zwycięstwo będzie zdecydowanie łatwiej. Drugi strzelec ekipy Dejan Ivanov czy trzeci Earl Calloway spisują bowiem w ataku znacznie słabiej - odpowiednio 9,4 i 8,6 punktu. Pod względem statystycznym Polska jest zdecydowanie bardziej stabilnym zespołem. Thomas Kelati rzuca przeciętnie 12,5 punktu, Łukasz Koszarek ponad 11 a Dardan Berisha ponad 7. A przecież tercet ten to tylko dodatek do duetu Lampe (18,3) - Gortat (17,2).
Ten fakt trzeba koniecznie wykorzystać, tak samo zresztą jak aspekt motywacji. Polacy z pewnością nie zapomnieli o deprymującej porażce z Sofii, kiedy jeszcze po trzeciej kwarcie prowadzili w stolicy Bułgarii różnicą 11 oczek, a mimo to przegrali czterema punktami 70:74. Thomas Kelati stwierdził wówczas, że to nie Bułgaria wygrała tamten mecz, a Polska przegrała. Trener Griszczuk na pewno postara się więc o to, by drużyna zmazała plamę z tamtego pojedynku i nie tylko wygrała, ale i odrobiła straty. W przypadku równej liczby zwycięstw na koniec eliminacji, małe punkty mogą mieć bowiem kluczowe znaczenie.
- Zdajemy sobie sprawę, że przegraną w Portugalii zawiedliśmy kibiców. Zawiedliśmy jednak przede wszystkim siebie i musimy zrobić wszystko, by wykorzystać każdą szansę, która pozwoli nam awansować do EuroBasketu na Litwie - tłumaczy na łamach serwisu reprezentacji Filip Dylewicz, kapitan polskiego zespołu.
Mecz Polska - Bułgaria odbędzie się w poniedziałek o godzinie 20:15 w katowickim Spodku. Bezpośrednią transmisję przeprowadzi TVP Sport.